Harry Potter i nieszczęście losu
Jakiś chłopak o anemicznym usposobieniu siedzi na parapecie w klaustrofobicznym pomieszczeniu zwanym pokojem. Chociaż nie wiadomo, czy można to pomieszczenie tak nazwać... W każdym razie; szesnastolatek zastanawia się, co zrobić ze swoim życiem, by było normalne. Rok w rok spotyka Voldemorta, a teraz profesor Dumbledore mówi mu, że to przez pewną przepowiednię. I co Harry ma teraz zrobić, pójść na pewną śmierć?
"No chyba nie, nie dam się tak łatwo zabić. Tylko jak Voldemorta zabić? Wiedzą? No raczej nie. Poza tym luzik, są wakacje. Po co cokolwiek czytać? Nie jestem Hermioną."-pomyślał Potter. (On w ogóle myśli? Wow-dop. aut.) Jednak wszystko miało się wyjaśnić 31 lipca, kiedy to Zakon Feniksa miał po Harry'ego przyjechać, a Harry'emu zachciało się przygód.
Otóż Potter postanowił, że pójdzie sobie na Pokątną i tam zamieszka. Jak pomyślał, tak zrobił. Dursley'owie nawet nic nie powiedzieli, gdy ich siostrzeniec sobie wyszedł. Chłopak pomyślał, że wezwie Błędnego Rycerza.
"Przecież po co się kryć, jak i tak będą mnie szukać u wujostwa?"- myślał Harry.
Przedstawił się oczywiście jako Neville Longbottom, ale Stan popatrzył się wtedy na Harry'ego, jak na głupka i powiedział, żeby Potter nie kłamał.
Kiedy Harry dotarł na miejsce, wynajął pokój na miesiąc. Takim sposobem uczeń Hogwartu sobie żył przez pół miesiąca. Później, gdy zobaczył, że Lucjusz Malfoy idzie na ulicę Śmiertelnego Nokturna, Harry zaczął go śledzić. Oczywiście, nie za bardzo się maskował, dlatego Lucjusz złapał Pottera za kark i pociągnął w ciemną uliczkę.
Tam zaczął Harry'ego torturować. Potem Malfoy wpadł na pomysł, by przetransportować Pottera do Czarnego Pana.
Tak też zrobił.
(U Czarnego Pana)
- Potter, czekamy teraz na audiencję u Czarnego Pana. Nie pyskuj, to może zostaniesz szybko uśmiercony - powiedział Lucjusz Malfoy zadowolony.
Kiedy Voldemort wpuścił Lucjusza i Harry'ego do sali, Malfoy uklęknął przed Sami-Wiecie-Kim i ucałował rąbek jego szaty. Wtedy Voldemort zaczął:
-Znów miło cię widzieć, Harry Potterze. Coś w tym roku lubisz się ze mną spotykać.
-Uwierz, Voldemort, spotkania są przez ciebie wymuszone. Chyba tylko dlatego, że coś ci nie idzie zabijanie mnie - odparował Potter nie zważając na wcześniejszą wypowiedź Lucjusza.
- Ach, tak. Ty i ta gryfońska odwaga... Cóż, szybko dziś nie umrzesz. Zastanawia mnie jedno: ile dni tortur wytrzymasz..? -odpowiedział Voldemort, napawając się strachem Harry'ego. Na koniec dodał:
- Nie umrzesz honorowo w pojedynku, będziesz cierpiał do końca swoich dni. Ty, błagając mnie o śmierć, jeszcze nie umrzesz. Odpłacę się za te wszystkie lata, kiedy nie mogłem funkcjonować jako człowiek.
Po tej wypowiedzi Voldemort rzucił zaklęcie Cruciatus na Harry'ego. Potter nie wytrzymał nawet minuty (Crucio Czarnego Pana jest zabójcze) i zaczął krzyczeć jak opętany. Ale nie błagał o litość, zachował resztki honoru.
(*Tydzień później*)
Czarny Pan w końcu postanowił Pottera zabić. Jednak pomyślał, że może po śmierci Pottera zabiorą tutaj Ritę Skeeter i zmuszą ją do napisania artykułu o śmierci Złotego Chłopca. Oczywiście, potem wymaże się jej pamięć.
Kiedy ktoś zapukał do sali, Voldemort już wiedział, kto to będzie. Oczywiście nasz Harry Potter.
Harry wyglądał jak siedem nieszczęść. Skóra prawie całkowicie wypalona, pocięte mięśnie, parę palców u nóg odciętych. Nie mógł nic mówić (wypalono mu gardło za pyskowanie), chodzić tym bardziej, a ledwo słyszy.
- Harry Potterze, jesteś gotowy na śmierć?-zapytał Lord Voldemort.
Harry pokiwał głową. Nie myślał racjonalnie; miał dosyć życia, a jeśli Voldemortowi zależy na wypełnieniu przepowiedni... To Harry nie będzie się sprzeciwiać. Ostatni Cruciatus leci w stronę Pottera, ostatnie kpiny, kiedy w końcu trafia Harry'ego zaklęcie Avada Kedavra. Jednak wtedy stało się coś niespodziewanego; i Harry, i Lord upadają na ziemię. To, co się dzieje w umyśle Harry'ego, jest co najmniej dziwne.
Harry pojawia się w rezydencji Potterów. Spotyka tam niezbyt zadowolonych rodziców.
- Synu, jak mogłeś być taki głupi? Jak mogłeś uciec od wujostwa, skoro tam byłeś bezpieczny? To nie twój czas na śmierć! -powiedział zdenerwowany James Potter.
- Synku, jesteś nieodpowiedzialny, co nie zmienia faktu, że cię bardzo kochamy. Nie powinieneś tak młodo umierać, wiesz? Ale na pewno wybierzesz po raz kolejny śmierć... Przecież taką podjąłeś decyzję. Harry, powiedz coś! Tutaj możesz mówić - rzekła z nutką zdenerwowania Lily Potter.
- Serio? Uff... A jakiś przytulasek na dzień dobry to nie? Mamo, tato? - zapytał zdezorientowany Harry.
- Dopiero wtedy, kiedy wybierzesz śmierć. Chociaż lepiej by było, gdybyś został w magicznym świecie... - powiedziała Lily, jednak ktoś jej przerwał.
- Podjąłem już decyzję. Wybieram śmierć -stwierdził pewnie Harry, a jego ojciec popatrzył na syna z lekkim powątpiewaniem.
"Przecież to nie tak miało się zakończyć"-pomyślał James idąc za rodziną. Już wszystko będzie dobrze. Harry w końcu spotkał swoją rodzinę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro