epilog
[ jak to zawsze powiadam... już czas ]
Harry bez względu na wielkie zaspy, śnieg sypiący mu prosto w oczy i mróz szczypiący go w ręce i nos, biegł co sił w nogach. Nie zatrzymywał się ani na sekundę, nawet jeśli jego płuca odmawiały posłuszeństwa.
Chciał po prostu już być przy Rachel, przytulić ją i wiedzieć, że wszystko z nią w porządku.
Gdyby nie zdążył, wina byłaby po jego stronie. Miał szansę ją uratować. Miał tak dużo czasu i wskazówek.
Kiedy wpadł na osiedle zabudowane pięknymi domami, o mało się nie rozpłakał. Wiedział, że może być już za późno. Biegł, spoglądając na numery, widniejące na ścianach domów, które mijał.
Kiedy dotarł do liczby 432, zatrzymał się i prawie przewrócił się na oblodzonym chodniku.
Dysząc jak pies w środku lata pobiegł do drzwi, starając się nie wywalić. Sąsiad z domu obok, który odśnieżał podjazd, spojrzał na niego zdezorientowany.
Harry gwałtownie zaczął walić w drzwi i przyciskać dzwonek. Nie chciał nawet myśleć, jak to musi wyglądać. Miał ważniejsze rzeczy na głowie.
Drzwi otworzyła kobieta w sile wieku. Spiorunowała Harry'ego wzrokiem.
-Pani Clark? -zapytał resztką sił Harry. -Czy tu mieszka Rachel?
-Nie rozumiem, o co chodzi! Moja córka na pewno pana nie zna -powiedziała ostro kobieta.
-Muszę się z nią zobaczyć, pani Clark. Muszę wiedzieć, czy jest bezpieczna! -Harry praktycznie krzyknął z sfrustracji.
-Proszę sobie iść! -odparła kobieta.
-Pani naprawdę nie rozumie! Ona jest w niebezpieczeństwie! Pewnie jest zamknięta w pokoju i nawet pani nie wie, co się dzieje -wrzasnął całkowicie wytrącony z równowagi. Był w stanie po prostu wtargnąć w tej chwili do środka nieproszony i znaleźć Rachel.
-Niech pan na mnie nie krzyczy, dzwonię na policję -powiedziała i chciała zamknąć drzwi, jednak Harry jej na to nie pozwolił.
Wtargnął do środka nieproszony. Był intruzem. Wiedział o tym doskonale. Jednak życie jakiejś dziewczyny jest w niebezpieczeństwie.
Jakiś mały chłopiec spojrzał na niego przestraszony. Tylko, że Harry nie miał teraz zamiaru się zatrzymać.
Ruszył w głąb domu, przeglądając po kolei każde pomieszczenie i nawołując imię dziewczyny.
Nie zwrócił uwagi, że matka Rachel zadzwoniła na policję, przerażona nieproszonym gościem, z którym nawet nie miała jak walczyć.
Kiedy Harry dotarł do drzwi z różową koroną namalowaną na drewnie, wiedział. Szarpnął za klamkę, jednak ona nie ustąpiła.
-Rachel? Rachel jesteś tam? Znalazłem twój pamiętnik! -zawołał Styles, a zaraz dobiegła do niego pani Clark.
-Zostaw w spokoju moją córkę! -zawołała, chcąc zapewnić córce bezpieczeństwo, które tak naprawdę odbierała.
-Kobieto zamknij się, ona chce się zabić! -krzyknął w końcu tak głośno, że pani Clark wzdrygnęła się.
Znowu zaczął walić w drzwi, wołając imię dziewczyny. Jej matka zaczęła płakać i również błagała, aby córka otworzyła, jednak nic nie pomagało.
Harry w końcu postanowił wyważyć drzwi. Było to bolesne i był prawie pewien, że złamał sobie jakąś kość, ale nie myślał o tym. Ważna była tylko Rachel.
Kiedy drzwi ustąpiły, Harry zobaczył najgorszą rzecz, jaką mógł.
Z sufitu zwisał kabel, który mógł służyć tylko do jednego. Pod nim stał stołek w odcieniu pudrowego różu.
Jednak dziewczyna leżała obok. Lekko się poruszyła, kiedy Harry klęknął obok niej. Na podłodze zobaczył pudełeczko po tabletkach i zacisnął szczękę, żeby tylko się nie rozkleić. Musiał być twardy i jej pomóc.
-Niech ktoś dzwoni po karetkę! -powiedział Harry głośno, a jego głos drżał jak nigdy. Chłopak spojrzał na bladą twarz dziewczyny. -Rachel, zostań ze mną. Zaraz będzie po wszystkim.
-Chciałam użyć kabla -wychrypiała -ale ponoć śmierć od tabletek jest mniej bolesna.
-Nie będziesz umierać, rozumiesz?! Nie rób tego. Przyszedłem cię uratować, tak, jak prosiłaś -mówił do niej, chcąc przytrzymać ją przy stanie świadomości. -No dalej dziewczyno, nie zasypiaj.
-Ktoś jednak przyszedł -odpowiedziała resztką sił. -Dziękuję, ale wszystko musi się kiedyś zakończyć.
-Nie! Nie zakończysz tego w ten sposób. Masz być silna i przetrwać. Z resztą poradzimy sobie razem. Będę się tobą opiekował! -zawołał Styles przez łzy, których nie mógł opanować.
Mówił do niej, trzymał ja w ramionach, jednak nadal nie wiedział, czy to wszystko nie pójdzie na marne.
Kiedy przyjechała karetka, która miała zabrać ją do szpitala Harry nie mógł oddychać. Po prostu chciał jak najszybciej dostać się do Rachel i patrzyć, jak sobie z tym wszystkim radzi.
Harry chyba nie był bardziej szczęśliwy, kiedy kilka dni później mógł po prostu przytulić do siebie całkowicie żywą Rachel, powiedzieć jej, że wszystko będzie dobrze i może na niego liczyć. Nawet jeśli jej tak naprawdę dobrze nie znał. Nawet jeśli była całkowicie obca. Wiedział, że odpowiedzialność nie mija z czasem. Dlatego musiał się nią opiekować póki mógł.
Istnieją historie, które powinniśmy zacząć od końca, ale też i takie, które można zacząć od nowa.
~*~
Więc to koniec. Nie wiem co ja w ogóle zrobiłam, ale no.. Co się napisało to się nie odpisze, że tak się wyrażę!
Piszcie jakie macie odczucia, skargi, opinie, cokolwiek.
A teraz ważna wiadomość: to OSTATNIA część serii pink.
Tak, dobrze czytacie. Nie będzie więcej smutnych historii, ale to nie dlatego, że nie chce pisać. Spokojnie. Po prostu chcę zakończyć to, co piszę, a później zobaczymy, co się stanie.
Dziękuję za to, że tak wspieraliście tę serię, ponieważ dzięki wam ona stała się wyjątkowa.
Dziękuję za każdy komentarz, gwiazdkę i wszystkie miłe słowa! Jesteście najlepsi.
Kocham mocno,
słowik x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro