Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Powstaliśmy z grobu...

Otaczała ich ciemność i cisza. Otworzyli oczy nie wiedząc, że istnieją. Powoli brakowało im powietrza. Blada ręka Jamesa błądziła po klatce piersiowej. Znalazł to czego szukał.
- BOMBARDA MAXIMA! - ryknął.
Kawałki drewna i ziemia wyleciały w w powietrze.
Młody mężczyzna wygramolił się na powierzchnię i opadł na wilgotną trawę. Wszystkie zmysły wróciły do niego tak niespodziewanie i dynamicznie, że zakręciło mu się w głowie.
- James! James! Pomożesz mi? - z rozoranego grobu dało się słyszeć wołanie. Mężczyzna wstał na chwiejnych nogach i spojrzał w dół.
- Wingardium Leviosa - szepnął wskazując na rudowłosą kobietę, która natychmiast podleciała do góry.
- Nie mogłeś tradycyjnym sposobem? - zapytała Lily i rozejrzała się dookoła - Jesteśmy na cmentarzu? - zapytała zdziwiona.
Nagle do obydwojga dotarło to wszystko: Halloween, Voldemort, Harry, zielone światło.
- Jakim cudem my żyjemy? - wykrzyknął James.
- Nie ma teraz na to czasu! Harry! On jest w domu! Musimy go uratować! -
Potterowie biegli ulicami Doliny Godryka. Zatrzymali się dopiero przed ich domem - teraz ruiną. James otworzył powoli usta.
- Harry! HARRY! - ryknęła zrospaczona Lily - On tam jest! Musimy go odszukać.
Już chciała przekroczyć płot gdy wyrosła przed nią drewniana tabliczka głosząca:

W tym miejscu, nocą 31 października 1981 roku, stracili życie Lily i James Potterowie. Ich syn, Harry, jest jedynym czarodziejem, który przeżył Mordercze Zaklęcie. Ten dom, niewidzialny dla mugoli, pozostawiono w ruinach jako pomnik pamięci po Potterach i aby przypominał o przemocy, która rozdarła ich rodzinę.

Przerażony James spojrzał na żonę. Czy oni umarli?
- Harry przeżył Mordercze Zaklęcie? - w głosie Lily słychać było niedowierzanie ale i podziw oraz dumę.
- 31 października to przecież dzisiaj! Ten dom nie mógł tak zarosnąć! I dlaczego do cholery byliśmy w grobie!? - ryknął pan Potter.
- Uspokój się James. Może znajdziemy jakąś gazetę i przekonamy się który dzisiaj jest -
Potterowie szli ciemną, cichą ulicą aż nagle Lily się zatrzała. Na jej twarzy widoczne było zaskoczenie. Mąż dołączył do niej i równiż spojrzał na leżącą w kałuży gazetę.
- 3 października 1998?! - wykrzyknął James.
- Minęło 17 lat! - Lily była tak samo zszokowana - Harry jest już pełnoletni! -
- Ciekawe jak wygląda, do jakiego domu trafił, a może robił tak dobre psikusy jak ja! - James był niezwykle uradowany snuciem przypuszczeń.
- Ale co my teraz mamy zrobić? - jęknęła Lily.

*

Harry miał bardzo niespokojny sen. Śnił o swoich rodzicach. Obudził się zlany potem. Spojrzał na zegarek, który pokazywał godzinę szóstą zero pięć. Za około godzinę i tak musiał wstać więc postanowił się przejść. Trochę świeżego powietrza mu nie zaszkodzi. Przed Nauczaniem Dokształcającym musiał załatwić jeszcze jedną sprawę z Szefem Biura Aurorów więc ubrał się elegancko.
Jeszcze raz sprawdził krawat i wyszedł z domu. Miał zamiar odwiedzić piekarnię pani Hopkins, która też była czarownicą. Szedł powoli przez cichą, pustą ulicę gdy usłyszał hałas. Pisk kobiety i krzyk jakiejś innej.
- James to tylko kosiarka! Zostaw ją! -
Jej głos wydawał mu się znajomy. Szybko wyciągną różdżkę spod marynarki i podbiegł na miejsce zdarzenia. Nagle stanął jak wryty. Mężczyzna wyglądający dokładnie jak jego ojciec całował różdżką w kosiarkę. Starsza kobieta, która najwyraźniej kosiła przed chwilą trawnik darła się w niebogłosy, a młoda kobieta wyglądającą jak jego matka próbowała opanować mężczyznę. Śmierciożercy! Pomyślał Harry.
- Drętwota - wrzasnął. Mężczyzna upadł na ziemię, a staruszka zaczęła jeszcze bardziej się drzeć.
- Obliviate - powiedział wskazując różdżką na staruszkę, która upadła na ziemię. Za kilka chwil obudziła się nic nie pamiętając.
- Co pan tu robi? - zapytała Harry'ego.
- Proszę iść do domu - spokojnie powiedział.
Staruszka mruknęła coś pod nosem ale po chwili zniknęła za drzwiami.
- Nigdy się ode mnie nie odczepicie co? - zwrócił się do rudowłosej kobiety - Wasz pan nie żyje! Skąd zdobyliście ich włosy? Jeśli zbeszcześciliście ich grób...
- Ale... Harry? - w oczach kobiety pojawiły się łzy.
- Dlaczego mnie nie atakujesz? - zapytał chłopak - Jaki z ciebie śmierciożerca? No cóż będę musiał wezwać aurorów. Eliksir wieloaokowy zaraz przestanie działać-
- Ja nie jestem śmierciożercą... Harry to ja twoja mama
W tym samym czasie zaklęcie Drętwota przestało działać. Mężczyzna spojrzał na Harry'ego ze zdziwieniem.
- Lily czy to on? -
- Tak
- Znam wasze sztuczki - powiedział Harry i podniósł różdżkę celując w nich.
- Nie synu! - wrzasnął James - To my twoi rodzice!
Harry w głębi serca chciał im wierzyć ale wiedział, że to niemożliwe.
- Udowodnijcie to - mruknął od niechcenia - Patronusy
Wiedział, że patronusów nie da się sfałszować.
Z różdżek Lily i Jamesa wypłyną srebrny jeleń i łania. Harry był tak wstrząśnięty, że zaniemówił. Chcąc pokazać co czuje szepnął.
- Expecto Patronum
Z jego różdżki wydostał się biały jeleń i pogalopował w stronę patronusów jego rodziców. To był cud!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro