Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Odrodzenie

  Ulicę Śmiertelnego Nokturnu przemieżała zakapturzona postać. Zatrzymała się przed małym sklepem z zagraconą wystawą. Szyld głosił:

Borgin & Burkes

  Postać weszła do środka. Zza zaplecza wyszedł bardzo stary mężczyzna, mimo swojego wieku miał burzę gęstych włosów.
- W czyyym mmogę ppomóc? - zapytał, widocznie był przerażony widokiem śmierciożercy.
  Człowiek ściągnął kaptur.
- Oh pan Avery - jęknął Burkes.
- Potrzebuje spokojnego miejsca. Może twoje zaplecze? - spokojnym, zimnym głosem zapytał śmierciożerca.
- Tak, tak proszę bardzo - starzec wskazał drewniane drzwi.
  Zaplecze sklepu było małym, brudnym pomieszczeniem. Ostra woń kurzu i zgnilizny unosiła się w powietrzu.
  Avery podszedł do małego, okrągłego stołu. I położył na nim zawiniątko.
- Burkes, masz nadal coś co dała ci Bellatrix Lestrange? - zapytał.
- Tak panie
- Daj mi to
- Ale...
- Czy pani Lestrange nie uprzedziła cię, że któryś z sług Czarnego Pana może się po to zgłosić?
- Owszem ale...
- WIĘC DAWAJ TO BURKES!
  Przerażony staruszek otworzył stary kufer i drżącą ręką wyciągnął z niego małą broszkę do włosów w kształcie Mrocznego Znaku. Avery natychmiast wyrwał mu ją z ręki. Podszedł do zawiniątka. Rozwiną je i zaczął mruczeć coś pod nosem. W pokoju zrobiło się zimno i wypełnił się zielonym światłem. Postać w zawiniątku zaczęła rosnąć i po chwili tuż przed nimi stanęła Bellatrix Lestrange.
- Nie na darmo stworzyłaś horkruksa, pani - Avery wyszczerzył zęby.
- Dokończymy dzieło które zaczął nasz pan - Bellatrix uśmiechnęła się paskudnie.

*

  Harry czół niepokój, kompletnie nie wiedział dlaczego. W dodatku blizna piekła go lekko co było bardzo dziwne. Przecież Voldemort już umarł. Spojrzał na Ginny beztrosko wylegukącą się na kanapie. Ona to miała dopiero dobrze. Nie musiała rano wstawać i chodzić na Nauczanie Dokształcające. Chociaż też nie próżnowała, naukę zaczynała po południu i kończyła późnym wieczorem.
  Harry teleportował się na Forth Street 10 i dotknął czrwonego hydrantu. Po chwili znalazł się w małej klasie pełnej uczniów. Za katedrą siedział profesor Slughorn.
- Siadajcie, siadajcie - powiedział swoim tubalnym głosem.
Harry usiadł obok Rona i Hermiony.
Profesor zaczął swój wykład o eliksirach wielosokowych.
- Panie Potter może nam pan powie co jest potrzebne żeby eliksir zadziałał?
  Harry wyrwany z zamyślenia mruknął.
- Jakaś część ciała należąca do osoby w którą chcemy się zmienić. Na przykład włos
- Świetnie
  Minuty płynęła i raz po raz pojawiali się inni nauczyciele. Podczas wyjątkowo nudnego wykładu profesora Flitwicka Harry usłyszał jakieś szepty dochodzące zza ściany. Myślął, że się przesłyszał do puki ktoś z zewnątrz nie krzyknął.
- BOMBARDA MAXIMA!
Ściana rozpadła się w drobny mak opryskując Harry'ego deszczem ostrych odłamków. Poczół jak wybijają mu się w skórę. Okulary mu się stłukły.
  Do sali weszli śmierciożercy. Otoczyli uczniów. Jeden z nich wycelował różdżką w Rona.
Avada Keda...
- PROTENGO! - wrzasnęła Hermiona i zasłoniła sobą Rona. Chłopak natychmiast odepchną ją na bok.
- Impedimenta - wykrzyknął, a śmierciożerca poleciał do tyłu. Hermiona rozglądała się nerwowo dookoła. Śmierciożercy odcieli im wyjście stąd skąd sami przyszłi, a wyjście przez schody prowadzące do hydrantu były dziwnie odslonięte. To podstęp na pomyślała.
- Zaatakujcie tam! - wskazała uczniom grupę śmierciożerców zasłaniającą wielką dziurę ziejącą w ścianie.
  Walka trwała długo i była zacięta. W końcu drogę ucieczki umożliwili aurorzy. Ron rozejrzał się po uczniach. Brakowało wśród nich jednej osoby.
- Harry! - zawoł rozglądając się dookoła. Zobaczył go miotającego zaklęciami w śmierciożerców. Jedno oko zasłoniał sobie ręką. Przez palce przeciekała mu świeża krew.
Chłopak usłyszał wołanie rudzielca. Podbiegł do niego i razem zniknęli w dziurze.
- Kanały - mruknął Ron.
- Co? - Harry był nieco zdezorientowany.
- Jesteśmy w kanałach

 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro