Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28 ❤

- A jak tam z Adamem? - zapytałam Niny, gdy we wtorek szłyśmy na mecz.

- Dobrze... - uśmiechnęła się. - Ale nie wiem, czy on... czy kocham go. 

- Jak to? - zapytałam.

- Nie wiem, Luna... Nie wiem... - powiedziała zdezorientowana. - A jak ci idzie projekt z Matteo?  - zapytała.

- Nawet dobrze. Tak bardzo się cieszę, że przedłużyła nam czas do piątku, nawet nie wiesz... W ogóle szykujemy coś, mega to wyjdzie. 

- To świetnie... - posmutniała.

- A u ciebie? - zapytałam.

- Tragedia... nawet w ogóle nie pracowaliśmy nad tym. - westchnęła.

- Kochana, musisz w końcu z nim porozmawiać. 

- Tylko problem w tym, że ja się boję, Luna! - powiedziała smutna. - Nie wiem co mam zrobić, jak mam podejść...

- Pomogę ci. - uśmiechnęłam się, a dziewczyna spojrzała na mnie.

- W jaki sposób? - zapytała zaciekawiona, ale jednocześnie przerażona moim pomysłem.

- Zobaczysz. - uśmiechnęłam się.

Weszłyśmy do szkoły.

- Hej. - usłyszałam głos za sobą i szybko się odwróciłam. Przy ścianie opierał się Brian ze swoimi kolegami, jednak odeszli gdy tylko się z nami przywitał.

Brian był brunetem o ciemnych oczach. Był naprawdę wysportowany i z tego co pamiętam to zawsze rywalizował z Gastonem.

- To do nas? - zapytałam. 

- A czy widzisz tu kogoś innego? - zaśmiał się, a ja rozglądnęłam się wokoło nie dostrzegając nikogo.

- No.. nie. - też się zaśmiałam.

- Zostawiam cię. - szepnęła mi przyjaciółka i odeszła, a ja stałam się lekko podenerwowana.

- Ymm.. znasz mnie w ogóle? - zapytałam.

- Jak mam cię nie znać? Rozmawialiśmy kilka razy. - powiedział. - Poza tym jesteś... jedną z najładniejszych dziewczyn w tej szkole. - puścił mi oczko.

Tak, tak... On był jednym z największych flirciarów jakich znałam.

- Ymm.. - zarumieniłam się.  - D-dziękuję.

- Nie wiedziałem, że przyjdziesz na ten mecz. - odparł. - Nigdy nie przychodziłaś kiedy odbywał się po lekcjach.

- Tak jakoś wyszło... I tak nie miałam nic do roboty. - wzruszyłam ramionami, jednak w środku byłam podenerwowana na maxa. 

- Wiesz.. tak pomyślałem... - zaczął podchodząc bliżej. - Może wyskoczylibyśmy gdzieś razem? - zapytał.

- Yy.. - zaczęłam się jąkać. 

- Spokojnie, to nie randka... tylko przyjacielskie spotkanie. - uśmiechnął się.

- Mhm.. jasne. - uśmiechnęłam się.

- Brian! Brian! - wołały jakieś dziewczyny biegnąc w naszą stronę.

- W takim razie.. dasz mi swój numer? - zapytał, a ja szybko napisałam mu na ręce jakimś długopisem, którego trzymałam w torebce.

- Proszę. - uśmiechnęłam się.

- Dzięki... Lecę, fanki czekają. Zadzwonię. - puścił mi oczko i odszedł. Popatrzyłam jeszcze w jego stronę, lecz później sama odeszłam na halę. 

W pomieszczeniu była muzyka, trybuny były już praktycznie zapełnione. Zaczęłam szukać Niny, ale nigdzie jej nie widziałam. 

- Luna! - usłyszałam głos zza siebie. Szybko się odwróciłam. Zauważyłam tam Joe. Szybko chciałam odejść, ale zatrzymał mnie łapiąc za ramię. - Zaczekaj, ja muszę z tobą porozmawiać.. - zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć.

- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać... I wiesz co? Idź zakładać się o inne dziewczyny. - powiedziałam zła kierując się do odejścia, jednak tym razem złapał mnie za nadgarstek.

- Posłuchaj mnie przynajmniej... Czemu wierzysz jakiejś Megan, zamiast mi? - zapytał, a ja nie mogłam uwierzyć w to co wygaduje. 

- Czyli teraz jestem obojętna? - podeszła do nas Megan. - Co mu nagadałaś, co? - zapytała mnie.

- Ale ja nic... 

- Nawet nie próbuj się tłumaczyć. Jesteś nikim i pożałujesz jeszcze za to, co mi robisz! - krzyknęła wręcz zirytowana sama nie wiem czym. Co ona sobie wyobraża?!

- O co ci chodzi? - zapytałam spokojnie.

- O co mi chodzi? - zaśmiała się. - Jesteś tak niedorozwinięta, że nie rozumiesz prostych słów? - Ałł...

- Luna, idziesz? - obok nas pojawiła się Nina.

- Później pogadamy... - dokończył Joe, gdy musiał wracać do szatni, bo zapewne trener go wołał.

- Ttak.. - wyjąkałam, a dziewczyna zaprowadziła mnie na miejsce, które już zajęła. 

- Co od ciebie chciała? - zapytała mnie brunetka.

- Nie wiem... Joe.. Chciał ze mną rozmawiać, a ona.. Jak zawsze się przyczepiła. - odparłam odkładając torebkę na bok.

- A ty.. Wybaczysz mu? - zapytała patrząc na mnie.

- Nie wiem, Nina, nie wiem...

- A.. Jak tam z Brianem? - zapytała dość głośno, przez co kilka dziewczyn się na nas spojrzało.

- Nina, ciszej! - szepnęłam.

- No mów! - nakazała, a ja westchnęłam lekko się rumieniąc.

- On.. Zaprosił mnie... - zaczęłam, a dziewczyna pisnęła.

- Nie wierzę! - krzyknęła z zachwytem.

- Nina, proszę ciszej... - chciałam ją uspokoić, ale nie udawało mi się.

- I zgodziłaś się? - zapytała z nadzieją.

- On mi się już nie podoba. - odparłam. - Ale przez to że powiedział, że to przyjacielskie spotkanie to zgodziłam się i podałam swój numer..

- Na pewno ci się nie podoba? - zapytała dla pewności.

- A ty porozmawiałaś już z Gastonem? - dziewczyna zamilkła i odwróciła wzrok. Popatrzyłam na nią i przesłałam spojrzenie typu: "No właśnie", po czym na halę weszła cała przeciwna drużyna.

- Ohh, Brian, Brian! - krzyczały dziewczyny za nami, a ja tylko przewróciłam oczami.

Później weszła nasza ekipa. Większość dziewczyn krzyczała imię Gastona albo Matteo, no i James'a.

Gra zaczęła się zwyczajnie. W 20 minucie Gaston zdobył gola. Typowe.

Później Brian strzelił do bramki, przez co nasza drużyna nie była bardzo zadowolona. Wiedziałam jednak, że teraz bardziej się postarają.

Była już 70 minuta, a wynik taki sam. Teraz Matteo był przy piłce i prowadził sam, szło mu bardzo dobrze, nawet nie wiedziałam, że jest aż tak dobry w te klocki. Przy nim pojawił się Brian i już nie było tak fajnie...

Jakim cudem znalazł się aż tutaj skoro on jest napastnikiem??

W ostatniej chwili Matteo zdążył kopnąć piłkę tak mocno, że wpadła do bramki, od razu po tym kapitan drużyny przeciwnej podłożył mu nogę z myślą, że przez to zdobędzie piłkę, jednak było za późno. Matteo potknął się i przeturlał, a na koniec uderzył głową w podłogę. Zakryłam usta ręką nie mogąc uwierzyć, do czego zdolny jest ten chłopak. Jeszcze śmiał się z tego...

A ja zgodziłam się z nim umówić..

Wszyscy obserwowali to zjawisko. Po chwili trener wbiegł na boisko i pomógł wstać Matteo, po czym zaprowadził go do... pewnie pielęgniarki, która przyszła specjalnie na mecz.

- Co to było? - zapytała retorycznie Nina. - Kochana...

- To. Jest. Niemożliwe. - wydukałam. - Myślałam, że to inny człowiek. - powiedziałam zawiedziona.

Mecz został kontynuowany, a ja martwiłam się o bruneta.

- Pójdę zobaczyć, co z nim... - odparłam i pomimo zatrzymań przyjaciółki odeszłam. Gdy usłyszałam rozmowy z pokoju pielęgniarki byłam pewna, że są właśnie tam. Podeszłam i niepewnie zapukałam.

Wymyśliłam coś na szybkiego.

- Dzień dobry... - wszyscy spojrzeli na mnie gdy weszłam do środka. - Wysłała mnie tu nauczycielka. - odparłam niezgodnie z prawdą, jednak co tam.

- Dobrze... Ja muszę iść na mecz, Matteo. Wiedz, że to co zrobiłeś było mistrzowskie. - powiedział, a chłopak uśmiechnął się, przez co na mojej twarzy też pojawił się mały uśmiech, którego za wszelką cenę próbowałam się pozbyć. - Tutaj Pani ci pomoże no i.. Luna. - spojrzał na mnie i odszedł.

Spojrzałam na Matteo. Twarz miał całkowicie bladą.

- Luna, usiądź tu sobie.. Pomożesz mi. - odparła pielęgniarka, a ja usiadłam tam gdzie mnie prosiła, czyli obok Matteo. Dopiero wtedy zauważyłam zakrwawioną plamę na jego koszulce.

- Ojej... - wskazałam na czerwoną plamę. Chłopak też tam spojrzał i szybko podniósł koszulkę do góry, przez co widać było wtedy całą jego ranę. Syknęłam na ten widok, a chłopak się zaśmiał.

Krew jeszcze leciała, nie wyglądało to dobrze.

Lekko przyłożyłam palec obok zranionego miejsca, jakby miało to pomóc. Spojrzałam w jego oczy, a on słabo się uśmiechnął.

- Luna, proszę cię... Masz tutaj wodę utlenioną i waciki. - dała mi do ręki. - Lekko przetrzyj mu tą ranę, ja muszę szybko zadzwonić do szpitala. To nie wygląda dobrze... - odparła.

- Naprawdę nie trzeba. - powiedział chłopak zachrypniętym głosem, a ja spojrzałam na niego. - To nic takiego.

- Nawet się ze mną nie kłóć. To naprawdę poważna rana. Za chwilę wracam. Telefon jest w sekretariacie. - odeszła, a ja zostałam z nim sam na sam.

- Ymm... To ja to odkręcę... - wskazałam na wodę utlenioną.

- Może ja ściągnę tą koszulkę... - powiedział, po czym pociągnął ją do góry i ściągnął przez głowę.

Jego ciało naprawdę wyglądało nieziemsko i nie mogłam skupić się na niczym, gdy widziałam go bez koszulki..

Co się ze mną dzieje?

- Wiesz, może trochę piec.. - zaczęłam niepewnie gdy odwróciłam wzrok i odkręciłam butelkę z wodą. - W sumie to myślałam, że to się polewa, a nie przeciera, no ale...

- Lepiej zrób tak jak mówiła pielęgniarka. Bo nie wiem czy ty masz wykształcenie lekarskie. - zaśmiał się, a ja wraz z nim. Myślałam że będzie zły, albo będzie go boleć ta rana, a on miał normalne do tego podejście.

Nalałam troszkę wody na wacik i usiadłam troszkę bliżej, żeby mieć łatwiejszy dostęp do rany. Bardzo delikatnie przyłożyłam do zakrwawionej skóry i naprawdę powoli to przecierałam. Jestem naprawdę wrażliwa, więc starałam się robić to delikatnie. Chłopak nawet nie poruszył się, za to czułam, że to ja bardziej się przejmuję tym niż on.

- Chyba krew mi leci. - powiedział, a ja spojrzałam w górę. Z ust faktycznie leciała mu krew.

- Ojj... - przestałam przecierać i zaczęłam rozglądać się na boki. - Nie dotykaj tego! - upomniałam go gdy chciał przetrzeć to ręką.

- Poczekaj... - wyciągnęłam inny wacik i przyłożyłam delikatnie do kącika jego ust, jednak po chwili zorientowałam się co robię i zabrałam rękę. - Ymm... Nie wiem jak ci to... - nie wiedziałam co powiedzieć. Jednak brunet szybko złapał za moją rękę, w której trzymałam wacik i przyłożył sobie do tego samego miejsca. Niepewnie jeszcze się przybliżyłam i starałam jakoś ustać napływającą krew.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro