Rozdział 6 ❤
Czekałam na jego wypowiedź, jednak on tylko się śmiał.
- Wiesz, co? Nie mam ochoty cię znać. - szybko chciałam zamknąć drzwi, jednak chłopak zatrzymał je.
- Ejejej... spokojnie. Przyszedłem tylko po...
- Żeby znów robić sobie ze mnie żarty, tak? - zapytałam.
- Nie... Żeby cię przeprosić. - rozszerzyłam oczy i spojrzałam na niego. Przez chwilę myślałam, że żartuje, jednak po raz pierwszy widziałam jego poważną minę. - No nie mów, że mi nie wybaczysz. - oparł się o framugę drzwi.
- Słuchaj, mogę ci coś wytłumaczyć? - pokiwał głową. - Jedyne, czego chcę to żebyś trzymał się ode mnie z daleka. I od Niny. Tyle mi wystarczy. - odparłam. - A teraz wybacz, ale wracam do góry, bo Nina na mnie czeka. - odpowiedziałam.
- To ona tutaj jest? - zapytał. Szczerze? Nie chciałam mu wszystkiego mówić, ale może wtedy odczepiłby się w końcu i zajął swoimi sprawami?
- Tak. Moja mama jest w pracy. Miała dzisiaj na drugą zmianę, dlatego Nina postanowiła zostać ze mną na noc. - odpowiedziałam.
- A tata? - zapytał. Od razu się spięłam, a moje oczy automatycznie się zaszkliły. Nie lubiłam jak ktoś wspominał o nim. Było mi bardzo przykro i nie mogłam zapanować nad uczuciem, które wtedy pojawiało się przy mnie. Po moich policzkach spłynęło kilka łez. Chyba to zauważył. - Ej, wszystko gra? - podszedł bliżej i widząc, że patrzyłam się w podłogę podniósł moją głowę. - Czemu płaczesz? Powiedz...
- Może dlatego, że nie lubię gdy ktoś o nim wspomina? - zasugerowałam.
- Przepraszam, nie chciałem... - chłopak automatycznie zaprzestał tego tematu.
Nagle usłyszałam dźwięk obijanych schodów. Wystraszyłam się i spojrzałam na nie. Jednak to tylko Nina szybko po nich schodziła.
- Luna, kto to? - zapytała nie widząc chłopaka w drzwiach. Gdy zeszła ze schodów spojrzała na niego. - Aa...
Przetarłam szybko oczy, tak aby nie zauważyła moich łez, jednak na marne.
- Co się stało? - podeszła do nas i spojrzała na mnie ze smutkiem i troską.
- Nic mi nie jest. - zaprzeczyłam.
- On ci coś powiedział, tak? - wskazała na bruneta.
- Po prostu nie wiedziałem i wspomniałem o jej ojcu... - odparł. Dziewczyna od razu wiedziała, dlaczego tak posmutniała.
- Ej, nie przejmuj się, kochana... - zaczęła. - Wiesz, że nie warto o tym myśleć... Przypomnij sobie ten moment z komedii, którą przed chwilą oglądałyśmy. Pamiętasz tego gościa, który pomylił wejścia? - Ona zawsze potrafi poprawić mi humor. Od razu moje kącki ust uniosły się do góry, a samopoczucie stało się lepsze. Jak ona to robi?
- Tak, pamiętam. - zaśmiałam się lekko, ale szczerze. - Ale zimno... chodźmy już do domu. Nawet moja piżamka nie pomaga. Czuję, że będę chora. - powiedziałam, po czym powoli skierowałam się do środka.
- Tak, Matteo. Możesz już iść? - zapytała dziewczyna.
- Tak, już uciekam. - odpowiedział.
- Aha, i słuchaj na przyszłość... - zaszeptała prawie niesłyszalnie. - Nie wspominaj o jej tacie, bo... - odwróciła się w tył, aby sprawdzić czy nie ma mnie tam. Jednak byłam już wtedy u góry. - Powiem ci, ale masz się nikomu nie wygadać. - chłopak podniósł ręce w geście obronnym. - Zmarł gdy była bardzo malutka. Nie potrafi przestać o nim myśleć, a gdy ktoś wspomina o nim to automatycznie się spina i nie potrafi zapanować nad emocjami w środku. A więc byłoby miło gdybyś już tak nie robił.
- Już tak nie będę. Nie wiedziałem... - odparł.
- Dobra, dobra... Już wiesz. To na razie.
- Cześć. - odpowiedział i wyszedł, po czym Nina zamknęła drzwi i wróciła do góry. Chwilę porozmawiałyśmy i znów zaczęłyśmy oglądać komedię, która każdemu poprawiłaby humor.
* * *
3 kolejne dni spędziłam z Niną, tak świetnie się bawiłam, że nie pamiętam nawet kiedy ostatnio tyle się śmiałam. Nie widziałam do tego czasu Gastona, ani zbytnio Matteo, co naprawdę mnie zdziwiło, w końcu mieszka tuż obok nas. A raczej naprzeciwko. Przyszedł czas na szkołę. Chociaż wcale nie paliło mi się iść tam, a do tego rozpoczęcie mieliśmy o 7:00 nad ranem. Nie rozumiem, jak można tak wcześnie wstawać.
- Luna, wstawaj, wstawaj! - weszła do mojego pokoju mama. Przewracałam się jeszcze w łóżku i wcale nie miałam zamiaru podnosić się z niego. Tak dobrze mi się spało... Chociaż w moim pokoju był taki porządeczek, że ciuchy walały się po podłodze i trudno było nie wywrócić się o nie.
- Mamo, jeszcze chwila... tylko chwila. - mruknęłam ściskając poduszkę, która była najbliżej mojej głowy.
- Nie ma czasu! Co tu za bałagan? Do której wczoraj siedziałaś, Luna? - zapytała, chociaż chyba wolałaby nie usłyszeć odpowiedzi.
- Mamo, proszę cię... daj mi jeszcze 2 minuty. - odparłam niechętnie.
Nie usłyszałam odpowiedzi od mojej rodzicielki. Nagle po moim ciele poczułam łaskotki. O nie. Wszyscy, którzy dobrze mnie znają wiedzą, że nie ma nic innego niż gilgotki, na które od razu wybucham śmiechem. Jest to także doskonały sposób na zrzucenie mnie z łóżka.
- Aj, nie, mamo!!! - krzyknęłam. - Proszę, już wstaję, tylko puść mnie. - mówiłam ze śmiechem. Tak się wyrywałam, że spadłam z łóżka. - Ałł...
- Już, wstawaj Luna. - odpowiedziała zbierając kilka ciuchów z podłogi, po czym wrzuciła je do kosza na pranie i wyszła z pokoju. Zebrałam się dość szybko. Wzięłam mój mundurek szkolny, który składał się z krótkiej spódniczki w zielono-granatową kratę i górną granatową część z krawatem oraz znaczkiem szkolnym.
Szkoła, do której chodzę jest jedną z najlepszych szkól w całym Meksyku. Jest urządzona w stylu amerykańskim, nawet większość zasad szkolnych jest na tych samych zasadach, które mają szkoły w Stanach. Jak już pewnie wspominałam - u nas w szkole jest drużyna piłkarska. Większość chłopaków, którzy do niej należą są obiektami zainteresowań większości dziewczyn z całej szkoły. A szczególnie Gaston. Drużyna ma wielkie osiągnięcia sportowe, są bardzo znani w całym Meksyku, a co dopiero mówić o Cancun i o szkole. Zawsze to oni mają najlepiej. Zawsze to wokół nich coś się kręci i to zawsze oni mają najlepsze jedzenie i miejsca na stołówce. Ehh...
Ubrałam się, wymalowałam, zjadłam śniadanie i wybrałam do szkoły, w której miałam spotkać się z Niną. Gdy już wychodziłam z domu zatrzymał mnie czyiś głos.
- Zaczekaj! - krzyknął podbiegając do mnie. Nie zatrzymałam się wcale, lecz i tak zdążył mnie dogonić.
- Czego chcesz? - zapytałam oburzona nawet nie spoglądając na chłopaka.
- Chodzisz do szkoły? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Nie, wiesz? Nie chodzę do szkoły. - ironia.
- No jak widzisz. - odparłam zła.
- O, ja też. Właśnie tam idę i po znaczku na twoim mundurku chyba chodzimy do tej samej. - zatrzymałam się rozszerzając oczy i spoglądając na jego przebranie. Nie wierzę! Mundurek z Wast High School (dop. aut. to wymyślona nazwa).
- Powiedz, że to żart. Błagam, powiedz, że to tylko sen. - zamknęłam powieki z nadzieją, że zaraz się obudzę i wszystko będzie na swoim miejscu. Jednak po ich otworzeniu wcale nie okazało się to snem. No nie wierzę. Ja prędzej sobie coś zrobię, niż będę chodziła z nim do jednej szkoły!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro