Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

I jest kolejny rozdział! Specjalnie na Nowy Rok! Miłego czytania i szczęśliwego Nowego Roku!

Mowa węży

Zaklęcia są ze strony - http://opcmkl2.blox.pl/2011/01/Temat-3-Zaklecia-czarnomagiczne.html

******************

Minęło kilka miesięcy, Harry przesiedział je w domu razem z Lorim. Kilka razy odwiedził Voldemorta i spytał się o jego plany. Teraz powinien być drugi semestr jego trzeciego roku, ale Hogwart nadal był zamknięty. Od Draco dowiedział się, że udało im się rozwiązać problem, ale Dumbledore musi przekonać ministra do otworzenia szkoły. Właśnie wrócił z ulicy pokątnej, musiał zakupić nowe szaty i składniki do eliksirów.

Ściągnął buty i pobiegł do salonu, musiał ostro przyhamować, aby nie wpaść na dwóch mężczyzn stojących na środku pokoju. Spojrzał na Lori'ego i stanął koło niego. Jeden z mężczyzn miał plakietkę z wielkim „A" przypiętą do brązowego płaszcza.

- Witaj, to ty jesteś Harry? – Zapytał niższy mężczyzna, o siwych włosach i niebieskich oczach.

- Tak, proszę pana. – Odparł grzecznie i posłał mały uśmiech czarodziejowi.

- Gilbert nie jesteśmy tu, aby niańczyć dzieci. – Warknął ten wyższy i młodszy. – Jesteśmy aurorami z Ministerstwa, Severus Snape zniknął i nigdzie nie można go znaleźć.

- Och, Profesora Snape'a nie było tu od kilku miesięcy! – Powiedział udając zdziwienie, ślizgon przybrał najbardziej niewinną minę na jaką było go stać. – Wysłałem Dyrektorowi Dumbeldore'owi list, ale on nie odpowiedział. – Jedną ręką szturchnął lekko śmierć, aby dać jej do zrozumienia, że trzeba dostarczyć list staruszkowi.

- Hmm... Dobrze, rozumiem. Wiesz może coś o tym mężczyźnie? Wiem, że miał was nadzorować, ale nikt nie wie kto wydał mu to polecenie. – Zapytał Gilbert z przyjaznym uśmiechem na twarzy.

- Em... A mogę poprosić o przedstawienie się, każdy mógłby się pod was podszyć. – Lori wkroczył do akcji i stanął przed wybrańcem zasłaniając go swoim ciałem, obydwaj mężczyźni wyglądali jakby zrozumieli.

- Mam na imię Gilbert Williamson i jestem aurorem. – Powiedział i usiadł na kanapie, którą wskazał Lori.

- Ja jestem Robin Savage – Odparł blond włosy tym samym ostrym tonem co poprzednio.

- No Harry co sądzisz na temat swojego profesora? – Zapytał Williamson, a gdy zobaczył niezrozumienie w oczach chłopca dodał. – Jak się zachowywał albo jak cię traktował.

- Profesor Snape jest dość specyficzną osobą, ale chyba za mną nie przepada. – Powiedział po chwili namyślenia się. – Ostatnio znalazłem listy... Nie wiem, o co w nich chodzi, ale leżały na biurku profesora, wiem, że nie powinienem, ale... Nigdzie go nie było i chciałem poszukać czegoś, co mogłoby być przydatne w znalezieniu go. – Harry był pod wrażeniem swojego aktorstwa, obydwaj mężczyźni mu uwierzyli od razu. Podał im listy i spojrzał na Lori'ego, który dość spięty siedział koło niego.

- Co dziś zjemy? – Zapytał go celowo.

- Mm... Myślałem o zapiekance? – Odpowiedział rozbawiony. – Coś się stało?

Auror, który właśnie wstał odwrócił się i pokiwał przecząco głową.

- Pozwolicie, że zawiadomię naszego szefa? – Zapytał lekko speszony.

- Nie ma problemu. – Odparła śmierć.

- Te listy wyjaśniają bardzo dużo. – Wyjaśnił starszy auror. – Dobrze, że Snape nic wam nie zrobił.

- Hę? Profesor był zły? – Zapytał Potter, udając zaskoczonego.

- Ech... Tak jakby. – Williamson wydawał się speszony pytaniem chłopca, ale nadal utrzymywał dość krzywy uśmiech na twarzy.

- Już jestem. – Czarnoskóry mężczyzna wszedł do pomieszczenia, miał na sobie niebieską szatę, która rzucała się w oczy. – Witam, nazywam się Kingsley Shacklebolt i odpowiadam za tę dwójkę. Widziałem listy i bardzo proszę o dostęp do gabinetu Snape'a.

- Oczywiście, tędy. – Powiedział Harry, uśmiechając się ciepło, wstał i poprowadził mężczyzn do gabinetu.

*************

Wybraniec patrzył, jak gabinet zostaje dosłownie rozebrany na części. Każdy dowód lub wskazówkę wkładali do małego worka, takiego samego jak miała kiedyś Hermiona. Na początku chciał udawać, że nie wie, o co chodzi ze Snape'm, ale teraz widział okazję na prawdziwą karę dla mężczyzny. Będzie musiał jeszcze skontaktować się z Tomem i przedstawić mu jego plan.

************

We dworze był wieczorem, od razu pobiegł do gabinetu Voldemorta, musiał go powiadomić o najściu aurorów i zdradzić swój plan. Wpadł do pomieszczenia niczym wichura i wpadł na biurko czołem zderzając się z blatem. Wyprostował się i z różowymi policzkami cicho przeprosił i usiadł na krześle naprzeciwko Czarnego Pana, który wydawał się zaskoczony nagłą wizytą.

- Stało się coś. – Stwierdził po chwili ciszy odkładając jakieś pergaminy na biurko.

- Tak, dziś odwiedzili mnie aurorzy. – Wyjaśnił oddychając głęboko. – I pytali się o Snape'a, oczywiście udawałem, że nie wiem, gdzie jest. Mam plan i chce cię prosić, abyś dostarczył Snape'a do Ministerstwa pod drzwi Shacklebolt'a.

- Dobrze, zrobię to. – Zgodził się mężczyzna. – Czy coś im dałeś, powiedziałeś?

- Tak, dałem im listy. – Odparł opierając się o krzesło.

- Chcesz go zobaczyć? – Czarny Pan wydawał się czytać mu w myślach więc tylko pokiwał głową zgadzając się. – Niedługo chcę przeprowadzić rytuał, ale musisz skończyć czternaście lat.

- Dobrze, możemy zrobić to w czasie Turnieju Trójmagicznego. – Zaproponował, szedł za mężczyzną więc nie widział, że jest lekko zagubiony.

- Jaki Turniej?

- Och, Niedługo odbędzie się Turniej Trójmagiczny, wiesz co to prawda? – Potter zatrzymał się naprzeciwko Voldemorta, chciał upewnić się, że mężczyzna nie kłamie.

- Owszem, wiem co to. Tylko nie spodziewałem się, że się odbędzie. Co planujesz? – Marvolo machnął na niego ręką i ominął sprawnie.

- Gdy Turniej będzie się odbywał mogę pomóc ci w niektórych rzeczach oraz możemy w czasie ostatniego zadania wykonać rytuał. – Wyjaśnił, przypominając sobie ostatnie wydarzenia na cmentarzu. – Ale pod żadnym pozorem nie chce brać udziału w Turnieju.

- Dobry pomysł, wtedy wszyscy będą zajęci. – Czy... Riddle właśnie go pochwalił, Potter zmarszczył brwi w zakłopotaniu, ale nic nie powiedział.

Zeszli do lochów, Czarny Pan nagle znalazł się bardzo blisko niego, nie przeszkadzało mu to. Ta część zamku była pogrążona w mrocznej aurze, mimo iż był panem śmierci to wolał nie nabić się na jakieś czarno magiczne zaklęcie lub urok.

Tom poprowadził ich na koniec długiego korytarza, aby później skręcić w lewo. Były tam brązowe zniszczone drzwi, które o dziwo Harry'ego były zamknięte na dziwną stalową kłódkę.

- Po co kłódka, jeśli są czary? – Zapytał nie rozumiejąc.

- Czarny można złamać, kłódkę nie. – Wyjaśnił krótko mężczyzna. – Muszę cię trochę podszkolić w ogólnej wiedzy na temat czarodziejskiej kultury i ogółem poglądów.

- Jestem za. – Zgodził się szybko nie chcąc, aby ta propozycja przepadła, potrzebował nauki.

Voldemort otworzył drzwi uprzednio odblokowując kłódkę, sam wszedł pierwszy ciągnąc za sobą lekko zdenerwowanego chłopca. Wybraniec rozglądnął się po otoczeniu. Było to ciemne pomieszczenie, jedynym źródłem światła była świeca na suficie. Obskurne betonowe ściany oraz podłoga pokryte były kurzem, oraz gdzieniegdzie krwią. Spojrzał na środek pokoju klęczał tam

Mistrz Eliksirów, był w swojej zwyczajnej szacie jednak była ona podarta i brudna. Jego głowa zwisała bezwładnie, a czarne włosy przykrywały twarz.

- Czy on jest nieprzytomny? – Spytał zaciekawiony.

- Tak, obudzić go? – Harry bez zawahania kiwnął głową, przez chwilę czuł na sobie wzrok Riddle'a, ale on cały czas wpatrywał się w Snape'a.

Podskoczył lekko, gdy nagle czarnowłosy poderwał głowę, był chorobliwie blady, nie dziwił mu się. Ten człowiek nie miał pojęcia, dlaczego znajduje się w lochach... uwięziony.

- Dlaczego? – Snape wycharczał przed suche i ściśnięte gardło.

- Widziałem listy, na początku myślałem, że jesteśmy po tej samej stronie, ale gdy je zobaczyłem, zrozumiałem, że oszukałeś nas wszystkich. – Wytłumaczył zimnym głosem. – Mnie, Dumbeldore'a i Czarnego Pana.

- To teraz jest twój pan? – Sarknął czarnoksiężnik. – Oczywiście, że was oszukałem, żaden z was nie powinien rządzić, ale i tak to teraz nie ma znaczenia i tak mnie zabijecie.

- Nie. – Odparł nagle Voldemort. – Najpierw dam tobą pobawić się śmierciożercą, a potem wyślemy cię do ministerstwa.

- Co?

- Szukają cię, pokazałem im. – Powiedział Potter i wymusił na twarzy blady uśmiech. – Chodź Tom, muszę z tobą porozmawiać.

Pociągnął starszego do wyjścia, a gdy ten zamknął drzwi westchnął i oparł się o ścianę za nim.

- Wezwij wewnętrzny krąg, chce, abyś kazał im się zabawić, czy jak to nazywasz ze Snape'em. – Rozkazał i odwrócił się, aby stanąć twarzą w twarz z czarnoksiężnikiem.

- Jesteś pewny, że chcesz to oglądać? Znaczy wiem, że masz teraz dwadzieścia lat, ale jednak nie jesteś przyzwyczajony do takich widoków. – Voldemort wydawał się zmartwiony albo wybrańcu po prostu się wydawało.

- Kiedyś będę musiał, Tom. – Ślizgon uśmiechnął się blado i przyjął ofiarowaną mu rękę. Dał się wyprowadzić z lochów i poprowadzić do wielkiej Sali, gdzie zazwyczaj odbywały się zebrania śmierciorzerców.

Patrzył jak Marvolo macha różdżką, a koło jego tronu pojawia się podobne siedzenie tylko mniejsze i skromniejsze.

- Czy jestem królową?

- Jesteś kim chcesz być. – Odparł posyłając mu znaczące spojrzenie.

Potter parsknął śmiechem i usiadł na siedzeniu, było wygodne. Patrzył jak do Sali wchodzą po kolei śmierciożercy. Bellatriks, Lucjusz, jacyś mężczyźni. Bella była jedyną kobietą obecną w pomieszczeniu. Harry zmarszczył brwi, poprzednio Bella była w Azkabanie.

- Witajcie wezwałem was, ponieważ mam dobre i złe wiadomości. – Przemówił Czarny Pan cichym głosem wywołując u wszystkich ciarki na plecach. – Jak widzicie przyłączył się do nas ktoś bezcenny i mam nadzieje, że będziecie szanować go tak jak mnie.Wszystkie spojrzenia skupiły się na nim, Potter przełknął cicho ślinę, ale pozostał niewzruszony.

- To była ta dobra wiadomość, a teraz zła. – Kontynuował Voldemort. – Severus Snape nasz szpieg zdradził i ma zostać ukarany, teraz.

Cały pokój wstrzymał oddech jedyną odważną okazała się Bella, kiedy przemówiła.

- Panie? My chyba się nie znamy, czy moglibyśmy się przedstawić Panu Potterowi? – Zapytała cicho, wybraniec był wstrząśnięty tą pokorą, którą okazywała kobieta, zupełnie inna niż poprzednio. Voldemort skinął głową więc wszyscy odetchnęli.

- A więc nazywam się Bellatriks Lestrange. – Oznajmiła. – Mam nadzieję, że uda nam się dogadać.

- Lucjusz Malfoy, ale my się już znamy. – Harry lekko się uśmiechnął do mężczyzny, który wydawał się zmieszany jego obecnością.

- Antonin Dołohow. – Mężczyzna miał zachrypnięty głęboki głos, był wysoki i miał czarne włosy oraz ciemne oczy.

- Rudolf Lestrange, miło mi... książę. – Wyszeptał mężczyzna nie za bardzo wiedząc, jak go nazwać. Harry zamrugał, ale kiwnął głową z wdzięcznością.

- Jeśli chcecie możecie mnie tak nazywać, byle by nie „królową" – Wyjaśnił rozbawiony chłopiec i posłał ironiczne spojrzenie Tomowi.Zgromadzeni kiwnęli głowami, że rozumieją.

- Jeśli wiecie, dlaczego tu jesteście zaczynajcie. – Powiedział Riddle i jak na zawołanie przez drzwi został wprowadzony nieprzytomny Snape. – Zaklęcie wyciszające i sparaliżować.

Harry wziął głęboki oddech, wzdrygnął się, gdy wąż owinął się wokół niego niczym lina.

- Och, Nagini widzę, że dołączyłaś. – Zasyczał Voldemort, a po plecach Gryfona przeszedł dreszcz na ten dźwięk.

- Panie, królowo. – Wysyczał wąż kładąc łeb na jego udach.

- Nie jestem królową. – Ślizgon automatycznie zrobił się czerwony.

- Jednak jesteś tu, obok mego pana.

- Możesz nazywać mnie książę lub Harry.

- Jak sobie życzysz.

Potter rzucił Voldemort'owi wkurzone spojrzenie, mężczyzna zaczął cicho chichotać więc jedyne co Potter mógł zrobić to zezować na niego wściekłe spojrzenie.

***********

Kilka minut później rozpoczęła się „zabawa". Harry nigdy w życiu nie widział takich tortur, ciało Snape'a było w kawałkach, dosłownie. Dziwne, że jeszcze żył. Mimo iż jego żołądek robił fikołki na widok niektórych ran to nie odwrócił wzroku, nie mógł, nie chciał.

Usłyszał kilka zaklęć na przykład „Sorris" lub „Buffo", nie chciał wiedzieć co one oznaczają. Zamknął na chwilę oczy, a potem skierował swój wzrok na Czarnego Pana, położył dłoń na jego ramieniu, nie chciał, aby Snape umarł. Ten tylko kiwnął głową i podniósł dłoń. Śmierciożercy od razu przestali.

- Mam dla was zadanie, a właściwie dla ciebie Lucjuszu. Weź zdrajcę i przyprowadź do Kingsleya, powiedz, że go takiego znalazłeś. – Lucjusz kiwnął głową i z pomocą innych od lewitował ledwo żywego mężczyznę.

- Lori. – Zawołał w przestrzeń Harry.

Na środku pomieszczenia w kałuży krwi pojawiła się śmierć. Co dziwne krew, która zabarwiała posadzkę zaczęła się odsuwać od mężczyzny.

- Tak, panie. – Odezwał się Lori ignorując Czarnego Pana.

- Weź ten list i podłóż go do biurka Dumbledore'a. – Wyjaśnił machając różdżką, a potem podał pergamin śmierci.

- Jak sobie życzysz. – Odparł i zniknął.

- Nadal jestem pod wrażeniem, wiesz. – Odezwał się nagle Marvolo, Harry skomentował to tylko śmiechem.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro