Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2 rozdział ❤

Weszłyśmy na pomost. Podeszłyśmy jak najdalej i usiadłyśmy na nim, wpatrując się w ocean. 

– Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu wyszłaś z tego pokoju. Siedziałaś w nim całe dnie, Luna. Wakacje się kończą i niedługo szkoła. Jesteś pewna, że chcesz tak dalej? Jeśli nie wykorzystasz tych ostatnich dni to zmarnujesz je po całości. 

– Tak, wiem kochana. – Zrobiło mi się przykro. – Ale pamiętasz te wszystkie dni, kiedy pomagałyśmy Simonowi w barze? – Moje oczy się zaszkliły. – Albo jak skakaliśmy do wody? – Zamknęłam je. – Jak urządzaliśmy pikniki, a w nocy puszczaliśmy lampiony? Jak...

– Luna, kochana... posłuchaj. – Złapała mnie za ręce. – Wiem, że ta sprawa z Simonem naprawdę cię zmartwiła, i to mocno. Ale ja mam zamiar zrobić wszystko, abyś tylko przestała o nim myśleć. Żebyś znów tak cieszyła się z życia jak kiedyś. Pamiętasz te wszystkie chwile spędzone z nim? - zapytała, na co ja skinęłam głową. – Ja jestem tutaj. Zawsze możesz ze mną je powtórzyć i wiem, że nigdy nie będzie tak samo jak z Simonem, ale nie możesz płakać przez niego po nocach. 

– Tak, wiem. Zrobię wszystko, aby tak nie było. – Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy nie wylałam łez, gdy myślałam o Simonie. 

* * *

Nina wróciła już do domu i ja też powoli zaczęłam się zbierać. Skierowałam się do domu, po drodze jednak trafiłam jeszcze na pewną knajpkę, w której oferowali dobre lemoniady. Weszłam do środka i zamówiłam sobie jedną z nich. Zapłaciłam i zabrałam napój od kelnerki, po czym podeszłam do drzwi. Nie zauważyłam jednak, że ktoś akurat miał zamiar wejść do środka. Kiedy je otwarłam, przypadkowo uderzyłam kątem o czoło jakiegoś chłopaka. 

Zakryłam usta, patrząc na niego z przerażeniem.

–Aj, przepraszam! – powiedziałam głośno. Nie wiedziałam, co mam robić. Chłopak jęknął z bólu. Wystraszyłam się. – Przepraszam, ja naprawdę nie chciałam. Wszystko w porządku? 

Zamknęłam szybko drzwi i podeszłam bliżej chłopaka, żeby mu pomóc. 

– Co ty zrobiłaś? – zapytał głośno, jego ton był bardzo niemiły.

– Przepraszam, ja nie chciałam. Boli cię bardzo? – Położyłam rękę w miejscu, w którym go uderzyłam.

Spojrzał na mnie, a ja na niego. Patrzyłam mu w oczy, które były pełne bólu i smutku. Tylko czemu?

– Może wezmę jakąś chusteczkę czy coś...? – Zapytałam, odwracając wzrok

– Dam sobie radę, lepiej mnie już zostaw – powiedział chłodno.

– Ale może dasz sobie jednak pomóc? Słuchaj... –zaczęłam.

– Nie rozumiesz, co do ciebie powiedziałem? – zapytał zły.

– Zawsze warta jest czyjaś pomoc, a ja chcę ci pomóc. Przepraszam cię jeszcze raz, ja nie chciałam. Nie zauważyłam cię po prostu. – Westchnęłam cicho, spoglądając na niego.

– Jeśli chcesz mi w jakiś sposób pomóc, to zejdź mi z oczu. 

– Nie potrafisz trochę milej? – zapytałam już zła. Ileż można? Chciałam mu pomóc, a on po prostu był dla mnie taki niemiły. Poza tym nic wielkiego się nie stało, tym bardziej, że nie zrobiłam tego celowo! 

– Jestem miły dla osób, które są dla mnie miłe. Uderzyłaś mnie i już nie zaliczasz się do nich. – Prychnął. 

Jaki bezczelny idiota. Co on sobie myślał?!

Wywróciłam oczami i odeszłam. Nie miałam zamiaru z nim dłużej rozmawiać. Bezczelny typ, który nie potrafił być miły dla innych. Chciałam tylko pomóc... co było w tym złego? 

* * *

Gdy tylko otwarłam drzwi do domu, poczułam niesamowite zapachy dochodzące z kuchni. Wiedziałam, że mama coś szykowała. W końcu już wróciła z pracy, a zawsze po niej lubiła ugotować coś przepysznego. Uwielbiałam jej dania. 

– Cześć mamo! – powiedziałam zadowolona. 

– Córeczko... – Podeszła do mnie. – Martwiłam się o ciebie. Gdzie byłaś? – zapytała z niepokojem.

– Oj, mamo. Zapomniałam napisać ci, że wyszłam z Niną.

– Nic się nie stało, ale martwiłam się. Z resztą bardzo cieszę się, że w końcu z nią wyszłaś. Bardzo tego potrzebowałaś, a przypominam ci, że już w poniedziałek czeka cię szkoła. Zostało ci tylko cztery dni – odpowiedziała, wracając do gotowania.

– Tak, wiem... A co tam gotujesz? – zapytałam, podchodząc do niej i jednocześnie spoglądając jej przez ramię.

– Niespodzianka. 

– No dobrze. Idę do góry, zawołasz mnie?

– Tak, pewnie. – Uśmiechnęła się.

* * *

Usiadłam na łóżku. Za oknem robiło się już ciemno. Otworzyłam szklane drzwi i weszłam na balkon. Uwielbiałam to robić wieczorem. Zawsze tak robiłam. 

Oparłam się o barierki i przymykając delikatnie powieki, wdychałam świeże powietrze, które tak cholernie dobrze na mnie wpływało. Nagle poczułam światło, więc natychmiast otworzyłam oczy. Spojrzałam naprzeciwko. Był to dom naszych sąsiadów, jednak to już chyba nie byli nasi sąsiedzi. Zauważyłam chłopaka w pokoju. Włączył lampkę i także wyszedł na swój balkon. Przyglądałam mu się dokładnie. 

Skądś go znałam... O nie, to przecież jest ten chłopak, którego uderzyłam dzisiaj drzwiami! 

– To jest niemożliwe! – szepnęłam cicho, ciągle na niego spoglądając. Gdy już był wystarczająco blisko, żeby mnie zauważyć, odwróciłam się i zaczęłam szybko iść w stronę drzwi, aby natychmiast stamtąd wyjść. Żeby tylko okazało się, że to jest jakiś głupi sen.

– Nowa sąsiadka? – zapytał głośniej. 

Stanęłam w miejscu i mocno zacisnęłam oczy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro