Rozdział 43
Wyszłam z samochodu jako pierwsza, a za mną chłopaki. Moje skarpetki nie nadawały się już do niczego, a w stopy było mi bardzo zimno. Trudno, nie to było najważniejsze. Chciałam się dowiedzieć nieco więcej o tym wszystkim.
– Okej, to może przyjdziesz do nas? – Zapytał mnie Matt. – Chris też idzie...
– Zostawicie nas na chwilę? Chciałbym z nią porozmawiać...– powiedział Matteo, a ja się przestraszyłam. Nie wyglądał ani na zadowolonego, ani na szczęśliwego. Miał jakiś... obojętny wyraz twarzy, nie potrafię tego określić.
– Mhm. – mruknęli oboje, nie snując już żadnych domysłów i skierowali się do domu. Matteo przeczesał swoje czekoladowe włosy, spoglądając na mnie i głęboko westchnął.
– A więc? O co chodzi? Chciałabym ci przypomnieć, że jestem tu jedynie w skarpetkach, a moje nogi zaraz zamarzną. Więc proszę, streszczaj się.
Matteo przewrócił oczami.
– Nie moja wina. Trzeba było ubrać sobie buty. – powiedział, a kiedy ja już otwarłam usta, żeby coś odpowiedzieć, uciszył mnie gestem dłoni. – Najlepiej, jakbyś zapomniała o tym wszystkim, co się stało, okej? O tym całym magazynie, w którym byliśmy i o tym co się działo u ciebie w domu przed tym. Tyle.
– Ale... – zaczęłam.
– Nie ma tu miejsca na żadne ale. Zrozumiałem, okej? Zrozumiałem, że nie chcesz niczego więcej, po tym wszystkim nadal uważasz mnie tylko za kolegę, a więc nie będę się więcej starał. Zapomnij o tym wszystkim, co się stało i koniec. – Odwrócił ode mnie wzrok, a między nami zapadła cisza.
Nie rozumiałam go. Nie wiedziałam, czemu był wobec mnie taki oschły. Ale z jego oczu tym razem nie było można nic wyczytać. Nie wyrażały żadnych emocji, były takie puste... nigdy nie widziałam u niego czegoś takiego.
– Matteo, może spojrzysz na mnie i powiesz mi, co tak naprawdę chcesz mi przekazać? – Zapytałam, podchodząc bliżej niego.
– Już to zrobiłem. – rzucił, patrząc mi się w oczy i odszedł, zostawiając mnie kompletnie oniemiałą.
Odwróciłam się w stronę, dokąd poszedł i postanowiłam porozmawiać z Niną. Ona ostatnio w ogóle nie mówiła mi, co się u niej działo, a ja też chciałabym jej dużo powiedzieć.
Zwróciłam się do domu, otworzyłam drzwi i pierwsze, co zrobiłam po wejściu do środka to ściągnięcie skarpetek i rzucenie ich gdzieś w kąt. Nie chciałam ich teraz odnosić do kosza, założyłam jedynie moje kapcie jednorożce i poszłam po telefon.
NINA'S POV
Czytałam sobie właśnie jakiś ciekawy romans, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Jak zwykle, rodzice nie otworzą, chociaż siedzą w salonie, więc ja muszę to zrobić.
Westchnęłam, wychodząc spod koca i zbiegłam na dół ubrana w byle jakie rzeczy. Podeszłam do drzwi i otwarłam je, chociaż nie wiedziałam kogo mogę się spodziewać.
Moim oczom ukazał się... Gaston! A skąd on wie, gdzie ja mieszkam?!
– Co ty tu robisz? – Szepnęłam przerażona, bo moi rodzice siedzieli w salonie! Jakby go zobaczyli to... nie wiem, co by było!
– Stoję i się na ciebie patrzę. – oblizał usta, spoglądając na moje.
– Idź stąd, proszę cię. – Powiedziałam, czując się zdenerwowana jak i zażenowana.
– Kto to? – Zapytał mój tata z salonu, a ja odsunęłam się i odwróciłam w jego stronę.
– Listonosz. – odparłam szybko na poczekaniu i spojrzałam na Gastona. – Idź stąd, proszę.
– Czemu wyganiasz listonosza i co on robi u nas wieczorem?
– No właśnie, czemu wyganiasz listonosza...? – powtórzył Gaston z zadziornym uśmiechem na twarzy. – No daj mi wejść – podszedł bliżej, chcąc wejść do środka, ale odepchnęłam go.
– To chyba nie jest listonosz. – Obok mnie pojawiła się mama, widocznie zła. Przymknęłam oczy, czując, że będę miała karę do końca tego roku. Za co? Za to, że umawiam się z chłopakami, bo nie powinnam tego robić.
Chociaż bardzo kiedyś chciałam być z Gastonem, ale nie dzieliłam się tym z rodzicami. Oni o tym nie wiedzieli i chciałam, żeby tak zostało. Poza tym wiedziałam, że nigdy z nim nie będę.
– Masz natychmiast wyjść z tego domu – powiedziała do niego moja mama, a później przeniosła wzrok na mnie. – A ty masz karę na wychodzenie z domu do końca tego roku.
– Ale...
– Chodź... – Gaston złapał mnie za rękę i wyciągnął na zewnątrz.
– Co ty robisz?! – krzyknęłam, ale nie zwrócił na to uwagi. Ciągnął mnie gdzieś, aż w końcu zatrzymaliśmy się przy jakiejś ławce. – Co ty robisz?! Wiesz, jak ja mam przechlapane?
W moich oczach pojawiły się łzy, ale zamrugałam, żeby nie było ich widać. Wyobraziłam sobie jak moja mama wraz z tatą drą się na mnie, a ja nie mogę nic zrobić.
– Hej, nie płacz. – objął mnie lekko ramieniem, a ja próbowałam się odsunąć.
– Puść mnie. – powiedziałam.
– Nie. Zabrałem cię stamtąd, bo nie wiadomo co później by się stało. – Odsunął się ode mnie. – Wydzieraliby się na ciebie, prawda?
On czyta mi w myślach.
– Teraz będą jeszcze bardziej. – powiedziałam, wzdychając. – Czemu to robisz?
– Słuchaj... nie chciałem, żebyś miała przeze mnie problemy.
– Dobra, nieważne. Zbieram się stąd. – Powiedziałam, chcąc odejść, ale szybko złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę.
– O nie. Posłuchaj mnie. – powiedział. – Wiem, że masz mnie za wielkiego dupka, ale usiądź i mnie wysłuchaj.
O dziwo zrobiłam to i po chwili siedzieliśmy już obok siebie.
– Dlaczego nie chcesz iść ze mną na tą kolację? – Zapytał, dokładnie obserwując mój wyraz twarzy.
– Bo nie chcę, żebyś się zadawał ze mną tylko dlatego, że nie masz z kim tam iść.
– Nie robię tego dlatego... Zauważyłem, że serio jesteś inna niż wszystkie... One pchałyby się tam ze mną, ale ty nie i to mnie najbardziej kręci.
– Oho, idź sobie do Megan, tak jak zawsze. – Odwróciłam wzrok.
– Czy ty jesteś zazdrosna? – Zapytał, patrząc na mnie ze zmrużonymi oczami.
– Oczywiście, że nie. Skąd ci to w ogóle przyszło?
– Z instynktu... – Uśmiechnął się do mnie.
– W takim razie twój instynkt zawodzi. Może powinieneś się leczyć? – Uśmiechnęłam się na tą myśl.
Myślałam, że się wkurzy i zostawi mnie w spokoju, ale on zaczął się śmiać. Nie rozumiałam go ani trochę.
– Megan to plastik. Jest zarozumiała i widzi tylko swoją własną osobę. Nie lecę na takie, za kogo ty mnie masz?
– Za największego dupka na ziemi, który wykorzystuje inne dziewczyny, żeby wszystkim się podobać i mieć z tego korzyści.
– Gdybym był taki jak wtedy, to nie rozmawiałbym teraz z tobą, prawda?
To była prawda. Gdyby był taki sam, nawet by na mnie nie spoglądnął.
Przełknęłam ślinę, nie odzywając się i oparłam się o ławkę.
– No widzisz? A więc daj mi szansę pokazać ci, że się zmieniłem. I pomóż mi.
Sporzajałam na niego.
– Nie dasz rady tego zrobić.
– A co jeśli dam? Nie jestem taki głupi jak myślisz. – Dotknął mojego nosa, a ja się odsunęłam.
– Zgoda. Masz czas, hm... do środy.
– Zgoda. – Uśmiechnął się do mnie.
- - -
No i jak wam się podoba? Myślicie, że Gastonowi uda się to zrobić i Nina pójdzie z nim na kolację? A co z Lutteo? Sądzicie, że jest szansa, żeby Matteo zrozumiał swój błąd, a może to Luna coś zmieni?
Piszcie swoje teorie, chętnie poczytam 💜
Dziękuję za 5 tysięcy wyświetleń tej książki! Jest to dla mnie bardzo bardzo dużo! Jestem w wielkim szoku i wciąż nie mogę w to uwierzyć! 💞
Dziękuję z całego mojego serca! ❤ Jesteście kochani! 💖
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro