Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12 ❤

Przede mną stali Joe, Matteo, dyrektor i sekretarka. Wszyscy odwrócili się w moją stronę. Gdy zobaczyłam ich twarze przeszedł mnie dreszcz.

 - Boże, co wam się stało?! - krzyknęłam widząc ich pobite twarze. O co tu chodzi?! Przecież Matteo... on nawet nie zna Joe!!! Wystraszyłam się... Oni się pobili?! Boże... nic nie rozumiałam, ale jak najszybciej chciałam się dowiedzieć. 

Dyrektor patrzył na mnie jak na idiotkę, bo w sumie przed chwilą właśnie się wydarłam. Brawo, Luna! Oby tak dalej. 

- Jego się zapytaj. - odparł Joe, wskazując na Matteo, który stał obok niego. 

- To on zaczął... - bronił się Matteo.

- Niepr.... - zaczął brunet, ale nie dane było mu skończyć.

- Dość! - krzyknął dyrektor. Widać było, że był podenerwowany i zły. W końcu się nie dziwię. Matteo przykładał sobie lód do oka, które bardzo mu napuchło, a jego twarz była blada jak ściana. Joe nie lepszy. Widać było ślady po krwi, która najwyraźniej musiała lecieć mu z nosa i ust. Jedno oko miał całe czerwone. Co tu się działo?! - Ponoć to też nieco przez ciebie, Luna.

- Przeze mnie? Ale ja nic nie zrobiłam, przecież ja nawet nie wiedziałam, że oni się znają! 

- Ty nic nie zrobiłaś, ale ponoć pobili się częściowo o ciebie. - Że co?! To jest jakiś sen, albo żart? Niech ktoś powie, że tak! 

- T-to nieprawda... nie o nią... - odwrócił wzrok Matteo opierając się o biurko, które stało za nim.

- To nie możliwe, na pewno nie o mnie... Nie mieliby o co, proszę pana. - odparłam. 

- Rodzice zaraz po was przyjadą. Proszę, zaczekaj z nimi na korytarzu. - skierował do sekretarki, która wszystkiemu się przysłuchiwała.

- Jasne, chodźcie. - odparła Evans, po czym otworzyła drzwi chłopakom, aby wyszli z pomieszczenia. Matteo i Joe spojrzeli na mnie, po czym na siebie. Widziałam, że są na siebie źli, a jednocześnie wściekli. Ja w ciągłym szoku nie wiedziałam, o co poszło. Chłopcy wyszli, a dyrektor wskazał abym weszła do drugiej części sekretariatu, czyli jego biura. 

- A ty z czym do mnie przychodzisz? - zapytał, gdy już wygodnie usadowił się na swoim krześle. Ja usiadłam naprzeciwko. 

- Wezwała mnie Pani Flynn. - odparłam. 

- To już kolejny raz... - zaczął.

- Nie, nie. Jestem pierwszy raz tutaj. - odpowiedziałam.

- Nie ty, ale inni uczniowie przychodzą tu ciągle przez Panią Flynn. Co tym razem? - westchnął zmęczony.

- Bo... no ja nie miałam zadania domowego. I zaczęłam się tak jakby trochę "sprzeczać", bo nie było mnie gdy ona zadawała pracę do domu. Dzień przed wylądowałam w szpitalu jak już zapewne Pan słyszał i nie miałam jak zrobić tego zadania...

- Możesz wracać. - odpowiedział, a ja spojrzałam wzrokiem typu: "Że co?".  

- Ale j-jak to? - zapytałam z nierozumieniem.

- Porozmawiam później z Panią Flynn i wytłumaczę, że nie powinna tak robić. - Czy ja dobrze słyszę? Czy on właśnie powiedział to co usłyszałam? Już kocham gościa.

- Dobrze, w takim razie... - zaczęłam z zamiarem wstania z krzesła i wyjścia z gabinetu, ale zatrzymał mnie głos dyrektora.

- Zaczekaj. - powiedział, a ja zatrzymałam się. - Wiesz coś o Joe i Matteo? Dlaczego oni się pokłócili? - zapytał.

- Niestety nie wiem nic. To na pewno nie o mnie się pobili... - odparłam.

- Dobrze. Jakbyś coś wiedziała powiadom mnie najszybciej. 

- Tak, pewnie. - uśmiechnęłam się i wstałam z krzesła. - Do widzenia. - odparłam odchodząc z pomieszczenia. Otworzyłam drzwi, żeby wyjść. Od razu 3 pary oczu powędrowały na moją osobę.

- Mogłabym z nimi porozmawiać? - zapytałam pani Evans. 

- Tak, jak najbardziej. Ale bez bicia się, słyszycie? - chciała upewnić się od chłopaków, którzy tylko przytaknęli głową. Sekretarka odeszła do toalety, a ja stanęłam między nimi. 

- To przeze mnie? - zapytałam na samym wstępie.

- Nie. - zaprzeczył Matteo. 

- Powiedzcie, co się stało? Chcę wiedzieć... - pomimo, że nie pałałam wielką sympatią do Joe to chciałam wiedzieć co się stało. 

- Nic. - znów zaprzeczył Matteo. 

- Aha. Dobra, w takim razie cześć. - odpowiedziałam i już miałam odchodzić, gdy poczułam ucisk na nadgarstku, który spowodował, że w szybkim tempie obróciłam się w ich stronę.

- Zaczekaj... - odparł Joe, który przyciągnął mnie bliżej. Nie wiedziałam co się dzieje Matteo. Jeszcze nigdy taki nie był... W ogóle się nie odzywał, był wściekły, a do tego nawet na mnie nie spojrzał, zachowywał się jakbym mu coś zrobiła i był na mnie zły. 

- Nie ma po co, Joe. Nie chcecie nic powiedzieć, więc po co mam tu stać? - zapytałam.

- To on nie chce nic powiedzieć. Ja nie jestem on, na szczęście. 

- Ejejej, nikt tak nie będzie o mnie mówił. - powiedział Matteo wstając szybko z krzesła i podchodząc do Joe. - Uważaj, na słowa, koleżko.

- Bo co mi zrobisz? - prychnął Joe, byli już prawie blisko. Widziałam jak chcą uderzyć się nawzajem więc, szybko weszłam między nich i oddaliłam.

- Chłopaki, przestańcie... - odparłam odsuwając ich od siebie.

- To on zaczął. - w końcu odezwał się do mnie Matteo. Do mnie? Czy żeby sprowokować Joe? W sumie to nie wiem po czyjej byłam stronie, bo nawet nie wiedziałam kto zawinił, ale wyobrażałam sobie, że obaj równomiernie.

- Przestań! - podniosłam ton, na co chłopak tylko się odsunął. - Powiecie mi o co się pobiliście?

- Powiem ci, jeśli chcesz. - odparł Joe. 

- To powiedz. Z przyjemnością posłucham. - właśnie sobie przypomniałam, że mam lekcje. A chemiczka czeka na mnie na górze. Nie no, świetnie. Trudno. Nie obchodzi mnie to teraz.

- Mieliśmy wf. Graliśmy w koszykówkę i niechcący rzucona przeze mnie piłka uderzyła Matteo. I on rzucił się na mnie...

- Co? Myślisz, że uwierzy ci w te brednie? - prychnął Matteo. 

- Daj mu dokończyć.. - zaczęłam. Sama nie wiem, czemu wstawiłam się za Joe. To było dziwne.

- Ale on kłamie! - krzyknął oburzony Matteo. Już nie miałam pojęcia komu mam wierzyć, a komu nie. W głowie miałam mętlik, jeden duży mętlik. Bałam się najgorszego. Że mogło pójść o mnie, lecz nie wiedziałam dlaczego i w jakiej sprawie. 

- Co się tutaj dzieje? - zapytał dyrektor otwierając drzwi do sekretariatu. - A gdzie Pani Evans?

- Pani Evans poszła chyba do toalety, chciałam porozmawiać z nimi, żeby dowiedzieć się czegoś więcej... - odparłam cicho.

- My sami nie wiemy co się stało, bo nie chcą nic powiedzieć, a jeden sprzeciwia się drugiemu, więc gdy tylko czegoś się dowiemy i będzie to dotyczyć ciebie to powiadomimy cię. Porozmawiam jeszcze z innymi chłopakami, którzy tam wtedy byli. A teraz wróć na lekcję. 

- Tak, już idę. - odpowiedziałam spoglądając raz na Joe, a raz na Matteo chcąc odczytać coś jeszcze z ich oczu. Po nieudanej próbie odeszłam do góry cały czas myśląc o tym, co właśnie się wydarzyło. Nawet nie zauważyłam, że doszłam już pod klasę, w której właśnie odbywała się lekcja chemii. Lekko wypuściłam powietrze z ust aby trochę się uspokoić, lecz nie wiele to dało. Powoli weszłam do klasy, a wszystkie oczy skierowały się na mnie. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Spojrzałam na nauczycielkę. Była zła, pewnie dlatego, że przyszłam po tak długim czasie, ale mówi się trudno.

- Dłużej się nie dało, nie? Jeszcze powiesz, że dyrektor tyle cię trzymał, prawda?

- Nie, nie. Po prostu doszło do bójki w innej klasie i miało to związek ze mną, więc trochę się przedłużyło.

- Wracaj do swojej ławki i nie odzywaj się więcej! - krzyknęła, aż odsunęłam się kawałek. Później wróciłam do Niny, która siedziała tam z wytrzeszczonymi oczami próbując zrozumieć zapewne o jaką bójkę mi chodziło. Usiadłam obok nie odzywając się w ogóle. Nauczycielka zaczęła kontynuować pisanie na tablicy jakiś wzorów chemicznych. Wszyscy którzy byli obok mnie zaczęli dopytywać się półszeptem o jakiej bójce mówiłam, kto się pobił i z której klasy. Odpowiedziałam cicho, że to był tylko pretekst, żeby nie dostać żadnego oskarżenia czy coś w tym stylu i odetchnęłam z ulgą, kiedy wszyscy odwrócili się już i zaprzestali tych bezsensownych pytań. Obróciłam się w stronę przyjaciółki, która tylko uniosła brwi w celu dowiedzenia się czegoś więcej. Westchnęłam. Wiedziałam, że jej nie okłamię tak prędko, więc rzuciłam tylko spojrzenie typu "Opowiem ci wszystko później", po czym obie zaczęłyśmy przepisywać wzory z tablicy. Jednak w mojej głowie ciągle istniał wyobrażony obraz bójki Joe i Matteo...

---------------------------------------

             Tutaj zdjęcie wyobrażonego przeze mnie Joe:





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro