Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Ta noc była ciężka. James dostał eliksir Słodkiego snu i spał, a Lily i Syriusz zostali wyrzuceni od razu przez Panią Pomfrey ze Skrzydła Szpitalnego z groźną miną, że zgłosi to dyrektorowi, a tą sytuację będą musieli wytłumaczyć.

Rankiem kiedy wszyscy się obudzili, choć niektórzy niewiele spali tej nocy, pełni obaw ruszyli na śniadanie. Kiedy skończyli profesor McGonagall podeszła do stołu Gryffindoru.

- Lily, Syriusz, Harry. Za mną. - I szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Ci zaś szybko poderwali się i ruszyli, bo McGonagall momentalnie zniknęła im z oczu.

Drzwi były zamknięte, a uczniom kazała zostać na chwilę, sama wchodząc i dokładnie zamykając drzwi.

KIedy weszła zobaczyła zmartwionego Albusa, który rozmawiał z Panią Pomfrey, która jak tylko ją zobaczyła urwala i zaslonila parawanem prycze.

- Co z panem Potterem? - zapytała profesor McGonagall.

- Ciężko stwierdzić - wzdychnela Pani Pomfrey. - Powiadomiłam uzdrowicieli ze Szpitala Świętego Munga, którzy za niedługo mają się pojawić i przetransportować go. - powiedziała, a potem wskazała na dwa parawany. - Zresztą nie tylko jego. Dziś rano ledwo żywą parę Hagrid znalazł w Zakazanym Lesie. Usłyszał krzyki, przyniósł ich tutaj, zdążyłam ją odratowac, na niego było już za późno... Musiał chronić ją swoim ciałem. - wyszeptała i cicho załkała, a profesor Dumbledore poklepal ją pocieszająco po ramieniu.

- To nie Twoja wina, Poppy. Zrobiłaś wszystko co w Twojej mocy - powiedział.

Podeszli do jednego parawanu, gdzie profesor McGonagall natychmiast się cofnela, bo zobaczyła obraz zmasakrowanego ciała dziewczyny, które było pokryte krwią, ranami i siniakami, które najwidoczniej Pani Pomfrey nie udało się usunąć. Do drugiego parawanu już nie podchodzili.

- To straszne, nie chce nawet myśleć jak się czujesz, droga Poppy - Minerwa ścisneła pocieszająco jej ramię.

***

Obudził się i aż stęknął z bólu. Każdy mięsień jego ciała boleśnie napięty zabierał mu dech, czuł przeszywające zimno od wilgotnej ziemi i szronu osadzonego na trawie. Był bardzo zdezorientowany, ale kiedy otworzył oczy i zobaczył korony drzew Zakazanego Lasu zerwał się do siadu. Złapał się za włosy próbując przypomnieć sobie co się stało, wiedząc doskonale, że nie sobie nie przypomni. Powoli wstał, chwiejąc się i pogrążając sie w coraz mroczniejszych myślach widząc resztki krwi pomieszane z ziemią pod swoimi paznokciami. Ruszył czym prędzej w stronę zamku, doskonale znajdąc kierunek, choć w tym momencie wiele by dał, by móc zostać w Zakazanym Lesie i zostać zjedzonym przez Akromantule, które nie daleko miały swoje gniazdo, niż ciągle trawiony przez złe przeczucia...


A gdzieś tam wśród krzewów w cieniu drzew majaczyła się para oczu, które uważnie obserwowały chłopaka.

***

No siema, jest tu jeszcze ktoś kto byłby zainteresowany czytaniem tej kontynuacji opowieści?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro