Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10 - "Kiełbasa z grilla to życie!"

Kiedy państwo Potter teleportowali się przed zamek, na miejscu już byli Draco, Luna i Bill z Fleur. Chwilę potem zjawili się George i Angelina. Harry i Ginny przywitali się z wszystkimi po kolei i stwierdzili, że jeszcze nie ma Hermiony i Rona.

- Pewnie Ron znowu na randkę z kurczakami... - powiedział Draco i wywrócił oczami.

- Kurczaczki? Słodkie są, takie miłe stworzonka... - Luna się uśmiechnęła.

Przyjaciele byli w niepokojącej sytuacji, ponieważ bali się wyznać dawnej krukonce co Ronald robi z "kurczaczkami", więc Angelina (na szczęście) zmieniła temat:

- Luno, gdzie zgubiłaś męża?

- Rolf musiał zostać w pracy, nie mógł wyjść akurat z Munga.

Chwilę po tych słowach czarodzieje usłyszeli charakterystyczny dźwięk teleportacji i ujrzeli Hermionę z Ronem.

- Przepraszamy za spóźnienie, ale... - zaczęła kobieta.

- Tak, pewnie Ron był "bardzo zajęty"... - przeszkodził jej Malfoy.

- Dla twojej wiadomości, tleniona fretko, to moja żona musiała wezwać innych aurorów. - powiedział Weasley.

- Hermiono, wybacz, nigdy za tobą zbytnio nie przepadałem, ale co ty w nim widzisz?! - dodał były ślizgon.

- Na pewno więcej niż w tobie... - dodał cicho rudzielec.

Minister Magii złożyła ręce jak do modlitwy i starała się zachować spokój.

- Nie ważne, wejdźmy już proszę do zamku...

Tak więc też zrobili.

*⚕️*

Dorośli czarodzieje wezwani przez Minerwę kroczyli przez Hogwart wspominając dawne czasy, kiedy to obu tu chodzili. Kierowali się w stronę gabinetu dyrektorki.

Niektórzy (tak naprawdę prawie wszyscy) uczniowie, którzy jeszcze nie mieli lekcji, zaczęli pokazywać sobie ich palcami i szeptać.

- Patrzcie, to Harry Potter...

- Co? Niemożliwe...

- Dajcie mi popatrzeć na jego bliznę!

- Co oni tu robią?

- Patrzcie, jest jeszcze Minister Granger-Weasley!

- Serio?

"Gang ciasteczek" * starał się nie zwracać uwagi na szeptających uczniów, dopóki Hermiona nie ujrzała schowanego za gazetą syna:

- Hugo? To ty, skarbie? Hugo!

Chłopiec odsłonił gazetę i zrobił się cały czerwony że wstydu. Powoli zaczął kroczyć w stronę rodzicielski.

- Yyy... Cześć, mamo...

Kobieta zaczęła go ściskać i całować wbrew jego woli.

- Mamo... Mamo! - odsunął się od niej. - Mamo, robisz mi siary przed znajomymi. - dodał bardziej szeptem.

- Aaa... To od kiedy się mnie wstydzisz? - Hermiona spojrzała na syna złym wzrokiem. - Słuchajcie wszyscy! Ten oto chłopak to Hugo Weasley i JA jestem jego mamą! - zaczęła krzyczeć na cały zamek.

Cały czerwony (trochę z zażenowania, trochę że złości) Weasley wyrwał się z rąk matki i zaczął kierować się w stronę pokoju wspólnego jego domu.

- Hugo! Masz natychmiast tu wraca...

- Hermiono, chodźmy już, nie mamy czasu... - przerwał przyjaciółce Harry i zaczęli dalej kierować się w stronę gabinetu McGonagall.

*⚕️*

Meghan siedziała już w ławce, czekając na Albusa. Slytherin miał mieć teraz transmutację z profesor McGonagall.

Minewra pomimo tego, że została dyrektorką Hogwartu, nadal uczyła tego przedmiotu. Tak naprawdę to tylko przez Hermionę, która doradziła to kobiecie nie tylko jako Minister Magii, ale także po przyjaźni.

Kane** powoli zaczynała wątpić, że chłopak przyjdzie. Co chwilę jakiś ślizgon lub gryfon pytał, czy może z nią usiąść. Ona, z bólem serca, gdyż kochała poznawać nowych ludzi (szczególnie przystojnych chłopaków), musiała im mówić że to miejsce jest zajęte.

Czy Albus Potter był na pewno wart jej "poświęcenia"?

Gdy McGonagall wstąpiła do klasy, za nią szybko wbiegł długo wyczekiwany przez dziewczynę chłopak. Chciał odszukać kogoś ze znajomych wolnego, więc Kane do niego pomachała i gestem zachęciła, aby usiadł z nią.

Albus był trochę zdziwiony jej propozycją, ale ostatecznie zajął szybko miejsce obok niej.

- Cześć. - Meghan uśmiechnęła się do niego.

- Hej. - odpowiedział chłopak i zaczął słuchać wykładu profesorki.

Kane była trochę zawiedziona brakiem uwagi Pottera jej osobą, więc dążyła do tego, aby ją zwrócić na siebie.

- Albus, masz może do pożyczenia pióro? - zadając to pytanie zatrzepotała swoimi długimi rzęsami.

- Hmm... Chyba nie mam... Sorki. - odparł, kończąc przeszukiwać swoją torbę. - Chwila, Meghan, przecież masz swoje pióro na stole.

- Co? O, ale ze mnie gapa! - dziewczyna zaśmiała się trochę sztucznie.

Potter wrócił do słuchania starszej kobiety, za to Kane postanowiła podjąć ostatnią próbę.

- Al, to... Gdzie zamierasz mnie zabrać w Hogsmeade? Bo wiesz, pierwsze wyjście już za miesiąc, Kto by pomyślał że to tak mało czasu! - powiedziała.

- Panno Kane! Nie będę już tolerować twoich rozmów! Minus dziesięć punktów dla Slytherinu!

Meghan westchnęła zrezygnowana.

*⚕️*

Minęły już trzy pierwsze lekcje pierwszoroczniaków z Gryffindoru. Ich ostatnia lekcja miała się odbyć w lochach, gdyż to były eliksiry.

Kiedy Spencer wszedł do sali, zauważył puste miejsce obok osoby, z którą był pokłócony (już przy takiej krótkiej znajomości), czyli Emily Watson.

Postanowił wykorzystać sytuację, że była sama i usiadł z jej lewej strony.

Ona zaś tylko spojrzała się na niego zdziwiona, ale nie powiedziała ani słowa.

Gryffindor zauważył to, więc postanowił że sam zacznie rozmowę.

- Hej...- zaczął trochę skrępowany.

Watson nic nie powiedziała, tylko go zignorowała.

- Słuchaj, Emily, ja chciałem...

- Chciałeś powiedzieć jakim głupkiem jesteś wykrzyczeć przez okno "kiełbasa z grilla to życie!" i pocałować trolla? Spoko, tylko nie wiem po co mi to do wiadomości. - dziewczyna miała "poker face", czyli twarz, która nie zdradzała żadnych emocji.

- Co? Nie! Ja chciałem... - zaczął ponownie, ale Watson znowu mu przerwała.

- Chciałeś się walnąć w tą swoją pustą głowę?

- Ej! Daj i wreszcie dokończyć.

- Dobra, ale masz tylko MINUTĘ.

Spencer zaczął nagle szybko nawijać:

- Okej, chciałem cię przeprosić za swoje zachowanie dzisiaj na śniadaniu. Zbyt gwałtownie na ciebie naskoczyłem z tym Lockhartem, byłem zły za to, że... - chłopak wstydził się dokończyć o oblał się rumieńcem na twarzy.

- Za co? Powiedz! - nalegała rudowłosa.

- Ech, od kiedy przyjechałem do Hogwartu, praktycznie każdy pytał czy jestem potomkiem Godryka. Powoli mnie to już zaczęło denerwować, ale kiedy ktoś normalnie zaczął rozmowę i wydawał się być fajny... Znaczy, jest fajny! No to miło by było usłyszeć z jego ust zainteresowanie twoją osobę... Wiem, że to trochę głupie, ale...

- Och, już minuta dawno minęła! - ku zdziwieniu Spencera, Emily się uśmiechnęła. - Wybaczam ci. I w sumie to ja powinnam cię przeprosić...

- Nie! Nie masz za co! To co... Zaczynamy od nowa? - zapytał gryfon.

- Jasne.

- Jestem Spencer Gryffindor. - wystawił do niej rękę.

- Ja jestem Emily Watson. - uścisnęła jego dłoń. - Miło mi ciebie poznać. Jesteś potomkiem Godryka Gryffindora?

Dwójka gryfonów zaśmiała się.

*Tak nazwałam te osoby, które spotykają się co tydzień na ciastkach, czyli: Harry, Ginny, Hermiona, Ron, Angelina, George, Bill, Fleur, Luna (czasem z mężem) i rzadko Draco

** nazwisko Meghan

*⚕️*

O rany, pisałam ten rozdział wieczność, starłam się żeby był długi, i się udało, bo ma ponad 1000 słów bez notatki. Dzisiaj wyjątkowo (tak, znowu) dzień wcześniej publikuję. Więc tak, w przyszłym tygodniu chyba nie będzie niestety rozdziału, więc za dwa tygodnie wynagrodzę wam go dłuższym :).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro