Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R 2

Następnego dnia Harry wstał w świetnym humorze. 

Lily dzień wcześniej przefarbowała mu włosy na blond, dała magiczne soczewki w kolorze brązowym i eliksir zmieniający rysy twarzy. Mógłby spokojnie pójść do Dumbledore'a, a ten by go nie rozpoznał.

Była siódma rano i Harry skierował się w stronę łazienki. Już prawie nacisnął klamkę, gdy drzwi się otworzyły. Ujrzał w środku Leo ubranego w same bokserki i odruchowo się cofnął.

-Nic ci nie zrobię-Burknął Leo-Obiecałem.

Następnie zniknął w salonie, a Harry zajął łazienkę.


-A Lily śpi?-Zapytał piętnaście minut później, widząc jedynie Leo w salonie.

Chłopak akurat ćwiczył z hantlami.

-Śpi. Nie wstanie przed dziewiątą-Powiedział.

-Ty w ogóle coś ćwiczysz, Potter?-Zapytał umięśniony chłopak, odkładając hantle.

-Quidditch-Odpowiedział, a Leo parsknął śmiechem.

-To niezbyt dużo-Powiedział Leo i podniósł z ziemi hantle, rzucając ją Potterowi.

Harry prawie się wywrócił, co wywołało śmiech Leo.

-Kiepsko Potter, kiepsko-Powiedział chłopak i wyszedł z pomieszczenia.

Harry stwierdził że nawet jeśli chciałby zacząć, to hantle po trzydzieści kilo to dla niego zdecydowanie za dużo i odłożył je, ruszając za Leo do kuchni.

Chłopak wciąż w bokserkach, z fartuchem założonym na górę smażył naleśniki, a obok stały owoce i czekolada.

-Pomóc ci?-Zaproponował Harry.

-Nakryj-Powiedział Leo i wskazał mu jedną szufladę,  a potem szafkę.

-Dzień dobry-Powiedziała zaspana Lily, wchodząc do kuchni.

Dziewczyna wtuliła się w swojego chłopaka od tyłu, położyła mu głowę na lewym ramieniu i znów zasypiała.

-Mała, naleśniki-Powiedział ze śmiechem Leo, po czym oberwał w prawy pośladek.

-Nie jestem mała-Powiedziała wciąż zaspana dziewczyna i zajęła miejsce przy stole.

-Co ty taka śpiąca?-Zapytał Harry.

Leo zaśmiał się głośno, patrząc na czerwoną dziewczynę, po czym ją cmoknął i usiadł obok niej.

Harry popatrzył to na dziewczynę, to na chłopaka i po chwili sam wyglądał jak pomidor.

-Aaa-Powiedział bardzo inteligentnie.

-Siedem razy Aaa-Dopowiedział Leo i ledwo zdążył się schylić przed ciosem w potylicę.

Po śniadaniu Leo odesłał naczynia do zlewu, a te zaczęły się zmywać.

-Jakie plany na dzisiaj?-Zapytała Lily, patrząc na swojego chłopaka.

-Mam pewne zleconko. Wrócę na obiad-Powiedział Leo i cmoknął ją, po czym ruszył do ich sypialni.

-A ty?-Zapytała, patrząc na Harry'ego.

-Hmm żadnych planów-Stwierdził Potter.

-To może pozwiedzamy Nokturn?-Zaproponowała dziewczyna.

-Nawet nie próbuj!-Usłyszała krzyk od strony sypialni.

-Zignoruj-Powiedział do Harry'ego i ruszyła po torebkę.

Ledwo za Leo zamknęły się drzwi mieszkania, a dziewczyna już zakładała buty.

-No to idziemy!-Zawołała i razem z Harrym ruszyli.

Otworzyli drzwi i ujrzeli opierającego się o przeciwną ścianę Leo.

-Mała!-Warknął niezadowolony.

-Nie przesadzaj-Powiedziała Lily wychodząc z Harrym, po czym zamknęła drzwi.

-Ty mnie kiedyś wpędzisz do grobu!-Zawołał niezadowolony Leo, po czym sięgnął do kieszeni swojej bluzy i podał jej srebrny nóż.

-Pilnuj ich-Powiedział jeszcze, po czym poszedł na swoje zlecenie.

-Ich?-Zapytał zdziwiony Harry.

-Noża i ciebie-Odpowiedziała mu ze śmiechem i ruszyli.

Wyszli i ledwo zdążyli ujrzeć Leo, który już znikał za rogiem. Sami skierowali się w drugą stronę.

Spędzili dwie godziny chodząc po Nokturnie. Dziewczyna pokazywała mu domy w których urodziło się kilku znanych czarodziejów, różne ciekawe sklepy i nawet targ na którym można było kupić wszystko, od pióra po smoka.

-Ładne-Powiedział Harry, przystając pod jednym ze sklepów i oglądając sztylet ze srebra.

-Nasączony jadem tentakuli i wzmocniony śliną bazyliszka-Przeczytała.

-W życiu nie jest wart dwustu galeonów-Powiedziała oburzona i pociągnęła Pottera w stronę mieszkania.

-Muszę teraz spotkać się ze znajomą i wrócę o czternastej. Poradzisz sobie?-Zapytała Harry'ego, wręczając mu zapasowy klucz.

-Jasne, jeszcze trochę pochodzę po Pokątnej-Odpowiedział, a ona pomachała mu i zniknęła za rogiem.

Harry ledwo obrócił się, a wpadł na niego nie kto inny jak Lucjusz Malfoy.

-Najmocniej przepraszam-Powiedział Harry, a Lucjusz podniósł opuszczoną laskę i dopiero na niego spojrzał.

-Nic się nie stało-Zapewnił z delikatnym uśmiechem.

-Może w ramach przeprosin, udamy się na kawę?-Zapytał Malfoy, a Harry niepewnie przytaknął.

Ruszyli wgłąb ulicy Śmiertelnego Nokturnu i usiedli w pobliskiej kawiarni. Był to podniszczony budynek, lecz lokal wyglądał dobrze i miał wygodne fotele w ogródku.

-Lucjusz-Podał swe imię Malfoy, wyciągając dłoń do Harry'ego.

-Alex-Odpowiedział niepewnie Harry.

Malfoy wciąż trzymając jego dłoń, położył ich ręce na stole i gładził dłoń Pottera palcem.

-Mieszkasz tu, Alex?-Zapytał z uwodzicielskim uśmieszkiem, wskazując głową na okolicę.

-W tej dzielnicy-Odpowiedział mu Harry.

-A...dorabiasz sobie w wakacje, w jakiś sposób?-Zapytał sugestywnie.

Harry oburzony zaprzeczył.

-Nie jestem dziwką-Wycedził.

Chciał zabrać dłoń, lecz Lucjusz mu nie pozwolił.

-To w pewnym stopniu był komplement, ale przepraszam-Powiedział i ucałował dłoń Pottera, a ten zaczerwienił się.

Lucjusz patrzył na niego z uśmiechem.

-To jak Pan ma na nazwisko?-Zapytał Harry, chcąc zmienić temat.

Dobrze wiedział że to Malfoy, lecz on mu tego nie powiedział.

-Lucjusz Averot-Powiedział Malfoy i ucałował wciąż trzymaną dłoń Pottera.

-Czy mogę przyjąć zamówienie?-Zapytał młody kelner, pojawiając się obok nich.

Chłopaka w ogóle nie zdziwiło to, że starszy mężczyzna całuje dłoń młodszego.

-Bardzo chcę loda-Powiedział Lucjusz i mrugnął do czerwonego Pottera.

-Smak?-Zapytał chichoczący kelner.

-Śmietankowy-Odpowiedział Lucjusz.

-A dla Pana?-Zapytał kelner, patrząc na Harry'ego.

-Szarlotkę z lodami-Odpowiedział, a chłopak zapisał i oddalił się.

-Jestem bardzo samotnym mężczyzną i po prostu szukam towarzystwa-Powiedział znienacka Lucjusz, składając kolejny pocałunek na dłoni Harry'ego.

Potter wyglądał jakby chciał stamtąd uciec. Lucjusz kilka razy pocałował jego dłoń, dopiero przy dostarczeniu deserów puszczając rękę chłopaka.

Potter jadł szarlotkę piętnaście minut, a Lucjusz cierpliwie czekał i uśmiechał się lekko, nogą ocierając o nogę Pottera.

-Trochę późno-Powiedział Harry, nie mając nawet zegarka.

-Ależ...-Zaczął blond włosy mężczyzna, lecz przerwał mu trzeci głos.

-Lucjuszu!

-Amecusie-Powiedział lekko zdziwiony blondyn, widząc idącego w ich stronę rudego mężczyznę.

Harry korzystając z nieuwagi blondyna położył należność za szarlotkę na stole i wymknął się.

Był już prawie przy domu, gdy drogę zagrodziło mu dwóch chłopaków.

-Dzień dobry, jak trafić na Pokątną?-Zapytał jeden z nich i podsunął się do Harry'ego z mapą.

-Musicie pójść pro...-Zaczął Harry, wskazując na mapie, gdy nagle przerwał mu znajomy głos.

-Zabieraj łapę z jego kieszeni!-Zawołał Leo, wskazując na jednego z chłopaków.

Chłopak był wściekły i szybko szedł w ich stronę.

Harry zerknął na swoją kieszeń i faktycznie. Gdy on jednemu wskazywał drogę, to drugi grzebał mu w kieszeni.

-Co się wtrącasz?!-Zawołał chłopak z mapą.

-Spierdalać-Powiedział tylko Leo.

Chłopaki spojrzeli na zbliżającego się młodego mężczyznę, po czym na siebie i biegiem uciekli.

-To jest Notkurn, a nawet na Pokątnej trzeba uważać-Ostrzegł go Leo i otworzył drzwi kamienicy, a Harry ruszył za nim.

-Dzięki-Powiedział.

-Podobno Malfoy cię podrywał-Zaśmiał się cicho Leo, szukając magicznego klucza.

-Skąd wiesz?!-Pisnął Harry.

-Ktoś cię widział-Zaśmiał się Leo i w końcu otworzył drzwi mieszkania.

-Zrobiłam chińczyka!-Zawołała im Lily, nawet nie wychodząc z kuchni.

-Raczej kupiła, ale udawaj że wierzysz-Powiedział cicho Leo i po chwili jedli w trójkę smaczny obiad.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro