Rozdział 20
Narcyza siedziała spokojnie w jej ulubionym saloniku, ciesząc się najlepszym widokiem na ogród.
Spokojnie sięgnęła po filiżankę herbaty i już prawie czuła jej smak, gdy nagle zobaczyła coś na końcu pokoju i z piskiem wskoczyła na stolik, pozwalając filiżance rozbić się o podłogę.
-WILK!-Wrzeszczała Narcyza podskakując na stoliku, jakby to miało jakoś pomóc w tej sytuacji.
Wilk przyglądał jej się ze zdziwieniem, cały czas siedząc na tyłku, aż nagle jakby go oświeciło i zmienił się w Baxley'a.
-Przepraszam, że Panią przestraszyłem-Powiedział skruszony Bax, podając Narcyzie dłoń, aby pomóc jej zejść ze stolika.
-Ostatnio po prostu rzadko miałem możliwość przebywania w wilczej postaci i bardzo za tym tęskniłem-Dodał skruszony.
Narcyza nadal z mocno bijącym sercem wręcz opadła blada na fotel i przywołała eliksir uspokajający.
-Prawie się posrałam ze strachu-Powiedziała Cyzia, po czym aż się zaczerwieniła, gdy zorientował się co za słowa wydostały się z jej ust.
Bax udał że tego nie słyszał i smutnym wzrokiem wpatrywał się w ogród.
-Tęsknisz za nim-Powiedziała Cyzia, myśląc o Arresie.
Bax tylko przytaknął.
-To już godzina, jak odjechał pociągiem i nadal nie napisał-Powiedział oburzony Bax, wypatrując lecącej sowy.
Narcyza tylko się zaśmiała.
-Ach, jak ta miłość na początku jest cudowna-Powiedziała cicho Cyzia, patrząc smutno na swoją obrączkę.
Mimo że ona i Lucek pobrali się pod wpływem ich rodzin, to po kilku awanturach i tak zakochali się w sobie.
-Przepraszam że to mówię, ale wydaje mi się że tęskni Pani za mężem, a widziała go Pani dwadzieścia minut temu-Powiedział zdziwiony Bax.
-Widzieć kogoś, a być z kimś to różnica-Powiedziała tylko Cyzia.
-To dlaczego Pani do niego nie pójdzie?-Zapytał zdziwiony Bax.
Gdyby Arres był bliżej, to on sam nie opuściłby go ani na krok.
-Lucjusz pracuje. Nie chcę mu przeszkadzać-Powiedziała Cyzia.
-Ja lubię jak Arres mi czasami przeszkadza-Powiedział Bax z uśmiechem.
Cyzia spojrzała niepewnie na drzwi, po czym momentalnie pożegnała się i ruszyła w stronę gabinetu Lucjusza.
Bez pukania weszła do środka, zastając męża pochylonego nad papierami. Ledwo zdążył podnieść wzrok na wchodzącą żonę, a Cyzia obeszła biurko, pociągnęła go za krawat(Miał go na sobie!) i pocałowała w usta.
Zaskoczony Lucek nie wiedział na początku co zrobić, ale chwilę później już rzucał zaklęcie blokujące na drzwi.
-Arres-Jęknął Bax, nadal wpatrując się w niebo, nieświadomy tego co dzieje się w gabinecie Lucjusza.
-List do pana-Usłyszał cichy głosik od strony drzwi i momentalnie rzucił się na bladego skrzata, wyrywając mu list i szybko czytając.
-To się Arres ucieszy-Zamruczał Bax, udając się w stronę swojej sypialni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro