Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6 ❤

Czekałam na jego wypowiedź, jednak on tylko się śmiał.

- Wiesz, co? Nie mam ochoty cię znać. - szybko chciałam zamknąć drzwi, jednak chłopak zatrzymał je.

- Ejejej... spokojnie. Przyszedłem tylko po...

- Żeby znów robić sobie ze mnie żarty, tak? - zapytałam.

- Nie... Żeby cię przeprosić. - rozszerzyłam oczy i spojrzałam na niego. Przez chwilę myślałam, że żartuje, jednak po raz pierwszy widziałam jego poważną minę. - No nie mów, że mi nie wybaczysz. - oparł się o framugę drzwi.

- Słuchaj, mogę ci coś wytłumaczyć? - pokiwał głową. - Jedyne, czego chcę to żebyś trzymał się ode mnie z daleka. I od Niny. Tyle mi wystarczy. - odparłam. - A teraz wybacz, ale wracam do góry, bo Nina na mnie czeka. - odpowiedziałam.

- To ona tutaj jest? - zapytał. Szczerze? Nie chciałam mu wszystkiego mówić, ale może wtedy odczepiłby się w końcu i zajął swoimi sprawami?

- Tak. Moja mama jest w pracy. Miała dzisiaj na drugą zmianę, dlatego Nina postanowiła zostać ze mną na noc. - odpowiedziałam.

- A tata? - zapytał. Od razu się spięłam, a moje oczy automatycznie się zaszkliły. Nie lubiłam jak ktoś wspominał o nim. Było mi bardzo przykro i nie mogłam zapanować nad uczuciem, które wtedy pojawiało się przy mnie. Po moich policzkach spłynęło kilka łez. Chyba to zauważył. - Ej, wszystko gra? - podszedł bliżej i widząc, że patrzyłam się w podłogę podniósł moją głowę. - Czemu płaczesz? Powiedz...

- Może dlatego, że nie lubię gdy ktoś o nim wspomina? - zasugerowałam.

- Przepraszam, nie chciałem... - chłopak automatycznie zaprzestał tego tematu.

Nagle usłyszałam dźwięk obijanych schodów. Wystraszyłam się i spojrzałam na nie. Jednak to tylko Nina szybko po nich schodziła.

- Luna, kto to? - zapytała nie widząc chłopaka w drzwiach. Gdy zeszła ze schodów spojrzała na niego. - Aa...

Przetarłam szybko oczy, tak aby nie zauważyła moich łez, jednak na marne.

- Co się stało? - podeszła do nas i spojrzała na mnie ze smutkiem i troską.

- Nic mi nie jest. - zaprzeczyłam.

- On ci coś powiedział, tak? - wskazała na bruneta.

- Po prostu nie wiedziałem i wspomniałem o jej ojcu... - odparł. Dziewczyna od razu wiedziała, dlaczego tak posmutniała.

- Ej, nie przejmuj się, kochana... - zaczęła. - Wiesz, że nie warto o tym myśleć... Przypomnij sobie ten moment z komedii, którą przed chwilą oglądałyśmy. Pamiętasz tego gościa, który pomylił wejścia? - Ona zawsze potrafi poprawić mi humor. Od razu moje kącki ust uniosły się do góry, a samopoczucie stało się lepsze. Jak ona to robi?

- Tak, pamiętam. - zaśmiałam się lekko, ale szczerze. - Ale zimno... chodźmy już do domu. Nawet moja piżamka nie pomaga. Czuję, że będę chora. - powiedziałam, po czym powoli skierowałam się do środka.

- Tak, Matteo. Możesz już iść? - zapytała dziewczyna.

- Tak, już uciekam. - odpowiedział.

- Aha, i słuchaj na przyszłość... - zaszeptała prawie niesłyszalnie. - Nie wspominaj o jej tacie, bo... - odwróciła się w tył, aby sprawdzić czy nie ma mnie tam. Jednak byłam już wtedy u góry. - Powiem ci, ale masz się nikomu nie wygadać. - chłopak podniósł ręce w geście obronnym. - Zmarł gdy była bardzo malutka. Nie potrafi przestać o nim myśleć, a gdy ktoś wspomina o nim to automatycznie się spina i nie potrafi zapanować nad emocjami w środku. A więc byłoby miło gdybyś już tak nie robił.

- Już tak nie będę. Nie wiedziałem... - odparł.

- Dobra, dobra... Już wiesz. To na razie.

- Cześć. - odpowiedział i wyszedł, po czym Nina zamknęła drzwi i wróciła do góry. Chwilę porozmawiałyśmy i znów zaczęłyśmy oglądać komedię, która każdemu poprawiłaby humor.

* * *

3 kolejne dni spędziłam z Niną, tak świetnie się bawiłam, że nie pamiętam nawet kiedy ostatnio tyle się śmiałam. Nie widziałam do tego czasu Gastona, ani zbytnio Matteo, co naprawdę mnie zdziwiło, w końcu mieszka tuż obok nas. A raczej naprzeciwko. Przyszedł czas na szkołę. Chociaż wcale nie paliło mi się iść tam, a do tego rozpoczęcie mieliśmy o 7:00 nad ranem. Nie rozumiem, jak można tak wcześnie wstawać.

- Luna, wstawaj, wstawaj! - weszła do mojego pokoju mama. Przewracałam się jeszcze w łóżku i wcale nie miałam zamiaru podnosić się z niego. Tak dobrze mi się spało... Chociaż w moim pokoju był taki porządeczek, że ciuchy walały się po podłodze i trudno było nie wywrócić się o nie.

- Mamo, jeszcze chwila... tylko chwila. - mruknęłam ściskając poduszkę, która była najbliżej mojej głowy.

- Nie ma czasu! Co tu za bałagan? Do której wczoraj siedziałaś, Luna? - zapytała, chociaż chyba wolałaby nie usłyszeć odpowiedzi.

- Mamo, proszę cię... daj mi jeszcze 2 minuty. - odparłam niechętnie.

Nie usłyszałam odpowiedzi od mojej rodzicielki. Nagle po moim ciele poczułam łaskotki. O nie. Wszyscy, którzy dobrze mnie znają wiedzą, że nie ma nic innego niż gilgotki, na które od razu wybucham śmiechem. Jest to także doskonały sposób na zrzucenie mnie z łóżka.

- Aj, nie, mamo!!! - krzyknęłam. - Proszę, już wstaję, tylko puść mnie. - mówiłam ze śmiechem. Tak się wyrywałam, że spadłam z łóżka. - Ałł...

- Już, wstawaj Luna. - odpowiedziała zbierając kilka ciuchów z podłogi, po czym wrzuciła je do kosza na pranie i wyszła z pokoju. Zebrałam się dość szybko. Wzięłam mój mundurek szkolny, który składał się z krótkiej spódniczki w zielono-granatową kratę i górną granatową część z krawatem oraz znaczkiem szkolnym.

Szkoła, do której chodzę jest jedną z najlepszych szkól w całym Meksyku. Jest urządzona w stylu amerykańskim, nawet większość zasad szkolnych jest na tych samych zasadach, które mają szkoły w Stanach. Jak już pewnie wspominałam - u nas w szkole jest drużyna piłkarska. Większość chłopaków, którzy do niej należą są obiektami zainteresowań większości dziewczyn z całej szkoły. A szczególnie Gaston. Drużyna ma wielkie osiągnięcia sportowe, są bardzo znani w całym Meksyku, a co dopiero mówić o Cancun i o szkole. Zawsze to oni mają najlepiej. Zawsze to wokół nich coś się kręci i to zawsze oni mają najlepsze jedzenie i miejsca na stołówce. Ehh...

Ubrałam się, wymalowałam, zjadłam śniadanie i wybrałam do szkoły, w której miałam spotkać się z Niną. Gdy już wychodziłam z domu zatrzymał mnie czyiś głos.

- Zaczekaj! - krzyknął podbiegając do mnie. Nie zatrzymałam się wcale, lecz i tak zdążył mnie dogonić.

- Czego chcesz? - zapytałam oburzona nawet nie spoglądając na chłopaka.

- Chodzisz do szkoły? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Nie, wiesz? Nie chodzę do szkoły. - ironia.

- No jak widzisz. - odparłam zła.

- O, ja też. Właśnie tam idę i po znaczku na twoim mundurku chyba chodzimy do tej samej. - zatrzymałam się rozszerzając oczy i spoglądając na jego przebranie. Nie wierzę! Mundurek z Wast High School (dop. aut. to wymyślona nazwa).

- Powiedz, że to żart. Błagam, powiedz, że to tylko sen. - zamknęłam powieki z nadzieją, że zaraz się obudzę i wszystko będzie na swoim miejscu. Jednak po ich otworzeniu wcale nie okazało się to snem. No nie wierzę. Ja prędzej sobie coś zrobię, niż będę chodziła z nim do jednej szkoły!




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro