Rozdział 17.
Polecam ten Nightcore do góry mego autorstwa ;) I przepraszam za tak długą zwłokę z wstawieniem tego rozdziału, niestety już drugi raz zachorowałam i ciężko mi się na czymkolwiek skupić.
************************
Gdy dotarli do dworu Malfoy'ów został powitany przez Narcyzę i Dracona, który wydawał się bardzo podekscytowany widokiem znajomego. Zamienił kilka słów z państwem Malfoy, a potem jeszcze odbył krótką rozmowę z Lori'm, musiał powiadomić go, żeby nie mówił nic rodzicom Draco, żeby nie wzbudzić podejrzeń, po prostu miał się zachowywać jak normalny czarodziej.
***************************
Draco był podekscytowany, pokazał mu wszystkie zakątki dworku, w którym mieszkał. Harry uważnie słuchał chłopca, który nie mógł przestać opowiadać mu o jego rodzinie. Lori w tym czasie rozmawiał z Lucjuszem, który nie mógł opanować swojej ciekawości. Gdy dotarli do pokoju, w którym miał sypiać przez ten tydzień, Draco go pchnął do środka, chcąc zobaczyć jego reakcje. Pokój był elegancki, na widok kufra westchnął cicho, tak aby chłopak go nie usłyszał.
- Bardzo ładny pokój. - Odezwał się, rozglądając się na około.
- Matka zadbała o wyposażenie i wystrój. - Wytłumaczył dumnie Malfoy.
- Może pójdziemy coś zjeść? - Zaproponował po chwili ciszy. Draco tylko pokiwał głową i razem ruszyli do jadalni.
*****************************
W jadalni Narcyza zaproponowała im obiad, na który obydwaj chętnie przystali. Usiedli koło siebie co jakiś czas rozmawiając. Na razie ich rozmowy były raczej sztywne, to dlatego, że nie znali się za dobrze i trudno im było zacząć jakiś temat. Harry też czuł się dziwnie niezręcznie w towarzystwie Dracona, podejrzewał, że to przez to, iż kiedyś byli wrogami. Teraz udało im się nawiązać dziwną więź pokoju, którą Potter zamierzał wykorzystać. Gdy dostali gorące dania, przez większość czasu zastanawiał się co zamierza zrobić Dumbledore, czy wszystko potoczy się w tym samym kierunku co kiedyś? Nie miał pojęcia, jak na razie po prostu skupi się na nauce i Voldemorcie.
- Harry, jak sądzisz kto będzie w tym roku nauczycielem Obrony? - Zapytał nagle ślizgon, Potter odwrócił głowę w kierunku chłopca, który miał teraz zmarszczone brwi, przez co wyglądał podobnie do Snape'a.
- Nie mam pojęcia. - Odparł szczerze. - Mam nadzieje, że Snape będzie mniej wymagający.
- To graniczy z cudem. - Stwierdził lekko się krzywiąc. - Będziesz chciał grać w Quidditch'a?
- Nie, a ty? - Chłopak wydawał się zaskoczony odpowiedzią, ale nie skomentował, tylko pokiwał głową, że będzie chciał. - Jaka pozycja?
- Jeszcze nie wiem. - Malfoy wzruszył ramionami i wrócił do jedzenia.
*****************************
Zazwyczaj jak rano wstawali spotykali się w jadalni, jedli śniadanie, a potem zabierali się za rozrywki, takie jak granie w szachy, czy też inne czarodziejskie gry, których Harry nie znał. Czasami czytali razem baśnie dla zabawy, a czasami po prostu rozmawiali. Przez te sześć dni udało im się nawiązać pewną przyjaźń. Rozmawiało im się lepiej i potrafili znaleźć wspólne tematy. Ten rok zapowiadał się o wiele przyjemniej niż ostatni.
Westchnął i wstał z łóżka, dziś wracali do szkoły. Spakował się już wcześniej, aby móc porozmawiać ze śmiercią.
O wilku mowa, Lori wszedł do jego pokoju, jak zawsze będąc w idealnym stanie. Harry nie mogąc się powstrzymać zapytał:
- Czy ty kiedykolwiek śpisz?
- Nie, zazwyczaj nie. - Stwierdził mężczyzna, siadając na łóżku. - Jesteś gotowy?
- Tak, jestem. Mam do ciebie dwa zadania. - Powiedział przyjmując wygodną pozycję. - Po pierwsze chciałbym, abyś dowiedział się co robi i planuje Voldemort, po drugie jest taka osoba Dolores Umbridge, musimy sprawić, aby trafiła do Azkabanu.
- Jak sobie życzysz.
Potter patrzył jak Lori znika za drzwiami, a potem wstał i postanowił wziąć kąpiel.
**************************
Na peronie jak zwykle było bardzo dużo ludzi, tym razem trudno było się przedostać do wejścia jakiegokolwiek wagonu. Gdy udało mu się to już zrobić zgubił po drodze Draco, machnął ręką i wszedł do pierwszego lepszego pustego przedziału. Czekała go nudna podróż.
**************************
W wielkiej sali po uczcie został obdarowany zalotnymi spojrzeniami przez krukonki. W tym momencie cieszył się, że nie wybrał Raveclaw'u. Musiałby znosić Cho i jej koleżanki codziennie. To by było z dużo jak na jego nerwy. Zjadł szybko kolację i omal się nie zakrztusił ponczem, gdy usłyszał syk dobiegający ze ściany za nim. Ale... Jak? Bazyliszek jeszcze powinien być zamknięty. Kto go uwolnił z posągu?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro