Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

Tak na mnie wpłynął, że w pełni mu się oddałam. Wszystko inne przestało istnieć, a liczyliśmy się tylko my.

Wiem, że zabrzmiało to jak z tandetnej komedii romantycznej, ale nie tym razem... Ja naprawdę tak się czułam i naprawdę nie wiem dlaczego. Nigdy nie pomyślałabym o Matteo jako o kimś więcej. Uważałam go za... kolegę, a teraz miałam już mieszane uczucia.

Po chwili chłopak sam się ode mnie odsunął i lekko postawił na ziemię.

- J-ja... - zaczęłam, ale nie wiedziałam co mam w tej chwili powiedzieć. Po prostu odwracałam wzrok, bo bałam się jego spojrzenia i sama nie wiem czemu.

- Luna... - powiedział unosząc lekko moją głowę do góry, więc nie było wyjścia i znów musiałam na niego spojrzeć. - Chcę, żebyś powiedziała mi, czy coś do mnie czujesz. - dokończył pełen powagi, a ja zamarłam. 

- Matteo?! - usłyszeliśmy głos z tyłu, więc jak poparzona oddaliłam się i odwróciłam. - Gdzie wy byliście? - zapytała pielęgniarka, a ja spuściłam głowę.

- Już idziemy... - oznajmił chłopak, a ja zaprzeczyłam głową. 

- Idziesz - poprawiłam i bez żadnego wytłumaczenia po prostu stamtąd wybiegłam. Wiedziałam, że od teraz nasza relacja zmieni się... I nie koniecznie na lepsze.

Wybiegłam ze szkoły i usiadłam na jednej z ławek. Zastanawiałam się nad całym zdarzeniem sprzed chwili. Nie wiedziałam, co o tym myśleć... Byłam całkowicie zmieszana.

Po upływie 5 minut zdecydowałam się wracać do domu. Ruszyłam w kierunku ulicy i zaczęłam iść chodnikiem, gdy usłyszałam czyiś głos.

- Znów się spotykamy. - usłyszałam za sobą. Nie mogłam uwierzyć... To. ten. facet. który...

Zaczęłam iść w przód z zamiarem ucieczki, jednak nie udało się, bo chłopak automatycznie mnie zatrzymał. Bałam się i to strasznie. Przecież to właśnie mógł być mój koniec.

Zastanawiacie się czemu mówię na niego "chłopak"? Bo on naprawdę miał chyba z 19 lat! No ewentualnie 20.

- Chcesz jeszcze żyć? - zaśmiał się perfidnie. - Jeśli tak to radzę nie uciekać - teraz powiedział całkiem poważnie, a po chwili popchnął mnie na mur z tyłu. Czułam jak z moich oczu płyną łzy, a ramię, w które się uderzyłam zaczyna mocno piec. Upadłam na ziemię, a moje ciało drżało.

- Mi nigdy się nie odmawia. - powiedział stanowczo, a z moich oczu nie przestawały spływać łzy. 

Kucnął naprzeciwko mnie, a ja odsunęłam się lekko. Nie miałam siły, żeby się podnieść, czułam się słabo. Po chwili poczułam pieczenie na policzku... Jęknęłam z bólu i złapałam się za bolące miejsce.

- To nie koniec. - usłyszałam, ale nie zdążyłam zobaczyć, dlaczego chłopak tak szybko odszedł.

Moje oczy piekły, zapewne od płaczu, słaba nawet nie mogłam wstać. Na ulicy przejeżdżało zaledwie kilka aut, więc nie sądzę, że ktokolwiek mnie zobaczył.

- Luna?! - usłyszałam głos Pana Watsona, lecz nie byłam w stanie nawet spojrzeć. Po kilku sekundach znalazł się przy mnie.

Co on tu robi?! A jak to widział?
Mam przechlapane...

Pomógł mi wstać i zaprowadzić do auta, w którym ktoś już siedział. Ledwo udało mi się usiąść na tyle, a dopiero później zorientowałam się,  że dosłownie na przodzie siedzi pielęgniarka, a z tyłu przy drugim oknie - Matteo.

- Jedziemy do szpitala. - oznajmił mi nauczyciel, a ja tylko pokiwałam twierdząco głową, żeby nie sprawiać więcej problemów.

Zastanawiałam się czemu nie karetką, ale zaoszczędziłam sobie tego pytania.

- Luna, Boże co ci się stało? - zapytał przerażony Matteo odpinając pas i siadając obok mnie.

- Też chciałbym to wiedzieć. - powiedział wuefista siadając na miejscu kierowcy i powoli ruszając.

- N-nic takiego... - wyjąkałam cicho odwracając wzrok od wszystkich, a raczej od Matteo. - Uderzyłam się.

- To nie wygląda na uderzenie. Ale na pobicie - stwierdziła kobieta siedząca na przodzie.

- Naprawdę nie, nic mi nie jest - próbowałam opanować całą tą sytuację, jednak nie wychodziło mi to najlepiej.

Brunet siedzący obok lekko złapał mnie za policzek, który był zapewne cały czerwony od uderzenia. Syknęłam z bólu, bo bolał jeszcze bardziej.

- Boli? - zapytał, a ja kiwnęłam potwierdzająco głową, na co chłopak westchnął i zabrał dłoń.

- Musimy wiedzieć, Luna... Jeśli ktoś cię bije... - zaczął wuefista, jednak szybko mu przerwałam.

- Nie! Naprawdę nie - zaprzeczyłam od razu, żeby nie było co do tego żadnych podejrzeń. Spojrzałam na Matteo, który na pewno dobrze wiedział kto mi to zrobił.

Wszyscy westchnęli, a reszta drogi minęła nam w ciszy. Miałam ochotę zapytać czemu nie jadą karetką, ale postanowiłam zaoszczędzić sobie tego pytania.

Po chwili wyszliśmy z auta, a ja naprawdę powoli zaczęłam iść w kierunku budynku.

- Podasz mi numer do twoich rodziców? - zapytała pielęgniarka.

- Mogę jedynie podać do mamy. - uśmiechnęłam się smutno, a gdy kobieta wyciągnęła już telefon zaczęłam dyktować jej numer do mojej rodzicielki.

Po chwili zabrali mnie na jakiś tam oddział i zaczęli robić mi badania na wszelki wypadek.

Nie wiem czemu taka afera o jakieś zakrwawione ramię i opuchliznę na policzku. 

Do sali weszła moja mama, która zapewne była już tragicznie przerażona.

- Luna! - przybiegła do mojego łóżka jak najszybciej tylko mogła. 

- Mamo, spokojnie... - próbowałam ją jakoś uspokoić jednak wiedziałam, że nie uda mi się.

- Jakie spokojnie?! Patrz, co ty masz dziecko na twarzy.. Przecież... 

- Proszę się uspokoić. - powiedział sympatycznie lekarz. - Pani córka została pobita. 

- Nie! - krzyknęłam. - Nie. Nie zostałam pobita, to długa historia. - uśmiechnęłam się.

- Wszystko na to wskazuje. Ktoś musiał cię mocno uderzyć...

- Nikt mnie nie uderzył, mówię prawdę! - starałam się ich przekonać, jeśli cokolwiek by się dowiedzieli to byłoby po mnie. Lekarz westchnął, a mama ciągle mi się przyglądała.

- Czy zostaje tu na noc? - zapytała.

- Tak, jutro rano pobierzemy jej krew w celu pewnych badań, a dzisiaj musi być tu pod opieką.

Nagle zauważyłam Matteo i lekarza wchodzącego do sali. Nie, to nie może być prawda... Tak jak zalecił mu lekarz położył się na łóżku, które było drugim łóżkiem na tej sali. Uśmiechnął się do mnie, a ja odwróciłam wzrok. 

Zapowiada się super wieczór...

W szpitalu, a do tego na jednej sali z kolegą, który mnie pocałował. 

Już lepiej być nie może. 






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro