To co ma Potter...
Harry obudził się w ciepłym łóżku. Rozejrzał się dookoła i stwierdził, że znajduje się w pokoju Rona. Przy jego łóżku siedziała Ginny. Dopiero teraz zorientował się, że widzi tylko na jedno oko.
- Harry! Obudziłeś się! - wykrzyknęła uradowana dziewczyna - Powinnam pójść po mamę - mruknęła pod nosem.
- Nie idź - powiedział Harry. Ginny popatrzyła na niego smutnym wzrokiem.
- O to ci chodzi? - zapytał wskazując na zabandażowane lewe oko - Nic mi nie będzie. Co prawda nie będę mógł już zobaczyć twojej urody w całości - uśmiechnął się.
- Nie nie oto mi chodziło. Twoje oko zostało uszkodzone niemagicznie więc za kilka godzin odzyskasz wzrok
- Więc co jest powodem twojego smutku?
- Znowu na ciebie polują
*
- DLACZEGO!? GADAJ YAXLEY! - czarnowłosa kobieta stała naprzeciwko przerażonego, przygarbionaego mężczyzny. W jej oczach widać było chęć mordu - KTO CI POZWOLIŁ!? TY BAŁWANIE! WSZYSTKO SPARTACZYŁEŚ! TERAZ MINISTERSTWO JUŻ WIE, ŻE ZNOWU CHCEMY ZABIĆ POTTERA! -
- Wwwybacz Bellatrix - mruknął Yaxley.
- MAM CI WYBACZYĆ?! TY... AVADA KE...
- Nie! - pomiędzy nimi staną inny śmierciżerca.
- Nie wtrącaj się Avery! Jesteś mi posłuszny, a on nie. NIECH ZGINIE! - wrzasnęła Bellatrix.
- Jeszcze nam się przyda. Przecież wiesz, że go uniewinnili. Może dla nas szpiegować - spokojnie powiedział Avery. Bellatrix spojrzała na niego spodełba.
- Avery na słówko - mruknęła cicho - A ty Yaxley WYNOŚ SIĘ!
Czarnowłosa kobieta i Avery weszli do innego pomieszczenia.
- Mam nadzieję, że nie popełnisz tego samego błędu co Yaxley i nie zrobisz niczego bez mojego pozwolenia - wycedziła Bellatrix.
- Oczywiście nie jestem taki głupi
- Liczę na to Avery jak i na wyjaśnienia. Co dokładnie tam się stało?
- Chcieli okrążyć Pottera. Odsłonili im wyjście przez hydrant przy którym stał Yaxley i paru innych
- Paru innych? Jakich innych?
- Nie wiem, przecież mnie tam nie było
*
- Ja mogłeś Avery?! - wycedził Yaxley - Tak jej nakłamać! Przecież ty też tam byłeś!
- Musimy być ostrożniejsi. To co ma Potter nie może wpaść w ręce Bellatrix. Rozumiesz?
*
Ron i Hermiona szli przez pola otaczające Norę. Rudzielec nieśmiało złapał dziewczynę za rękę. Przysunął się do niej.
- Mogę cię o coś zapytać? - wyszeptał - Wyjdziesz za mnie?
*
- Trochę się z tym pośpieszyłeś stary - stwierdził Harry wylegując się na trawie.
- Serio tak myślisz? - jęknął Ron.
- Ehe
- Matko... jaka wtopa...
- Co ci powiedziała?
- Że musi się zastanowić
Ron westchnął i podniósł się. Skierował się w stronę Nory.
Harry wciąż rozmyślał co powinien zrobić. Wiedział, że musi odejść bo zbyt narażał swoich przyjaciół. Śmierciożercy wciąż na niego polowali.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro