Odrodzenie
Ulicę Śmiertelnego Nokturnu przemieżała zakapturzona postać. Zatrzymała się przed małym sklepem z zagraconą wystawą. Szyld głosił:
Borgin & Burkes
Postać weszła do środka. Zza zaplecza wyszedł bardzo stary mężczyzna, mimo swojego wieku miał burzę gęstych włosów.
- W czyyym mmogę ppomóc? - zapytał, widocznie był przerażony widokiem śmierciożercy.
Człowiek ściągnął kaptur.
- Oh pan Avery - jęknął Burkes.
- Potrzebuje spokojnego miejsca. Może twoje zaplecze? - spokojnym, zimnym głosem zapytał śmierciożerca.
- Tak, tak proszę bardzo - starzec wskazał drewniane drzwi.
Zaplecze sklepu było małym, brudnym pomieszczeniem. Ostra woń kurzu i zgnilizny unosiła się w powietrzu.
Avery podszedł do małego, okrągłego stołu. I położył na nim zawiniątko.
- Burkes, masz nadal coś co dała ci Bellatrix Lestrange? - zapytał.
- Tak panie
- Daj mi to
- Ale...
- Czy pani Lestrange nie uprzedziła cię, że któryś z sług Czarnego Pana może się po to zgłosić?
- Owszem ale...
- WIĘC DAWAJ TO BURKES!
Przerażony staruszek otworzył stary kufer i drżącą ręką wyciągnął z niego małą broszkę do włosów w kształcie Mrocznego Znaku. Avery natychmiast wyrwał mu ją z ręki. Podszedł do zawiniątka. Rozwiną je i zaczął mruczeć coś pod nosem. W pokoju zrobiło się zimno i wypełnił się zielonym światłem. Postać w zawiniątku zaczęła rosnąć i po chwili tuż przed nimi stanęła Bellatrix Lestrange.
- Nie na darmo stworzyłaś horkruksa, pani - Avery wyszczerzył zęby.
- Dokończymy dzieło które zaczął nasz pan - Bellatrix uśmiechnęła się paskudnie.
*
Harry czół niepokój, kompletnie nie wiedział dlaczego. W dodatku blizna piekła go lekko co było bardzo dziwne. Przecież Voldemort już umarł. Spojrzał na Ginny beztrosko wylegukącą się na kanapie. Ona to miała dopiero dobrze. Nie musiała rano wstawać i chodzić na Nauczanie Dokształcające. Chociaż też nie próżnowała, naukę zaczynała po południu i kończyła późnym wieczorem.
Harry teleportował się na Forth Street 10 i dotknął czrwonego hydrantu. Po chwili znalazł się w małej klasie pełnej uczniów. Za katedrą siedział profesor Slughorn.
- Siadajcie, siadajcie - powiedział swoim tubalnym głosem.
Harry usiadł obok Rona i Hermiony.
Profesor zaczął swój wykład o eliksirach wielosokowych.
- Panie Potter może nam pan powie co jest potrzebne żeby eliksir zadziałał?
Harry wyrwany z zamyślenia mruknął.
- Jakaś część ciała należąca do osoby w którą chcemy się zmienić. Na przykład włos
- Świetnie
Minuty płynęła i raz po raz pojawiali się inni nauczyciele. Podczas wyjątkowo nudnego wykładu profesora Flitwicka Harry usłyszał jakieś szepty dochodzące zza ściany. Myślął, że się przesłyszał do puki ktoś z zewnątrz nie krzyknął.
- BOMBARDA MAXIMA!
Ściana rozpadła się w drobny mak opryskując Harry'ego deszczem ostrych odłamków. Poczół jak wybijają mu się w skórę. Okulary mu się stłukły.
Do sali weszli śmierciożercy. Otoczyli uczniów. Jeden z nich wycelował różdżką w Rona.
- Avada Keda...
- PROTENGO! - wrzasnęła Hermiona i zasłoniła sobą Rona. Chłopak natychmiast odepchną ją na bok.
- Impedimenta - wykrzyknął, a śmierciożerca poleciał do tyłu. Hermiona rozglądała się nerwowo dookoła. Śmierciożercy odcieli im wyjście stąd skąd sami przyszłi, a wyjście przez schody prowadzące do hydrantu były dziwnie odslonięte. To podstęp na pomyślała.
- Zaatakujcie tam! - wskazała uczniom grupę śmierciożerców zasłaniającą wielką dziurę ziejącą w ścianie.
Walka trwała długo i była zacięta. W końcu drogę ucieczki umożliwili aurorzy. Ron rozejrzał się po uczniach. Brakowało wśród nich jednej osoby.
- Harry! - zawoł rozglądając się dookoła. Zobaczył go miotającego zaklęciami w śmierciożerców. Jedno oko zasłoniał sobie ręką. Przez palce przeciekała mu świeża krew.
Chłopak usłyszał wołanie rudzielca. Podbiegł do niego i razem zniknęli w dziurze.
- Kanały - mruknął Ron.
- Co? - Harry był nieco zdezorientowany.
- Jesteśmy w kanałach
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro