Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Cześć! Nie mam nic do dodania, miłego czytania.

Perspektywa Rubeusa Hagrida.

 - Hagrid!- usłyszałem Harry'ego, Rona, Hermiony i... Nie, to nie możliwe. Popatrzyłem na siódemkę która do mnie krzyknęła.
 - Cholibka, huncwoci, Lily jak, jak to możliwe?- zapytałem wytrzeszczając na nich oczy. Oni widocznie się zmieszali.
 - Hagridze, przyjdziemy do ciebie jutro i wszystko ci  wyjaśnimy. Ufasz mi?- zapytała mnie blondynka z głosem Lily Evans-Potter.
 - Dobrze, ale przyjdzie dzieciaki- powiedziałem.- Ide odprowadzić pirszorocznych do zamku .- i poszłem, rozmyślając.

Perspektywa Hermiony Granger

Wszyscy odetchnęli z ulgą. Udaliśmy się w stronę powozów. Weszliśmy do takowego jako, że było sześć miejsc, ja albo Lily musiałyśmy usiąść na kolanach któregoś z chłopaków. Popatrzyłam błagalnie na Lily. Zaś ona westchnęła ciężko.
 - Harry, mogę usiąść na twoich kolanach? Bo wiem, że nie będziesz mnie obmacywać - popatrzyła miażdżąco na Jamesa, który klepał swoje uda, żeby usiadła na jego kolanach z bezczelnym uśmieszkiem, ale jakby się tak przyjrzeć to miało drugie dno.- W sumie to było dziwne bo w końcu jestem twoją przyszłą matką.
 - Jasne, siadaj - powiedział Harry i poklepał swoje uda, żebym usiadła.
 - Dzięki- powiedziała Lily posyłając mu promienny uśmiech, który odwzajemnił. Bezceremonialnie usiadł mu na kolanach, on zaś objął ją w talii. James posłał mu za ten gest wściekłe spojrzenie, jakby był jego rywalem, wyglądał jakby miał ochotę się na niego rzucić.
 - James uspokój się! Przecież to jest jego matka, a ty zresztą jego ojcem!- krzyknęłam na niego.
Wszyscy spojrzeli na Rogacza, którego twarz przybrała barwę dorodnego pomidora. Zaśmialiśmy się z jego głupotki. Wyglądał na zmieszanego i zakłopotanego.
 - Jest chorobliwie zazdrosny nawet o własnego syna, nie mogę- powiedziała Lily.- A nawet nie jesteśmy razem.
 - No...- potwierdził Harry- ja nie chcę wiedzieć, co by się ze mną stało, gdybym nie był jego synem.- powiedział rozbawiony.
 - Ja też nie chce wiedzieć- powiedział Syriusz który słyszał całą rozmowę.
Powóz zatrzymał się.
 - Choćta ludziska!- powiedział Harry. Bezceremonialnie ściągając z swoich kolan swą matkę. Wyszliśmy z powozu wówczas kierując się w stronę zamczyska, które wyglądało, z resztą jak zwykle, zniewalająco. Weszliśmy po schodach wygłupiając się. Z nikąd pojawił się...

Perspektywa Severusa Snape'a

Usłyszałem tak znienawidzone przeze mnie głosy, że to wręcz niepojęte. Usłyszałem Pottera, Blacka i Lupina oraz co, dziwne ukochany, melodyjny głos mojej Lily Evans, dla mnie nigdy nie była Potter. Wyskoczyłem zza rogu stając na przeciw grupy twarzą do nich.
 - Potter, Black oraz Lupin jak tęskniłem.- powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Mój głos ociekał jadem. Popatrzyli na siebie niedowierzająco.
 - O, Smark jak miło- powiedział przymilnym tonem szatyn z czarnymi oczyma, głosem Jamesa Pottera.
 - My już pójdziemy- powiedziała Granger. Popychając ich w stronę Wielkiej Sali.
 - Do zobaczenia, Smarkerusie- zawołał któryś z huncwotów*.
Byłem w szoku, ale przybrałem jak to miałem w zwyczaju, maskę obojętności.

*Jest to fragment z Rozdziału "opowieść księcia" z książki "Harry Potter i insygnia śmierci" w wspomnieniu: jak któryś z huncwotów żegna Snape'a po rozmowie w przedziale przed pierwszym rokiem.

Nareszcie skończona podróż pociągiem. Nigdy bym się nie spodziewała, że to podróż będzie tak długa...
Ale mniejsza z tym. Proszę o komentarz czy gwiazdkę, a najlepiej to i to. Bo tak mały gest zostawia banana na mojej twarzy, poprawia dzień oraz dodaje chęci do pisania.
Bajo Ludziska!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro