Rozdział 3 ❤
Otworzyłam oczy i obróciłam się w jego stronę.
– Mam nadzieję, że nie na długo – powiedziałam zniesmaczona, po czym wywróciłam oczami.
– Tak cicho mówisz, że nic nie dosłyszałem. Możesz głośniej? – zapytał kpiąco. Zaśmiał się. Ten idiota nie znał granic.
– To idź do laryngologa, bo najwyraźniej masz problemy ze słuchem, kolego – odparłam. – Ja nim nie jestem. – Uśmiechnęłam się sztucznie.
– Ty mówisz za cicho, bo ja nie mam problemów z uszami, złotko. – odpowiedział.
"Złotko"? Co on sobie wyobraża?
–Daruj sobie. Muszę iść, cześć. – Właśnie odchodziłam, mając nadzieję nie spotkać go już więcej.
– Zaczekaj. – powiedział głośniej.
Zatrzymałam się.
– Czego znowu chcesz? – zapytałam zła. Już miałam dość.
– Może moglibyśmy się dogadać... – zaczął, jednak nie widziałam sensu kontynuowania tej głupiej gadki. Bo na pewno byłaby głupia.
– Nie mam takiego zamiaru – odpowiedziałam z obojętnością. W końcu tak dobrze potrafiłam ukryć uczucia.
– Teraz to ty nie jesteś dla mnie miła, sąsiadko. – Podkreślił ostatnie słowo. – Każda dziewczyna marzy o tym aby się z tobą zamienić, słońce. – Co za zarozumialec. Co on sobie myśli?
– Ja zawsze jestem miła. Chciałam ci pomóc, a ty mnie odrzuciłeś. Nie mam ochoty z tobą gadać, pa – odpowiedziałam i wyszłam, zamykając za sobą drzwi balkonowe.
* * *
Popatrzyłam w stronę okna. Była noc. Zauważyłam przyklejoną kartkę do szyby. Zmarszczyłam brwi i podeszłam bliżej, aby móc się jej przyjrzeć. Pisało tam "Na zawsze...".
Nie rozumiejąc za bardzo o co chodzi, odkleiłam karteczkę z szyby, myśląc, że to tylko jakiś żart i odwróciłam się w stronę drzwi, które w tym samym czasie znikąd się otworzyły. Przerażona odskoczyłam ze strachu. Spojrzałam w ich stronę. Z moich oczu spłynęły łzy. Bolało mnie to. Mocno.
Nagle z podłogi zaczęło się dymić. Dym ulatniał się do góry, w stronę sufitu. Gdy zauważyłam go, dreszcz mnie przeszedł przez całe ciało. Czułam zimno, strach, czułam, że to mój koniec... To było tak beznadziejnie okropne. Nagle w drzwiach stanął mój tata. Poczułam się silniejsza i szczęśliwsza. Podbiegłam do nich aby przytulić go. Lecz... Był niewidzialny. Niewidzialny a jednak widzialny. Chciałam go dotknąć, lecz nie mogłam...
– Córeczko kochana... Nie mogę być przy tobie, lecz... pozwól mi zostać w twoich wspomnieniach, już na zawsze. Zawsze będę, zawsze przy tobie. Pomimo że nie będzie mnie już fizycznie to zawsze o mnie pamiętaj. Bo kiedyś wrócę... I znów będziemy razem. Obiecuję. – Po tych słowach, zniknął. Tak po prostu zniknął. Płakałam mocno, bardzo mocno.
Ze łzami na policzkach, obudziłam się. Uratowałam się, gdy poczułam, że to kolejny z moich dziwacznych snów. Przetarłam twarz i podniosłam się z łóżka. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę dziewiątą trzydzieści pięć. Wcale nie było tak późno.
– Cześć kochanie. – Przywitała się ze mną mama, wchodząc do pokoju ze śniadaniem na tacy.
– Mamo? A ty nie jesteś w pracy? – zapytałam, przecierając twarz.
– Nie, dzisiaj idę na osiemnastą. Wracam o godzinie trzeciej nad ranem. Może Nina przyszłaby dziś na noc, żebyś nie została sama? – Zaproponowała.
– Nie wiem, mamo. Nie pytałam. Na razie muszę iść się wykąpać, bo wczoraj zasnęłam w ubraniach – odpowiedziałam, wstając z mojego wygodnego łóżka.
– Dobrze. Tutaj masz śniadanie – odparła. – Ja wyjeżdżam dzisiaj do cioci. Nie wiem, czy chcesz jechać.
– Nie, mamo. Dzisiaj znów spędzę dzień z Niną. Chcę, żeby mogła cieszyć się razem ze mną. Pójdziemy na plażę zapewne – odpowiedziałam, szykując ciuchy z szafy.
– No dobrze. Wyjeżdżam za godzinę – odpowiedziała. – Jak się umyjesz, zejdź na dół. Wezmę śniadanie i zjesz sobie w kuchni.
– Pewnie, mamo – powiedziałam, po czym rodzicielka wyszła z mojego pokoju ze śniadaniem. Ja skierowałam się do łazienki i wykonałam wszystkie czynności, które zawsze robiłam z rana.
* * *
– Moja mama wyjechała dzisiaj do cioci. Jak tylko wróci do domu, jedzie do pracy, więc praktycznie w ogóle nie będzie jej w domu. – Opowiadałam Ninie, popijając koktajl U Clark'a.
– A, rozumiem. Ale zaczekaj – to na którą godzinę idzie do pracy? – zapytała.
– Ma dzisiaj nocną zmianę – odpowiedziałam. – Pomyślałam, że może chciałabyś przyjść do mnie na noc? Zrobiłybyśmy sobie pijama party, pooglądałybyśmy filmy i tego typu rzeczy.
– To dobry pomysł – odparła, uśmiechając się do mnie.
–A twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko? - zapytałam.
– Zapytam mamy – odpowiedziała, wyciągając telefon. Napisała coś, po czym znów go schowała. - Poczekam, aż odpisze.
Nagle w drzwiach pojawił się Gaston ze swoim przyjacielem. Przyjaciółka siedziała tyłem, więc nie widziała go. Zawsze jednak bała się do niego podejść i pogadać. Postanowiłam, że zrobię to za nią.
– Kochana, zaraz wrócę – powiedziałam, wpatrując się w Gastona.
– A coś się stało? – zapytała, chcąc odwrócić głowę, żeby zobaczyć, gdzie się wpatrywałam.
– O, patrz! – krzyknęłam szybko, żeby odwrócić jej uwagę. – Idą surfować. – Wskazałam na okno, za którym szli jacyś faceci z deskami surfingowymi.
– Luna, ale tutaj codziennie ktoś surfuje – powiedziała brunetka, wpatrując się we mnie ze zdziwieniem. – Wszystko gra? – Zmarszczyła czoło.
– No tak, ale wiesz... Może spróbowałyśmy? – zapytałam.
– Nigdy nie chciałaś tego robić – odpowiedziała. – Na pewno wszystko w porządku? –zapytała zatroskana.
–Tak, po prostu myślę, że może w końcu czas zacząć? – zapytałam, chociaż tak naprawdę nigdy nie miałam ochoty tego robić.
– Nie, chyba nie.
Uff. Co za ulga.
Usłyszałyśmy dźwięk powiadomienia, który przyszedł z telefonu brunetki.
– Chyba mama mi odpisała. Sprawdzę – powiedziała dziewczyna, zerkając do torebki.
– To ja za chwilkę wracam – odparłam.
– Jasne. – Bez żadnych, tym razem, wątpliwości, pozwoliła mi odejść, nie spoglądając w tył.
* * *
Czeeść kochaniii <3
Jak tam? Co myślicie o kolejnym rozdziale?
Podoba wam się?
Komentujesz = motywujesz mnie <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro