Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16.

Voldemort krążył po pomieszczeniu, raz po raz zataczając małe kółka. Myślał nad sensownym rozwiązaniem, które nie doprowadzi do jego upadku. Z jednej strony chciał po swojej stronie kogoś tak potężnego, jak Potter, ale z drugiej on wciąż był wybrańcem, którego przeznaczeniem jest zabić Czarnego Pana. Z tym wnioskiem do jego głowy wskoczyły inne pytania, które jedynie utrudniały mu podjęcie decyzji. Czy on był jedynym? Może inne kontynenty też posiadały swoich Czarnych Panów, którzy walczyli o swoje wartości. Voldemort żył długo i posiadał jakąś wiedzę na temat życia, lecz nie był wszechwiedzący, nigdy nie spotkał się z informacją na temat czarnoksiężników na świecie. Westchnął cicho i opadł na kanapę, wszystko było poplątane, a żeby podjąć dobrą decyzję, będzie musiał dowiedzieć się informacji, na temat przepowiedni i więzi, którą posiadał on i jego żywy Horkruks, wiedział już, że wykorzysta do tego Nagini, wężyca (Tak, wiem nie ma takiego słowa ale tak czy tak to tu zostanie! dop.aut.)  potrafiła wytłumaczyć mu, na czym polega więź cząstki duszy w przedmiocie i właściciela.

***************************

Kilka dni później Harry dostał sowę powrotną od Dracona, który z ekscytacją zgodził się na jego propozycję. Chłopak napisał mu również, że będzie go oczekiwał dziś wieczorem na ulicy Pokątnej stamtąd jego ojciec pomoże im w aportacji. Oczywiście, że Lori był zaproszony, nie ruszyłby się nigdzie bez niego, to by było zbyt podejrzane. Zaśmiał się na głos i poszedł do salonu, a tam na nieszczęście nie spotkał upragnionej osoby. Zmarszczył brwi i zaczął szukać po całym dworku Mistrza Eliksirów, którego musiał poinformować o wyjeździe do końca wakacji. Stanął przed dębowymi drzwiami, to musiał być gabinet profesora. Zapukał i poczekał spokojnie na zaproszenie. Gdy je dostał wszedł do środka, nie przyglądał się otoczeniu, nie miał na to czasu, spojrzał prosto na Snape'a, który z lekko zdziwioną miną siedział za biurkiem.

- Przyszedłem, aby powiadomić pana, że wyjeżdżam do końca wakacji do Draco. - Powiedział patrząc z wyzwaniem w oczach na mężczyznę.

- Dziękuje, za informacje i życzę miłej zabawy. - Odparł, gestem ręki zapraszając go, żeby usiadł. - Póki tu jesteś chciałbym omówić kilka rzeczy.

Harry pokiwał głową i usiadł na krześle, przyglądał się z ciekawością w oczach nauczycielowi.

- Jako opiekun twego domu, chciałbym wiedzieć jak sobie radzisz z innymi domownikami. - Oznajmił neutralnym tonem siadając prosto i pstryknięciem przywołując skrzata, który po chwili wrócił z dwoma filiżankami herbaty i talerzykiem ciastek.

- Wszyscy wydają się przyjaźni, nie rozmawiają ze mną, ale też nie są dla mnie okrutni. Myślę, że dlatego, iż koleguje się z Draco, Teodorem i Blaisem. - Wytłumaczył Ślizgon machając nogami nad podłogą jak dziecko. - Oczywiście jest niestety też ta starsza grupka uczniów, która rzuca mi nieprzyjemne spojrzenia. Nie mam pojęcia kim są, ale wydaje mi się, że chcą coś ode mnie.

- A masz jakiegoś przyjaciela?

-Yhm, Percy Weasley. - Odparł niewinnie, patrząc na reakcje starszego, który wydawał się lekko zdziwiony, ale nie skomentował. Severus mierzył go przez chwilę badawczym spojrzeniem.

- Ciesze się, że domownicy dobrze cię przyjęli. Co do tej grupy, będę obserwował ich poczynania. - Powiedział profesor biorąc łyk napoju. - Jest jeszcze coś, o czym chciałbym cię poinformować, ponieważ odbywam tę rozmowę z każdym nowym uczniem, aby uniknąć nieprzyjemnych, tak zwanych wpadek. Czy znasz zaklęcia zabezpieczające i eliksiry, które są przeciw ciąży?

- N-nie, ale nie sądzę, że będą mi potrzebne. - Wyjąkał chłopiec, czując, że robi się czerwony na twarzy. Widząc pytające spojrzenie Mistrza Eliksirów, dodał. - Ja... no... wolechłopców...

- Powtórz jeszcze raz, ale wolniej. - Mruknął mężczyzna, satysfakcjonując się zażenowaniem Harry'ego.

- Ja wole chłopców. - Wziął głęboki oddech i powiedział, tym razem trochę ciszej, ale wolniej.

- Ach... Widzę. Mam nadzieje, że nikt z tego powodu nie będzie cię zaczepiał. Jeśli coś by było nie tak, przyjdź prosto do mnie. To nie jest spotykane, nawet tu w Hogwarcie i niektóre dzieci mogą mieć z tym problem. - Wytłumaczył powoli Severus, który miał nadzieje, że nikt nie uczepi się dziecka z powodu jego orientacji. - Przed tym jak Lori cię odebrał, jak traktowało cię wujostwo?

- To skomplikowanie. Nie chce z nimi mieszkać, bo oni mnie traktują jak skrzata domowego, czasami nawet zamykali mnie w komórce i nie dawali jeść, ale nigdy nikt mnie nie skrzywdził. Można by powiedzieć, że robili to tylko psychicznie, nie fizycznie.

- Trzymali cię w komórce pod schodami. - Powtórzył głucho czarodziej, wiedział, że Petunia nie przepada za magią, ale żeby od razu tak krzywdzić dziecko? - Dobrze możesz już iść.

Wybraniec pokiwał głową w geście podziękowania i wyszedł z gabinetu, w którym nagle temperatura podskoczyła i zrobiło się duszno. 

Wziął kilka głębokich oddechów i puścił się biegiem przez korytarz, musiał szybko spakować swoje rzeczy do kufra, zbliżał się wieczór. Wpadł do pokoju, otworzył kufer i zaczął wyciągać ubrania z komody. Układał je w kufrze uprzednio sprawdzając, czy każda z rzeczy jest ułożona w kostkę. Zaczął dbać o czystość, bo sprawiało mu to jakąś przyjemność. W poprzednim życiu tego nie robił, wtedy myślał, że tak wygląda wolność. Zero obowiązków, wujostwa i wolna wola. Teraz zaczął dostrzegać różnice między przemyślanym a spontanicznym zachowaniem, jakie kiedyś reprezentował. Oczywiście nie dziwił się, że kiedyś tak robił, nigdy tak naprawdę nikt nie wytłumaczył mu, jak się zachowywać. Spakował swoje rzeczy do szkoły w osobną komorę, a pelerynę niewidkę umieścił w metalowej skrzynce, która zamknięta na cztery spusty była niezniszczalna. Ta rzecz była zbyt cenna, aby ją trzymać luzem, aż dziwił się, że w poprzednim życiu nikt mu jej nie ukradł. Zamknął kufer z trzaskiem, musiał jeszcze poszukać Lori'ego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro