Powstaliśmy z grobu...
Otaczała ich ciemność i cisza. Otworzyli oczy nie wiedząc, że istnieją. Powoli brakowało im powietrza. Blada ręka Jamesa błądziła po klatce piersiowej. Znalazł to czego szukał.
- BOMBARDA MAXIMA! - ryknął.
Kawałki drewna i ziemia wyleciały w w powietrze.
Młody mężczyzna wygramolił się na powierzchnię i opadł na wilgotną trawę. Wszystkie zmysły wróciły do niego tak niespodziewanie i dynamicznie, że zakręciło mu się w głowie.
- James! James! Pomożesz mi? - z rozoranego grobu dało się słyszeć wołanie. Mężczyzna wstał na chwiejnych nogach i spojrzał w dół.
- Wingardium Leviosa - szepnął wskazując na rudowłosą kobietę, która natychmiast podleciała do góry.
- Nie mogłeś tradycyjnym sposobem? - zapytała Lily i rozejrzała się dookoła - Jesteśmy na cmentarzu? - zapytała zdziwiona.
Nagle do obydwojga dotarło to wszystko: Halloween, Voldemort, Harry, zielone światło.
- Jakim cudem my żyjemy? - wykrzyknął James.
- Nie ma teraz na to czasu! Harry! On jest w domu! Musimy go uratować! -
Potterowie biegli ulicami Doliny Godryka. Zatrzymali się dopiero przed ich domem - teraz ruiną. James otworzył powoli usta.
- Harry! HARRY! - ryknęła zrospaczona Lily - On tam jest! Musimy go odszukać.
Już chciała przekroczyć płot gdy wyrosła przed nią drewniana tabliczka głosząca:
W tym miejscu, nocą 31 października 1981 roku, stracili życie Lily i James Potterowie. Ich syn, Harry, jest jedynym czarodziejem, który przeżył Mordercze Zaklęcie. Ten dom, niewidzialny dla mugoli, pozostawiono w ruinach jako pomnik pamięci po Potterach i aby przypominał o przemocy, która rozdarła ich rodzinę.
Przerażony James spojrzał na żonę. Czy oni umarli?
- Harry przeżył Mordercze Zaklęcie? - w głosie Lily słychać było niedowierzanie ale i podziw oraz dumę.
- 31 października to przecież dzisiaj! Ten dom nie mógł tak zarosnąć! I dlaczego do cholery byliśmy w grobie!? - ryknął pan Potter.
- Uspokój się James. Może znajdziemy jakąś gazetę i przekonamy się który dzisiaj jest -
Potterowie szli ciemną, cichą ulicą aż nagle Lily się zatrzała. Na jej twarzy widoczne było zaskoczenie. Mąż dołączył do niej i równiż spojrzał na leżącą w kałuży gazetę.
- 3 października 1998?! - wykrzyknął James.
- Minęło 17 lat! - Lily była tak samo zszokowana - Harry jest już pełnoletni! -
- Ciekawe jak wygląda, do jakiego domu trafił, a może robił tak dobre psikusy jak ja! - James był niezwykle uradowany snuciem przypuszczeń.
- Ale co my teraz mamy zrobić? - jęknęła Lily.
*
Harry miał bardzo niespokojny sen. Śnił o swoich rodzicach. Obudził się zlany potem. Spojrzał na zegarek, który pokazywał godzinę szóstą zero pięć. Za około godzinę i tak musiał wstać więc postanowił się przejść. Trochę świeżego powietrza mu nie zaszkodzi. Przed Nauczaniem Dokształcającym musiał załatwić jeszcze jedną sprawę z Szefem Biura Aurorów więc ubrał się elegancko.
Jeszcze raz sprawdził krawat i wyszedł z domu. Miał zamiar odwiedzić piekarnię pani Hopkins, która też była czarownicą. Szedł powoli przez cichą, pustą ulicę gdy usłyszał hałas. Pisk kobiety i krzyk jakiejś innej.
- James to tylko kosiarka! Zostaw ją! -
Jej głos wydawał mu się znajomy. Szybko wyciągną różdżkę spod marynarki i podbiegł na miejsce zdarzenia. Nagle stanął jak wryty. Mężczyzna wyglądający dokładnie jak jego ojciec całował różdżką w kosiarkę. Starsza kobieta, która najwyraźniej kosiła przed chwilą trawnik darła się w niebogłosy, a młoda kobieta wyglądającą jak jego matka próbowała opanować mężczyznę. Śmierciożercy! Pomyślał Harry.
- Drętwota - wrzasnął. Mężczyzna upadł na ziemię, a staruszka zaczęła jeszcze bardziej się drzeć.
- Obliviate - powiedział wskazując różdżką na staruszkę, która upadła na ziemię. Za kilka chwil obudziła się nic nie pamiętając.
- Co pan tu robi? - zapytała Harry'ego.
- Proszę iść do domu - spokojnie powiedział.
Staruszka mruknęła coś pod nosem ale po chwili zniknęła za drzwiami.
- Nigdy się ode mnie nie odczepicie co? - zwrócił się do rudowłosej kobiety - Wasz pan nie żyje! Skąd zdobyliście ich włosy? Jeśli zbeszcześciliście ich grób...
- Ale... Harry? - w oczach kobiety pojawiły się łzy.
- Dlaczego mnie nie atakujesz? - zapytał chłopak - Jaki z ciebie śmierciożerca? No cóż będę musiał wezwać aurorów. Eliksir wieloaokowy zaraz przestanie działać-
- Ja nie jestem śmierciożercą... Harry to ja twoja mama
W tym samym czasie zaklęcie Drętwota przestało działać. Mężczyzna spojrzał na Harry'ego ze zdziwieniem.
- Lily czy to on? -
- Tak
- Znam wasze sztuczki - powiedział Harry i podniósł różdżkę celując w nich.
- Nie synu! - wrzasnął James - To my twoi rodzice!
Harry w głębi serca chciał im wierzyć ale wiedział, że to niemożliwe.
- Udowodnijcie to - mruknął od niechcenia - Patronusy
Wiedział, że patronusów nie da się sfałszować.
Z różdżek Lily i Jamesa wypłyną srebrny jeleń i łania. Harry był tak wstrząśnięty, że zaniemówił. Chcąc pokazać co czuje szepnął.
- Expecto Patronum
Z jego różdżki wydostał się biały jeleń i pogalopował w stronę patronusów jego rodziców. To był cud!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro