Rozdział 1
Tego lata było bardzo gorąco. Wszyscy normalni ludzie w taką pogodę siedzieli w klimatyzowanych pomieszczeniach lub nad basenem, byle tylko się ochłodzić. Na Privet Drive ulicą szedł młody chłopak. Pomimo tej pogody miał na sobie ciemną, ale starą bluzę, wyraźnie na niego za dużą i równie źle wyglądające dresy. On nie był normalny, zwłaszcza dla jego krewnych, choć to prawda, nie był taki jak wiele innych dzieci w jego wieku. Moim skromnym zdanie był wyjątkowy, ponieważ był on bowiem czarodziejem i to nie byle jakim. No w końcu jako jedyny przeżył zaklęcie uśmiercające. W jego pięknych szmaragdowych oczach widać cierpienie i to, ile przeszedł. Nie było to spojrzenie nastolatka, a doświadczonego przez życie starca. Już od dawna nie było w nich szczęścia. Harry, bo tak się nazywa ten chłopak, w pierwszej klasie w Hogwarcie, szkole magii i czarodziejstwa, bronił kamienia filozoficznego, w drugiej uratował siostrę swego przyjaciela przed bazyliszkiem, w trzeciej uratował swego ojca chrzestnego przed pocałunkiem dementora, a w ostatnim jego roku, wbrew jego woli brał udział w turnieju trójmagicznym, gdzie odrodził się Voldemort. Podczas tego wszystkiego trzy razy spotkał się twarzą w twarz z Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, z Czarnym Panem, lub jak go nazywał Harry, bo tak nazywał się ten chłopak, z Voldkiem. Teraz po raz kolejny spędzał wakacje u znienawidzonego wujostwa, ale o tym za moment. Zostały tylko dwa tygodnie do początku roku szkolnego. A on już nie wytrzymywał.
Wracając, Harry miał czarne, kiedyś wiecznie roztrzepane włosy, ale teraz kiedy były one dłuższe dało się już je jakoś poskromić. Był bardzo niski zwłaszcza patrząc na jego wiek i bardzo chudy, ale jeśli by się dokładnie przyjrzeć to widać było wyćwiczone mięśnie poprzez granie w Quiditcha i ciężką pracę w ogrodzie ponad siły młodego chłopca. Zazwyczaj nosił druciane okulary, które kryły jego oczy i dawały mu jeszcze bardziej nieśmiały wygląd, niż zazwyczaj miał.
Pomimo tego jak traktował go czarodziejski świat był dosyć nieśmiałym chłopcem. Nie lubił tłumów, miał socjofobię, a wszyscy zmuszali go do tego by był celebrytą magicznego świata. A to nie jedyny z jego lęków. Całe dzieciństwo w szafce pod schodami spowodowało klaustrofobię. Harry będąc w magicznym świecie tłumił objawy jego fobii najlepiej jak potrafił. w sumie chyba mu się to udało, bo nikt nie zauważył. Chodź tak naprawdę, gdyby ktoś się nim tak naprawdę interesował... Ale naprawdę nim, Harrym, a nie ikoną jasnej strony, bohaterem, to na pewno nie byłoby trudno coś takiego zauważyć.
Harry właśnie wracał z zakupów zleconych mu przez wujka Vernona. Ciocia Petunia miała ochotę na ciasto i jako, że jak sam wiedział potrafił świetnie gotować i piec, miał zrobić tort. Harry, nie wiadomo z kąt, ale zawsze wiedział co jak długo piec i kiedy coś dodać. Miał do tego instynkt. Bardzo to pomagało przy warzeniu eliksirów w szkole. Harry rozumiał ten przedmiot i nawet go lubił, a jego złe oceny były przez ślizgonów, którzy notorycznie dodawali mu jakieś niepotrzebne składniki do kociołka i oczywiście przez stronniczość Snape'a, który go nienawidzi.
Gdy Harry dochodził do domu westchnął z ulgą, bowiem nie zobaczył na podjeździe auta, czyli wuja nie było. Miał względny spokój. Oczywiście nie licząc listy, którą miał zrobić, albo dostanie karę. Było nią zazwyczaj zakaz jedzenia przez parę dni (na szczęście jak chłopak coś pichcił to mógł coś podjeść, bo trzeba przecież spróbować, czy wszystko jest odpowiednio przyprawione, ale i tak go pilnowali), zamknięcie w pokoju, wywalenie na kilka dni z domu, lub jeśli Vernon miał zły humor, albo po prostu miał na to ochotę to pobicie. Niestety dla Harry'ego w te wakacje wuj ciągle chodził zły, bo mu się nie powodziło w pracy i ciągle znajdował jakieś wymówki, co to chłopak źle zrobił, czego nie zrobił, byle tylko mieć pretekst do ukarania go. Na twarzy nigdy nie miał żadnych ran. Wujek zawsze bił tak, by nie było żadnych śladów, bo przecież wtedy ktoś mógłby coś pomyśleć o tej idealnej rodzinie. Dlatego chłopak nosił bluzy z długim rękawem. By zasłonić stare blizny, nowe rany i bandaże. Ale i tak bardzo często musiał spać poza domem. Zwłaszcza teraz gdy wuj go coraz mocniej leje i co chwilę ma spotkania z klientami, czy jego współpracownikami na wyższym stopniu niż wuj, albo oczywiście jako, że są wakacje Dursleyowie chcą gdzieś pojechać.
Gdy Harry wszedł od razu ruszył do kuchni i rozpakował zakupy. Podciągną rękawy i zaczął ubijać ciasto, robić masę i polewę z białej czekolady. Jak skończył tort udekorował go świerzymi truskawkami i włożył do lodówki oraz posprzątał kuchnię. Kiedy on był w domu zawsze robił wszystkie posiłki. Tak naprawdę to akurat to mu za bardzo nie przeszkadzało. Naprawdę lubił gotować i wymyślać nowe przepisy. Ale gdyby Dursleyowie, a zwłaszcza wuj Vernon się o tym dowiedział to na pewno by mu zabronili gotować.
Potem ruszył na ogród by wykonać rzeczy z listy, które kazał mu zrobić wuj. Dzisiaj musi jeszcze wyplewić i podlać grządki.
Zawsze w ogródku chłopak miał kilka przypraw, warzyw i owoców. Bo przecież domowe składniki smakują najlepiej. Mógł robić różne surówki, dżemy, soki, a nawet raz zrobił alkohol, ale więcej nie popełnił tego błędu, bo wuj się upił, nie żeby to pomogło, ale wtedy nie czuł jakby to było przez niego i zasłużył za ten popis. Kiedy Vernon był pijany Harry bał się go jeszcze bardziej. A on lubił sobie porządnie i często wypić.
Był dopiero w połowie plewienia, gdy przyleciał do niego ptaszek i wyćwierkał do niego, że jego wuj już wraca. Że dzisiaj znowu mu coś nie wyszło, bo jest bardzo wkurzony i czymś się denerwuje.
- Dziękuję przyjacielu- odpowiedział mu Harry ze smutnym uśmiechem, a w oczach miał strach i ból. Po chwili usłyszał dźwięk silnika.- Lepiej już leć, bo jak pomyśli że z tobą rozmawiam to będzie gorzej. Nie lubi moich dziwactw.- Powiedział z rozgoryczeniem. Ptak na to otarł się delikatnie o jego rękę i poleciał w stronę lasu.
Zielonooki prawie nikomu nie mówił, że potrafi rozmawiać ze wszystkimi zwierzętami. Czarodzieje nazywali ten dar Omnislingua albo potocznie wszechmówca i jak większość rzadkich darów, mówią, że jest ciemny i po prostu zły. Ale dla Harry'ego było to zbawienie, bo wszystkie zwierzęta zawsze mu pomagą, a on im się odwdzięcza jak tylko może. Zwierzęta wokół niego kiedyś często do niego podchodził, ale wtedy jego wuj się złościł, bo nie chcę mieć takiego dziwaka w rodzinie, a przyznajcie, że dla mugoli jak najbardziej płochliwe zwierzęta przychodzą do młodego chłopaka, to nie jest normalne. Harry jak się nauczył rozróżniać w jakim języku mówi i jak się porozumiewać ze zwierzętami, poprosił je, by uważali na Vernona i kiedy on jest nie przychodzili. Zwierzęta często mu pomagały, przynosiły jakieś jarzyny, pomagały dojść do zagajnika w lasku, parku, lub do jakiegoś miłego dorosłego, by w nocy nie zmarzł i miał kto się nim zająć, czasami po prostu z nim były i podniosły na duchu i ogrzewały. To nie było normalne. Nawet w czarodziejskie świecie. Może nie było dziwne, ale na pewno było szokujące.
Harry szybko wrócił do roboty, by wuj nie myślał, że się leni. Wiedział, że i tak oberwie, bo nie skończył pracy w ogródku, a jeśli wuj jest naprawdę bardzo wkurzony, że to po nim widać, to było pewne, że najpierw go pobije, a potem wyrzuci na noc z domu.
Na szczęście rok temu, po tym jak uratował kuzyna przed dementorem, założył rozejm z Dudley'em. Oczywiście potajemnie, bo gdyby wuj Vernon się dowiedział to by się wnerwił i Harry znów by oberwał. Dzięki temu on czasami opatruje mu rany i zaczął go bronić przed ludźmi z zewnątrz i zapoznał go z jego paczką, którzy też go polubili. Cała banda zaczęła uważać Harry'ego za małego, słodkiego, delikatnego chłopca, którym trzeba się zająć. Harry się na to często denerwuje, ale zdaje sobie sprawę z tego że nie pomogą jego słowa, więc zazwyczaj nic nie robi. Nie widać po nim siły, choć jak się zielonooki wkurzy, co się bardzo rzadko zdarza, to potrafi nieźle takiemu delikwentowi przyłożyć (w czym pomaga mu magia), a przy tym oczy mu tak groźnie błyszczą, że nikt nie powie, że chłopak nie umie się sam obronić. Czasami też wieje mocniejszy wiatr, albo pogoda drastycznie się zmienia na gorszą. Ale tak naprawdę Harry nie ma nic przeciwko takiemu czułemu traktowaniu z ich strony. Bardzo to lubi. Zielonookiemu brakuje poczucia bezpieczeństwa, które daje wiadomość, że ktoś się nim opiekuje. Dlatego jeśli ktoś chciał się nim zająć, jeśli chłopak mu ufał to zazwyczaj na to pozwalał. Poza tym chłopak jest bardzo przytulaśny. On wprost uwielbiał jak ktoś przy nim jest. Nawet pomimo jego fobii. :D
Harry nadal pamięta jaka była mina bandy, gdy jakiś chłopak chyba przez godzinę wyśmiewał się z niego w parku. Przez ten czas powstrzymywał bandę, by nic delikwentowi nie zrobili. W końcu Harry był do tego przyzwyczajony, czy to w domu, czy nawet w szkole. Ale jak zaczął wyśmiewać się z jego rodziców, z tego że jest sierotą, z przyjaciół i z tego że paczka się go słucha jak psy, tama pękła i w mgnieniu oka stanął przy nim i równie szybko złamał mu szczękę jednym ciosem. Miną wszystkich wokół była nie do opisania. Po prostu szok. Taki mały, niziutki, słodki chłopak jednym ciosem znokautował wyższego i chyba dwa razy cięższego chłopaka. Harry na to tylko przyjął maskę niewiniątka. A to pokonanego wyszeptał groźnie.
- Nigdy więcej nie obrażaj moich przyjaciół, ani rodziny.
Banda Dudley'a wie jak traktuje go wujek, ale nie mogą nic zrobić. Harry dodatkowo ich prosił, by zachowywali się tak, jakby nie wiedzieli. Powiedział, że to i tak się niedługo skończy. Czasami, gdy dowiadują się od jego kuzyna, że został pobity i wyrzucony na dwór, to przychodzą pomagają mu się opatrzyć. Choć tak naprawdę to Harry im mówi krok po kroku co i jak zrobić. To zielonooki wśród przyjaciół jest tym od leczenia, bo reszta woli się okładać pięściami.
Jego przyjaciele wiedzą, że Harry jest czarodziejem i nie przeszkadza im to. Często proszą zielonookiego o to, by coś im opowiedział o swoim świecę, bądź o lekcjach. Przepytują go z lekcji i pomagają je odrabiać. No dobrze przy odrabianiu to trochę przeszkadzają, ale jak zadają różne pytania to często mu się przypomina coś o czym zapomniał napisać. Chłopcy wiedzą też mniej więcej, o tym, że rozmawia ze zwierzętami. Ale chłopak i tak stara się przy nich nie korzystać z tego daru. Choć i tak bardzo często banda mogła go widzieć w otoczeniu przeróżnych zwierząt. Chłopak szukał informacji w bibliotece, ale nic nie znalazł. Wie tylko tyle, co mu powiedziały zwierzęta. Ato niewiele.
Jest to dar od magii. Niema tak, że przechodzi w jakiejś rodzinie przez krew i magię jako rodowe*. Każde dziecko w odpowiednim czasie odkrywa swoje magiczne talenty. Z niektórym talentami się rodzimy, a resztę dostaniemy w swoje szesnaste urodzimy, które w przypadku Harry'ego niedługo nadejdą. Niestety w tych czasach wiele osób ma za słabą magię i one się nigdy nie objawiają. Magiczna zdolność zielonookiego to instynkt i umiejętność rozmowy ze zwierzętami. Dodatkowym plusem tego drugiego są czary. Harry mógł czarować za pomocą słów w języku zwierząt. Choć było to bardzo trudne, bo potrzebowało dużo więcej skupienia, niż normalna, a nawet bezróżdżkowa magia. Do tego trzeba ją dużo ćwiczyć, bo na początku, bardzo osłabia czarodzieja. Na razie mało umie, tylko naprawdę proste zaklęcia, takie bardziej do ćwiczenia, które poradziły mu zwierzęta, takie jak unoszenie czegoś. Ale jak się dowiedział po urodzinach, kiedy jego magia się kompletnie ustabilizuje i wyjdzie jej pełny potencjał to będzie mógł zacząć czary, które pomogą mu w walce, kto nie zna języka zwierząt nie będzie mógł odwrócić zaklęcia.
Wracając do Harry'ego...
<3<3<3<3<3<3<3<3<3 <3
*magia rodowa- chodzi mi tu o coś w stylu, że każdy magiczny ród ma jakąś magię, która przewija się w wielu pokoleniach. Wtedy, nowy czarodziej jeśli, będzie wystarczająco potężny, ma większe szanse, by dostać taką, a nie inną magię. W moim fanficku to będzie coś takiego, np. Slitherin- wężomowa, Black- metamorfomagia i animagowie, Longbottom- żywioł ziemi. Oczywiście są wyjątki i osoby z tych rodów nie muszą mieć takiej magii a np. mogą zdobyć nową magię rodową, ale mają predyspozycję do tego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro