Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25 i...


Rozdział 25.

Po świętach, z uśmiechem na twarzy, Harrison jechał z powrotem do Hogwartu. W przedziale nie siedział sam; siedział z przyjaciółmi, tak jak jeszcze cztery lata temu. Tylko, że obecnie patrzy za okno. No właśnie. Czy nie zbyt nadużywa czasu...?

- Powinienem był wcześniej cokolwiek zrobić z Lucyferem. I, oczywiście, taka ze mnie gapa, że zapomniałem o przesileniu zimowym... muszę zdecydowanie wyjaśnić sobie pewne sprawy z Lucjuszem. I dziś muszę się wziąć za ratowanie tego cholernego świata! - postanawiał Harry.

Tymczasem, trzej panowie zastanawiali się, co jest z Harrym, i co mu się stało, że wygląda, jakby depresję miał.

- Mówię wam, włos by mu z głowy nie spadł u mojej matki, tak go kocha - prychnął Syriusz, zapewniając przyjaciół, że na pewno mu się nic nie stanie w domu Blacków.

Andory jednak nadal wpatrywał się w szybę, myśląc, dlaczego nie może nikomu powiedzieć o Voldemorcie. Dlaczego... może dlatego, że blondyn nie chce odbierać tak szybko dzieciństwa huncwotom. Czyli, tak jak to się normalnie (prawdopodobnie) kiedyś skończyłoby.

- Hey, Harry, nie za poważny ostatnio jesteś? Właśnie mamy obmyślać plan wielkiego wejścia! - stwierdził wesoło Syriusz.

- Beze mnie?! Jak wy możecie! - wykrzyknął Harry i założył ręce na piersiach, udawając obrażonego, na co pozostali uśmiechnęli lub zaśmiali się.

Podróż powrotna minęła dosyć spokojnie. Panowie obmyślając plan, nie mogli doczekać się przyjazdu do Hogwartu.

                                *

Maruderzy postanowili po przechadzać się po hogwardzkich błoniach i powspominać stare czasy przed wejściem do sali.

- A pamiętacie ten pierwszy raz, kiedy Evansówna podeszła do nas i razem się zapoznaliśmy? To mogła być przyjaźń! - wykrzyknął entuzjastycznie Syriusz.

- Nie. Jest zbyt podła, może wtedy i była niewinna... - stwierdził James.

- W ogóle, Harry, podobno się przyjaźnisz z Lily. Może kiedyś... - nie dokończył Remus, ponieważ przerwał mu James.

- Nie! Po prostu ją zostawmy. Zachowujmy się, jakby nie istniała. Co z tego, że jest prefektem. Nam ma rozkazywać? Tylko Harry! - roześmiał się, a po chwili dołączyli pozostali. 

Jednogłośnie czwórka postanowiła wrócić do Hogwartu, licząc, że wejdą podczas przydziału do domów.

James, Harry, Syriusz i Remus nałożyli na siebie zaklęcie kameleona i zaczęli wchodzić do Wielkiej Sali, starając się robić to jak najciszej.

Wszyscy skupili uwagę na otwierających się drzwiach. Nikogo nie było widać, a Harry postanowił się odrobinę zabawić.

- Sonorus - cicho szepta Andory zaklęcie, po czym mówi:

- Witajcie. Nie słyszałem, żebyście pamiętali o pewnej... czwórce przyjaciół, którzy lubią śmieszkować. To bardzo źle! Dlatego obiecujemy, że nie zapomnicie o nas do końca życia, a my staniemy się legendą Hogwartu! Przedstawiam Huncwotów!

Moment później 'czwórka przyjaciół' pojawiła się z uśmiechami, kłaniając się wszystkim i puszczając oczko ładniejszym dziewczynom (oczywiście, James próbował również być wyluzowany), a Hogwartczycy nie zwracali uwagi na wyprowadzonych z równowagi nauczycieli i zaczęli bić brawa.

W końcu, Dumbledore krzyknął (tym swoim głosem z filmu Kamień Filozoficzny)...:

- CISZAAA!!!

...i wszyscy ucichnęli. Nikt nie zamierzał sprzeciwiać się dyrektorowi, może oprócz maruderów.

- Dziękuję. Proszę kontynuować przydział do domów, profesor McGonagall! - powiedział wesoło, po czym usiadł.

Reszta dnia minęła na wymienianiu się informacjami z pozostałymi Gryfonami, czyli coś typu: hej, co tam, jak tam przerwa świąteczna itd.

Nikt, a zwłaszcza James jednak nie spodziewał się bycia obiektem czujnego wzroku panny prefekt Evans...

                               ***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro