Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 46

Siedziałam na jednym z krzeseł, czekając na Ninę i Matta, którzy zaraz mieli do mnie przyjść. Westchnęłam, widząc, że zegar wskazuje już godzinę dziewiątą trzydzieści. Mieli się zjawić już dwadzieścia minut temu.

Zamknęłam oczy, chcąc spać, byłam zmęczona. Praktycznie nie spałam w nocy i ledwo co kontaktowałam. Dopiero teraz odczułam potrzebę snu.

Spojrzałam przed siebie i kiedy dostrzegłam Matteo, który wychodził z jakiejś sali, szybko do niego podbiegłam.

- Matteo! - Krzyknęłam, żeby zwrócił na mnie swoją uwagę.

Odwrócił się w moją stronę, a gdy tylko mnie zobaczył, przewrócił oczami.

Aż tak źle się czuł w mojej obecności? Czy ja mu coś zrobiłam?

- Czego? - Zapytał, nie patrząc na mnie.

- Chciałam zapytać cię, co tu robisz... - powiedziałam cicho ze spuszczoną głową.

- Aktualnie stoję i tracę czas, a ty? - Uśmiechnął się ironicznie.

- Tracisz czas... ze mną? - Zapytałam trochę smutna, patrząc mu w oczy.

Znów nic nie zobaczyłam. Znów widziałam jedynie tę pustkę i głębię, którą zobaczyłam już kiedy po raz pierwszy uderzyłam go drzwiami.

Nie rozumiałam tego.

Nie odpowiedział mi nic, patrząc się w bok.

Westchnęłam.

- Byłeś u Chrisa? - Zapytałam, chcąc, żeby odrobinę ze mną porozmawiał.

Mnie niestety nie wpuścili, stwierdzili, że jestem za młoda i nie pozwolą mi go zobaczyć.

- Tak. - powiedział zimno.

- I... mówił coś? - Brnęłam w to dalej.

Westchnął głośno, przecierając ręką twarz.

- Nie interesuj się tak bardzo, okej? - Zapytał, spoglądając mi w oczy.

Podeszłam bliżej, nie urywając z nim kontaktu wzrokowego.

- Mam prawo się interesować. Też brałam w tym udział, Matteo!

- To nic nie znaczy - powiedział zdenerwowany. - Powinnaś dzielnie brać teraz udział w lekcji, a nie wtrącać się w sprawy, o których nie masz zielonego pojęcia.

Moje usta otworzyły się ze zdumienia. On chyba żartował. Miałam wielkie pojęcie o tym wszystkim, uważał mnie za jakieś dziecko, które nie miało prawa do decydowania za siebie.

- Jestem tutaj, żeby pomóc Chrisowi, zrezygnowałam z Niną ze wszystkich lekcji, żeby móc być tutaj z nim i żeby móc mu jak najbardziej pomóc, a ty tak mnie właśnie oceniasz. Może sam powinieneś spojrzeć na siebie i zapytać siebie samego, czemu jesteś wobec mnie taki zimny i oschły, bo może ty też nie potrafisz tego zrozumieć? Nic nie zrobiłam, Matteo, nie chciałam cię zranić, a ty cały czas jesteś dla mnie taki niemiły. Nie rozumiem cię ani trochę! Jestem ciekawa, czy sam wiesz, co ci się dzieje, bo twoje oczy nie wyrażają żadnych emocji, jakbyś nie miał uczuć. A dobrze wiem, że je masz, Matteo. Zastanów się nad sobą, zanim zaczniesz mówić coś o innych.

Powiedziałam to na jednym wdechu, a później nie wahając się, odeszłam stamtąd, wychodząc z wielkiego budynku. Na dworze była ulewa, totalna ulewa. Ale nie przeszkadzało mi to. Chciałam odejść gdzieś, gdzie nie było ludzi i gdzieś, gdzie będę mogła pozbierać swoje myśli i je poukładać.

Zaczęłam kierować się na pomost. Tam wszystko się układało, to tam przeżyłam najcięższe i najlżejsze chwile z całego mojego życia. Ostatnio nie chodziłam tam i stęskniłam się za tym miejscem, bo przywiązałam do niego moje serce.

Po kilku minutach byłam już na miejscu cała przemoczona, lało jak z cebra, ale przecież pogoda nie mogła popsuć moich planów.

Usiadłam na pomoście, wsłuchując się w dźwięk opadających kropli deszczu. Zamknęłam oczy, próbując się rozluźnić, kiedy usłyszałam czyiś głos.

- Luna? - Spojrzałam w górę, widząc Maxa, który właśnie patrzył się na mnie, zakrywając się kapturem.

- Max? A ty nie w pracy?

- Właśnie zauważyłem cię przez okno i nie wiedziałem, czy wszystko gra. Co tu robisz? Przecież pada deszcz, chodź do knajpy.

- Wolę zostać tu, ale dziękuję.

- Chodź i nie marudź! - Powiedział, a ja wstałam z uśmiechem. Oboje szybko pobiegliśmy pod knajpę U Clark'a, gdzie spędziłam ostatni koniec moich wakacji.

Od razu poczułam orzeźwiające powietrze, bo na dworze było jednak duszno.

Usiadłam na krześle barowym, patrząc jak Max ściąga swoją kamizelkę i rzuca ją do sali dla służby, a na pas zakłada fartuch, który noszony był tutaj przez każdego pracownika.

- A więc mów. Co się stało? - Zapytał, patrząc na mnie zza lady.

Westchnęłam.

- Oj, dość dużo, żeby opowiadać. Ja sama nie jestem w stanie do końca tego zakodować.

- Swoją drogą... - zaczął. - Dawno tu nie byłaś.

- Nawet nie miałam czasu, Max - przyznałam szczerze. - Strasznie dużo się u mnie działo. Ja po prostu już wymiękam.

Uśmiechnął się lekko.

- Na początku... jadłaś śniadanie? Chcesz coś do picia?

- W sumie to jadłam, ale zdążyłam zgłodnieć - zaśmiałam się.

- Jak chcesz to możesz sobie coś wybrać - wskazał u góry na menu. - Jak chcesz, możesz wziąć frytki.

- Macie frytki? - Zapytałam zdziwiona, patrząc na niego z podniesionymi brwiami.

Zaśmiał się na moją reakcję i pokiwał twierdząco głową.

- Tak. W sumie to nasz szef zmienił nam menu, weszło trochę takich rzeczy, jak np. frytki, hamburger czy jakieś inne fast-foody. Stwierdził, że nie utrzymamy się na samych koktajlach i rogalikach, a że w pobliżu nie ma czegoś takiego to postanowił zrobić to tutaj.

Uśmiechnęłam się.

- Fajny pomysł - przyznałam.

- Och, dziękuję. - odparł, śmiejąc się, a ja dołączyłam do niego. - Wyobraź sobie, że to nie wszystko.

Otarł głowę swoją ręką i spojrzał na mnie.

- Nie rozumiem.

- Ten cały szef stwierdził, że będziemy organizować jakieś durne festiwale na plaży co kilka miesięcy, a do tego ma zamiar rozbudować tę knajpkę i szczerze to nie wiem, co on tu jeszcze zrobi. Na razie powiedział, że to niespodzianka, ale obawiam się co to może być.

- Czekaj, czekaj. Czy wam się zmienił szef?

Z tego co wiedziałam to on nazywał się Juan i nigdy nie przejmował się tym miejscem. Wszystko oddawał w ręce pracowników, których swoją drogą było bardzo mało. Było tu ich chyba trzech, nie wliczając kucharzy. Znałam Maxa i jeszcze taką jedną dziewczyna Kylie, która czasami mnie tu obsługiwała. Była w porządku i na luzie, pochodziła z Anglii i mówiła z uroczym angielskim akcentem.

- Też się zastanawiam, Luna - zaśmiał się. - Kylie powiedziała, że słyszała od kogoś, że jego żona wyprowadziła się z jego mieszkania i zostawiła go kompletnie. Ponoć było mu ciężko, bo bardzo się nią opiekował i przez to zaniedbał tę knajpę. Mówiła też, że Juan próbował się skontaktować z tą żoną, ale kiedy zrozumiał, że ona po prostu go zostawiła, chce teraz bardziej odnowić i zająć się tym miejscem.

- Wow, a skąd ona to wie? - zapytałam ciekawsko.

Wzruszył ramionami.

- Nie wiem, to wy dziewczyny, macie zdolność do plotkowania, a nie ja, więc mnie nie pytaj - zaśmiał się.

- Ha ha ha, nieprawda.

Nagle z zaplecza wyszła Kylie. Jej różowe do ramion włosy lekko się kręciły, a kiedy tylko mnie zobaczyła podbiegła do nas szybko.

- Hello, Luna! - Uśmiechnęła się.

- Hej, Kylie. - zaśmiałam się. Jej wieczna radość tryskała od niej jak zawsze.

- Jak długo cię nie widziałam, chyba od odejścia Simona...

- Kylie. - Max posłał jej gniewne spojrzenie.

- Och, przepraszam - powiedziała z wyrazem współczucia. - Ale nie przejmuj się tym. - machnęła ręką. - Nie zasługuje na ciebie, ani na nic dobrego.

Zaśmiałam się, posyłając jej szczery uśmiech.

- Max, może obsłużył byś klientów? - Zapytała, kierując swój wzrok na Maxa.

- Czy ty chcesz się mnie pozbyć? - zmrużył oczy, patrząc się na nią.

- Oczywiście, że nie, głupku - przewróciła teatralnie oczami. - Ale to należy do twoich obowiązków. No idź już, idź - uderzyła go delikatnie szmatką, którą trzymała w ręku.

- Już się robi, proszę pani - wymamrotał i odszedł z notatnikiem, a dziewczyna szczerze się zaśmiała.

Można też było zauważyć delikatny uśmiech na twarzy Maxa.

- A więc jak tam u ciebie? - zapytała, patrząc na mnie.

- Och, dobrze. - powiedziałam, siłując się na lekki uśmiech.

Zmrużyła oczy.

- Wyczuwam, że nie - dopowiedziała, wzdychając.

- Ech, ale nie rozmawiajmy o tym. - machnęłam ręką. - A jak tam u ciebie?

- Też nie najlepiej. Chłopak mnie porzucił - wzruszyła ramionami, jakby było jej to obojętne, ale widać było, że tak jednak nie jest.

- Nie trać czasu na takiego idiotę - powiedziałam szczerze. - Wiesz... tak pomiędzy nami to... z tego co wiem to Max jest wolny.

Zawsze ich shippowałam, jeśli można to tak określić. Widać było, że oboje coś do siebie czuli, ale bali się reakcji drugiej osoby i zostali w tak zwanym friendzonie.

- Rozmawiacie o mnie? - Usłyszałyśmy za sobą głos Maxa, a dziewczyna natychmiast się wyprostowała i zaczęła szukać odpowiednich słów, żeby to wyjaśnić.
Max przeszedł za ladę i spojrzał na mnie, a później popatrzył się na Kylie.

- To dlatego chciałyście się mnie pozbyć - pokręcił głową z rozbawieniem. - Co za cwaniary.

- To nie tak, jak myślisz - powiedziała Kylie, próbując się bronić.

- Żartowałem przecież, słońce - zaśmiał się, poklepał ją leciutko po policzku i odszedł na zapleczę.

Spojrzałam na nią, a dziewczyna się zaśmiała.

- O mały włos.

* * *

Ogólnie to nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale cóż.

Miłego dnia! 💘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro