Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40

Siedziałam tak minutę, wpatrując się w niego. 

- Czekaj, a gdzie... a gdzie są te kamery i ci ludzie, którzy mają powiedzieć, że to tylko żałosny żart i właśnie mnie wkręcają? - zaczęłam, rozglądając się wokoło.

- Nie ma ich. - powiedział z chrypką, a ja spojrzałam na niego. - To nie żart. 

- W takim razie...

- Słuchaj, moi rodzice przyjeżdżają z Włoch. Chcą, żebym na kolację wziął ze sobą dziewczynę, którą niby "mam" - zrobił cudzysłów w powietrzu. - Ty byłabyś idealna. W sumie to spodobałabyś się im. 

- Co? - prychnęłam, wstając. - Powiedz, że to żart, błagam. 

- Nie. - odpowiedział stanowczo, patrząc na mnie. - To nie żart, zrozum. 

- Ale... ale ja nie będę udawać twojej dziewczyny! Jeśli to wszystko, to mam nadzieję, że odpuścisz sobie ten absurdalny pomysł! - powiedziałam, zabierając torebkę i odchodząc szybko. 

Nie zdążyłam nawet przejść 5 kroków, kiedy poczułam mocny uścisk na nadgarstku, który sprawił, że obróciłam się i wpadłam prosto na klatkę piersiową chłopaka. Moja ręka mimowolnie na niej wylądowała, a ja spojrzałam mu w oczy. Szybko zabrałam dłoń i odsunęłam się.

- Proszę... - powiedział tym swoim uwodzicielskim głosem. - To dla mnie ważne. - przeczesał dłonią swoje włosy. - Chcę, żebyś to była ty. Jesteś idealna... - zatrzymał się, skanując mnie od góry do dołu. - Według nich. - dodał.

- Skąd to wiesz? - zapytałam. 

- Grzeczna, dobrze się uczy, hmm uprzejma? W ogóle wszystkie te cechy. - machnął ręką, nie patrząc na mnie, gdy ja chciałam utrzymać z nim kontakt wzrokowy. 

Spojrzałam w dół, na swoje buty. To było miłe, jednak nie rozumiem jego rodziców. Oni chcieli dziewczynę, która będzie podobać się im, a nie swojemu synowi? 

- Zrób to dla mnie. Proszę cię...

- Weź Megan. - powiedziałam, spoglądając na niego. - Ona na pewno nada się lepiej. W końcu jest ładniejsza, lepsza we wszystkim. Wy wszyscy tak uważacie. Zawsze tak uważaliście, a do tej pory nic się nie zmieniło. Ja nie jestem wystarczająco dobra ani dla ciebie, ani dla twoich rodziców. Nie możesz udawać, że coś jest, jak tego nie ma, a ja nie potrafię kłamać. 

Popatrzyłam na niego i odeszłam. Wyszłam z kawiarni, kierując się do parku. Nie rozumiałam, dlaczego wszystko tak się potoczyło. Miał koło siebie mnóstwo innych, fajniejszych dziewczyn. Nie chciałam pójść z nim na kolację z rodziną, bo nie należałam do niej, nie byłam jego dziewczyną. Chciał mieć kogoś dobrego i wychowanego i może faktycznie Meg do takich nie należała, ale to on zawsze uważał, że ona jest dobra. Odrzucał wszystkich na bok i brał tych najlepszych, a teraz uważa, że to nic? 

Usiadłam na pustej ławce i oparłam się. Westchnęłam. Wróciłam myślami do pewnego czasu, w którym to wszystko się zaczęło. 

Dziewczyna, która nie spała po nocach, płakała, nie mogła się uspokoić. Na jej twarzy zawsze gościł uśmiech, ale w oczach widać było jedynie okropny smutek. Nikt jej nie lubił, a o miłości wspomnieć już nawet nie można było. Była sama, zupełnie sama. Nie miała nikogo, starała się być kimś dobrym, ale wszyscy zawsze twierdzili, że taka nie jest. Uważali ją za kogoś innego niż tak naprawdę była. Zależało jej jedynie na szczęściu innych, ale... nikt nie doceniał jej starań. Dla ludzi zawsze była zła.

Jej samoocena strasznie malała. Chciała schudnąć, zacząć inaczej się ubierać, żeby nie zostawać odrzucaną. Myślała, że to pomoże. Skoro ludzie chcieli, żeby była inna, to postanowiła się zmienić. Myślała, że wtedy będzie miała przyjaciół - myliła się. Diametralnie się zmieniła, jednak nie pomogło. Wszystko było jak dawniej. A ona chciała jedynie popełnić samobójstwo. Po co miała żyć, skoro nikt jej nie kochał? 

Ludzie pomyślą, że to błaha rzecz. Nie zabija się przez takie błahostki. Gdyby tylko mogli ją zrozumieć, nie mówiliby tak. Zawsze po szkole wchodziła do swojego pokoju, zamykała się i opadała na łóżko, wybuchając płaczem. Nie chciała tak, ale to nie od niej zależało. Była bardzo wrażliwa, bardzo brała do siebie każde słowo, które ktoś o niej powiedział. Robiła wszystko, żeby ludzie tak o niej nie myśleli, ale na nic. 

Rodzice... byli dla niej tacy sami. Nigdy nie zrobili czegoś dla niej. Co prawda, byli często w domu, ale nie spędzali z nią czasu. Niewiele poświęcali jej uwagi. Oczywiście musiała mówić im, że gdzieś wychodzi, ale wiedziała, że dla nich to wcale nie było istotne.

Pomyśleć, że kiedyś to ja byłam tą dziewczyną. Wszystko zmieniło się po poznaniu Luny. To ona chciała spędzać ze mną czas i to ona pomogła mi się zmienić. Teraz jestem zupełnie inna. I nawet nie wiecie jak bardzo cieszę się z tego faktu. Bo... te myśli i uczucia, które wtedy mi towarzyszyły nigdy nie odejdą i na pewno doskonale będę to pamiętać, nawet jak będę już stara, ale... ja wewnątrz tak bardzo dziękuję Lunie. Za to, że zmieniła przynajmniej to, co się ze mną działo. Ja wciąż nie wiem, jak ja mogę jej dziękować za to co zrobiła. Bo pomimo że minęło już tak dużo czasu to ja wciąż jestem jej tak bardzo wdzięczna.

LUNA'S POV

Siedziałam właśnie w salonie, oglądając jakiś film w telewizji i jedząc moje ulubione lody. Kocham spędzać tak czas. Do tego jakby była ze mną Nina, to byłoby cudownie. 

Odchodziłam myślami od lecącego filmu, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. 

Albo mi się przesłyszało, albo to serio był dzwonek do drzwi. 

Kto to mógłby być? Mama jest w pracy, ma nocną zmianę, a ja jestem sama w domu, bezbronna. A co jak to ktoś, kto chce mnie zabić?

Westchnęłam, odganiając te nierealne myśli, odłożyłam pudełko po lodach na ławę i wstałam, kierując się w stronę drzwi. Spojrzałam przez dziurkę od klucza, ale nic nie zobaczyłam. Wzięłam głęboki oddech, otwierając drzwi. Nawet nie mogłam nic zauważyć, kiedy gwałtownie zostałam przyciśnięta do ściany. 

Mój Boże, co się dzieje? Czy ja... to jest napad na niewinną dziewczynę! Niech mi ktoś pomoże! 

- Cześć. - usłyszałam zachrypnięty głos przy moich ustach, a po chwili poczułam czyjeś usta na swoich. 

Już wiedziałam, kto to jest.

Chciałam się jakoś odepchnąć, no ale nie było to takie łatwe. Ostatecznie uległam. Tak, uległam temu chłopakowi, który ostatnio często chodzi mi po głowie. Nazywa się... Matteo. 

Całował mnie strasznie zachłannie, ale nie przeszkadzało mi to w ogóle. Było to... w jakiś sposób czułe. W sumie to podobało mi się. I sama nie wiem czemu. Tak, wiem, że nie powinno, no ale...

Jedną moją rękę położyłam mu na policzku, a z drugą sama nie wiedziałam co mam zrobić. Nie obchodziło mnie to teraz, ważne było to co tu i teraz. Oderwał się ode mnie dopiero wtedy, kiedy obojgu brakowało nam tchu. Oparł swoje czoło o moje i wpatrywał się w moje oczy. Odepchnęłam go, odchodząc. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego co się stało. Zanim to zatrzymać, to ja po prostu ot tak się na to zgodziłam. 

Wciąż byłam w szoku. Ja naprawdę się wystraszyłam, a co jakby to był jakiś gwałciciel albo morderca? Boże. O mało nie dostałam zawału wtedy. Poza tym był wieczór, dlatego mogłoby być to prawdopodobne. 

- Mój Boże. - wydusiłam po chwili, krążąc wokół salonu. - Co. To. Było. Matteo?! - wręcz krzyknęłam, nawet na niego nie patrząc. Chodziłam w tę i we w tę, zastanawiając się co ze sobą zrobić. 

No przepraszam bardzo, ale nie na co dzień zdarzają mi się takie rzeczy. Nie na co dzień do mojego domu wchodzi bez zaproszenia ktoś, i to jeszcze wieczorem, i przygwożdża mnie do ściany, a do tego zaczyna całować!

Co prawda, bardzo cieszyłam się z faktu, że był to Matteo, a nie ten gwałciciel czy coś, no ale sam fakt, że... no że się wystraszyłam. 

Złapałam się za głowę, a później poczułam jak na coś wpadam. Popatrzyłam w górę, dostrzegając te jego hipnotyzujące oczy. Wpatrywały się prosto w moje zielone tęczówki, dodając mi jakiegoś uczucia, którego nie potrafiłam aktualnie nazwać. 

- Co ty zrobiłeś? - zapytałam już lekko uspokojona, wpatrując się na niego i czekając na jego odpowiedź. 

- Aż tak bardzo cię onieśmieliłem, że aż tego nie zakodowałaś? - podniósł brwi, podchodząc bliżej i śmiejąc się uroczo. 

Ja za to się odsunęłam, omijając go i znowu zaczynając chodzić wokoło salonu. 

- Matteo, ale na serio! Ja... wystraszyłam się! A co, gdyby był to jakiś morderca i chciał mnie zamordować? Jest wieczór, myślisz, że czego mogłam się spodziewać? - jakoś chyba uleciał ze mnie ten niesamowity spokój.

- Ale to nie morderca, tylko ja. - wyjaśnił, a ja zatrzymałam się i spojrzałam na niego z drugiego końca pokoju. 

- Wow, naprawdę? - zapytałam sarkastycznie. 

- Masz jakiś dzisiaj zły dzień? - zapytał, siadając na kanapie i przewijając kanały pilotem. Nie no super. 

- Jasne, rozgość się. - mruknęłam, wzdychając i opadając na fotel. - Nie mam złego dnia, Matteo. Po prostu...

- Co? - przerwał mi, patrząc się na mnie. Odwróciłam wzrok, wzdychając. 

- Nic. Na serio się wystraszyłam. - wyznałam cicho, bawiąc się kawałkiem mojej niebieskiej bluzki. - Postaw się na moim miejscu. Czego byś się spodziewał?

- Luna, było, minęło. - wzruszył ramionami. 

Westchnęłam.

- Dlaczego to zrobiłeś? 

- Nie miałem zamiaru cię przestraszyć. - oznajmił, patrząc się w telewizor. 

- Nie o to mi chodzi. - powiedziałam, patrząc na niego, a on spojrzał na mnie. 

- W takim razie o co ci chodzi? - zapytał, patrząc na mnie. 

- Wiesz, o co mi chodzi.

- Nie za bardzo.

- Oh, Matteo, nie drocz się ze mną! - powiedziałam głośniej. 

- O co ci chodzi? - uśmiechnął się, powracając wzrokiem do telewizora. 

Wstałam, podchodząc do niego i zabierając mu pilota, żeby wyłączyć ten telewizor. Złapał za moją rękę, nie pozwalając mi tego zrobić i automatycznie położył mnie na kanapie, a sam zajął górne miejsce i aktualnie zwisał nade mną, a ja patrzyłam się mu w oczy. 

- C-co ty robisz? - zapytałam niemal szeptem, dokładnie badając jego twarz.

- Co takiego zrobiłem, hm? - zapytał, patrząc mi w oczy. Przełknęłam ślinę.

Nie byłam w stanie wyrazić tego słownie, więc złapałam go za kark, przyciągając go lekko do siebie i dosłownie delikatnie musnęłam jego usta swoimi.

* * * 

Nie wiem co wiele napisać, dobranoc kochani! <3




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro