8
Harley POV
Z samego rana udałam się do szpitala odwiedzić Ian' a. Dręczyły mnie dziwne wyrzuty sumienia, że to przeze mnie tam leży. Nie wiem czemu, skoro nie miałam z tym absolutnie nic wspólnego.
Z drugiej strony dobrze się stało, że między nami do niczego nie doszło. Jest przystojny i miły, ale nic do niego nie czuję.
Jego sala znajdowała się pod numerem 234. Gdy weszłam do pomieszczenia chłopak spał. Miał na twarzy kilka siniaków i zadrapań, ale poza tym wszystko wydawało się być w porządku. Usiadłam na krześle przy łóżku i wtedy oczy bruneta się otworzyły.
- Harleen, jak dobrze cię widzieć. - powiedział a ja zastanawiałam się kim jest Harleen, dopiero potem uświadomiłam sobie, że chodzi o mnie. To imię zaczynało brzmieć w ustach innych coraz dziwniej.
Uśmiechnęłam się, a on złapał mnie za rękę, co spowodowało, że zrobiło mi się trochę głupio. Nie chciałam mu dawać nadziei.
- Wybacz, nie chciałem, żeby tak wyszło. - wytłumaczył z lekkim smutkiem, a ja się uśmiechnęłam.
- Ian, nic się nie stało. - zapewniłam, a mu od razu poprawił się nieco humor. Siedziałam przy chłopaku przez kolejną godzinę. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Pożegnałam się z nim i pojechałam do pracy. Weszłam do gabinetu i nawet nie założyłam fartucha jak zwykłam to robić. Przed wyjściem zajrzałam do szuflady i wyjęłam z niej małą maskotkę. Miałam ją od dziecka. Przynosiła mi szczęście, a teraz czułam, że ktoś inny bardziej jej potrzebował. Schowałam przedmiot do kieszeni i nie biorąc ze sobą długopisu, ani notatnika udałam się do mojej ulubionej celi. Ignorując dwóch ochroniarzy weszłam do środka. Tym razem zielonowłosy siedział na krześle ze spuszczoną głową. Chyba mnie nie zauważył dlatego też stanęłam za jego plecami i przykryłam mu oczy dłońmi.
- Zgadnij kto to? - mruknęłam tuż przy jego uchu, przez co usłyszałam jego cichy śmiech.
- Nikt poza tobą tutaj nie przychodzi. - stwierdził po czym złapał mnie za ręce i odsłonił sobie oczy. - Ale mimo to myślę, że stoi za mną najpiękniejsza dziewczyna jaką znam. - dodał i stanął naprzeciwko mnie. Jego słowa spowodowały szeroki uśmiech na mojej twarzy.
- Mam coś dla ciebie. - powiedziałam i wyciągnęłam z kieszeni małego pluszowego kotka.
- Uroczy prezent. Dziękuję. - uśmiechnął się i wziął ode mnie maskotkę po czym położył ją na stole.
Nie chcę, żeby coś mu się stało. Nie chcę, żeby mnie zostawił. Nie chcę, żeby umarł.
Na mojej twarzy natychmiast pojawił się smutek, a do oczu napłynęły mi łzy.
- Dowiedziałaś się prawdy. - stwierdził widząc moją minę, a ja kiwnęłam głową po czym się w niego wtuliłam. Chłopak objął mnie mocno w talii i przyciągnął jeszcze bliżej siebie.
- Nie pozwolę ci umrzeć. - jęknęłam z pewnością siebie.
- Jedynym sposobem na to żebym przeżył byłaby ucieczka, skarbie. - powiedział i odsunął mnie na długość swoich ramion. - A przecież nie uda mi się stąd uciec. - dodał z lekkim uśmiechem. Wiedział co zamierzam, ale ewidentnie nie chciał mi w tym przeszkodzić.
- Joker, ja... - zaczęłam, jednak nie wiedziałam czy oby na pewno chcę to powiedzieć na głos. Czym innym były przemyślenia. Czy powinnam składać obietnicę skoro nie byłam do końca pewna swojej decyzji? - Ja ci pomogę. - mruknęłam przygryzając dolną wargę. Zrobiłam to. Nie mogę się już wycofać.
Joker POV
Zakochała się we mnie. A to oznacza, że mój plan powiódł się szybciej niż mogłem się tego spodziewać.
Mam nad nią władzę.
- Mówisz poważnie? - spytałem z udawanym niedowierzaniem i wytrzeszczyłem oczy.
- To jedyny sposób, żeby cię uratować. - przypomniała mi moje własne słowa i się lekko uśmiechnęła. - Ale zrobię to pod jednym warunkiem. - dodała, kiedy patrzyłem jej prosto w oczy. Były dla mnie jak narkotyk. - Obiecaj mi, że kiedy już będziesz wolny nie zostawisz mnie. - poprosiła z wyczuwalnym strachem.
Było w niej coś, co powodowało, że naprawdę nie chciałem jej zostawiać. Jednak to uczucie było mi tak obce, że wydawało się być niemożliwe.
- Nigdy bym ci tego nie zrobił, kochanie. - zapewniłem i pogłaskałem ją po policzku. Dziewczyna zbliżyła się do mnie i wsunęła dłonie w moje włosy. Złożyła na moich ustach namiętny pocałunek, który bez wahania odwzajemniłem.
Zbyt łatwo mi zaufałaś, skarbie.
Co gorsza ja zaufałem tobie...
- Jaki masz plan? - spytałem dając jej pole do popisu.
- Przyniosę ci broń. - powiedziała, co mnie zaskoczyło. Nie sądziłem, że się na to odważy. Szczególnie iż wiedziała, że broń w moich dłoniach oznacza śmierć. Problem w tym, że jeszcze nie przekonała się o tym na własne oczy.
- Kiedy? - spytałem udając obojętnego, jednak w środku nie mogłem się doczekać opuszczenia tych czterech pieprzonych ścian. Chciałem znów się zabawić. W dodatku teraz, kiedy już miałem z kim.
- Mogę to zrobić nawet dzisiaj. - mruknęła, co spowodowało uśmiech na mojej twarzy.
- Jeśli chcesz. - powiedziałem, a ona zarzuciła mi ręce na szyję i kreśliła na niej różne wzorki. Jej dotyk był tak przyjemny. - Na pewno ci się uda. - powiedziałem utwierdzając ją w przekonaniu, że postępuje dobrze. - A kiedy już stąd wyjdę, zabiorę cię gdzieś, gdzie nikt nas nie znajdzie. - mruknąłem jej do ucha po czym pocałowałem jej gładki policzek. Czułem jak jej serca zaczyna mocniej bić. Zawsze kiedy byłem blisko robiła się spięta, a na jej policzkach wyskakiwały rumieńce.
Nie oprze mi się. Zrobi dla mnie wszystko.
- Widzimy się wieczorem. - powiedziała i minęła mnie po czym opuściła moją celę. Harley to ktoś na kogo czekałem od bardzo dawna. Ktoś kogo potrzebowałem...
Hejka :D Jeśli spodobał ci się ten rozdział, zostaw po sobie ślad w postaci gwiazdki lub komentarza. Będę bardzo wdzięczna <3 Poza tym dziękuję i serdecznie pozdrawiam wszystkich moich czytelników. :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro