Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

51

Harley POV

Wspólnie ustaliliśmy, że w Szwajcarii zostanie tylko kilka osób z Suicide Squad' u. Ci, którzy będą w stanie faktycznie pomóc. Ci, którzy potrafią się bronić. Nie chcieliśmy robić wokół siebie zamieszania. Dlatego też June razem z Zoe, Melanie i Pamelą wróciły do domu. Pojechał z nimi Killer Croc i Boomerang. Ktoś musiał być z nimi. Na przykład w razie gdyby Batmanowi zachciało się przylecieć i kogoś porwać. Albo gdyby Teo wrócił. Może ma jakieś informacje na temat Amandy. 

Reszta została, żeby mi pomóc. Byłam im za to naprawdę wdzięczna. Mieliśmy plan. Nie najlepszy, ale zawsze plan. Powinno się udać.

- Jesteście gotowi? - spytał Rick, na co wszyscy kiwnęli głowami. Razem z Kataną mieli wejść do szpitala i rozbroić strażników. Mieli zablokować salę Joker' a od środka. My natomiast musieliśmy rozwalić dziurę w ścianie. Nawet nie dali mu pokoju z oknami.

Wszystko szło zgodnie z planem i gdy tylko Rick dał nam znać Floyd nacisnął przycisk, który spowodował wybuch. Natychmiast wpadłam do środka i pierwszy raz od dawna zobaczyłam jego twarz. Zupełnie prawdziwą. Nie wyglądał najlepiej, ale żył. Tylko to się liczyło. Z pomocą Katany oraz Deadshot' a podnieśliśmy zielonowłosego ze szpitalnego łóżka. 

- Szybciej, dłużej nie wytrzymają! - warknął Rick przyduszając drzwi ciężarem swojego ciała. Jeszcze chwila i nie wytrzymają. Prawie uległy zniszczeniu przez pociski zadawane z drugiej strony. Śmigłowiec podleciał tak blisko jak to było możliwe. Udało nam się przedostać Joker' a do środka. Wszyscy oprócz Rick' a byli już na pokładzie. 

- Rick! Szybko. - krzyknęłam, a on odbiegł od drzwi, które natychmiast się otworzyły z hukiem. Flag biegł ile sił, żeby tylko uniknąć postrzelenia. Jednak nie udało mu się. Policja strzelała na ślepo. Trafili go. Jedna kula przeszyła jego ramię. Druga udo. Blondyn upadł na ziemię, jednak Deadshot szybko wyskoczył ze śmigłowca i pomógł mu wstać. Wciągnął go do środka. Jednak on też dostał. Obaj wpadli do śmigłowca padając na twarz. Jęczeli z bólu. Katana i El Diablo natychmiast się z nimi zajął. Ja natomiast szybko przerzuciłam sobie ramię Joker' a przez szyję i zaczęłam go ciągnąć w stronę drugiej części śmigłowca. To jeden z jego specjalnych środków transportu. Miał tu swoje własne miejsce. Po kilku chwilach Joker leżał już na ogromnym łóżku. Jego klatka piersiowa była szczelnie zabandażowana. Bardzo tęskniłam za jego bliskością. Za jego twarzą. Za jego uśmiechem, niestety teraz nie miałam okazji go ujrzeć. Jego twarz była zupełnie bez wyrazu. Teraz nie mogłam z nim zostać. Szybko wróciłam do przyjaciół. Zajęłam się raną Deadshot' a. Była dosyć łagodna. Z apteczki wyciągnęłam szczypce po czym użyłam ich do wyciągnięcia z jego brzucha kuli. Przełknęłam ślinę. Krew płynęła coraz szybciej. Nałożyłam opaskę uciskową. Widziałam, że z Rick' em mają trochę większy problem. Postrzały mogą nie być groźne, ale jeśli szybko nie znajdziemy się w rezydencji to mogą się wykrwawić. Obaj. 

Skoczyłam na moment do pilota. 

- Musisz się pospieszyć Filipe. W ciągu godziny musimy być w rezydencji. - powiedziałam stanowczo, a on kiwnął głową. Natychmiast zaczęliśmy lecieć szybciej. Kiedy dojedziemy Pamela się nimi zajmie. Zna się na tym jak nikt. W dodatku w naszej rezydencji znajduje się laboratorium. Nie używane od dłuższego czasu, ale jednak. Tam na pewno znajdziemy coś, co może się nam przydać. To właśnie stamtąd Joker wziął lek, gdy umierałam. Może jeszcze coś tam znajdę. 

Zajęło to trochę dłużej niż godzinę, ale w końcu byliśmy na miejscu. Na dachu czekał na nas Killer i Boomerang. Jeden z nich wziął Deadshot' a, drugi natomiast Flag' a. Ja i El Diablo wzięliśmy Joker' a. Wszystkich przenieśliśmy do domu. Wszyscy byli przerażeni. Troje rannych na raz. Każdy z raną postrzałową. 

- Floyd. - mruknęła cicho Pamela klękając obok Deadshot' a. - Mel, zabierz stąd Zoe. - dodała szybko, na co dziewczyna siłą zaciągnęła dziecko na górę. - Trzeba im szybko wstrzyknąć leki uspokajające i przeciwbólowe. - powiedziała patrząc raz na Rick' a a raz na Floyd' a. - Harley! Idź po nie! - warknęła, a ja kiwnęłam głową i zaczęłam biec do laboratorium. Zapaliłam światła i zaczęłam szukać czegoś przydatnego. Wzięłam strzykawki. A po chwili znalazłam to czego szukałam. Przeciwbólowe i uspakajające. W ostatniej chwili chwyciłam jeszcze substancje, która powodowała szybsze gojenie ran.

Wróciłam jak najszybciej to było możliwe i podałam lekarstwa Pameli. 

- June wstrzyknij to Rick' owi. - podała jej jedną strzykawkę, a blondynka trzęsącymi rękami nabrała każdy z leków. Była przerażona. Z jej oczu płynęły łzy. Nie chciałam, żeby do tego doszło. Pamela podała mi to samo. Ostrożnie nachyliłam się nad Joker' em. Spojrzałam na jego twarz. Była coraz bledsza. Wstrzyknęłam mu po kolei każdy lek, z nadzieją, że to coś pomoże. 

- Przenieśmy ich. - powiedział El Diablo spoglądając na Killer Croc' a. Mężczyzna podszedł do Rick' a. Wziął go i razem z June zabrał do pokoju. Pameli w przeniesieniu Deadshot' a pomógł Boomerang i Katana. Ja mogłam liczyć na pomoc El Diablo. Każdy martwił się o siebie. Razem z mężczyzną przeniosłam ciało zielonowłosego do jego sypialni. Od trzech tygodni nikt tutaj nie wchodził. 

- Będzie dobrze. - mruknął Chato kładąc rękę na moim ramieniu. - Postaram się załatwić kroplówki. Powinni być pod kontrolą. - dodał, a ja się uśmiechnęłam. 

- Tak, powinni. - stwierdziłam cicho. Byłam zmęczona. Martwiłam się nie tylko o życie Joker' a, ale też o życie przyjaciół. Nie chciałam mieć na sumieniu ich śmierci. W końcu robili to dla mnie. Ja ich naraziłam na śmierć. 

- Myślisz, że między tobą a Joker' em będzie tak jak kiedyś? - spytał niepewnie, na co ja spojrzałam na mężczyznę leżącego na łóżku. Czy będzie jak kiedyś? Nie ma szans. Możemy się starać, żeby było dobrze, ale nie będzie tak jak kiedyś.

Diablo znał naszą historię. Wiedział, że June jest w ciąży i że prawdopodobnie ojcem jest Joker. Wiedział też jak zostałam przez niego wielokrotnie potraktowana. Dowiedział się od innych, ale nie przeszkadzało mi to. 

- Nie. Nie cofniemy czasu, ale możemy starać się zrobić wszystko żeby było dobrze. - powiedziałam uśmiechając się lekko. 

- Powinnaś odpocząć. Mogę od czasu do czasu na niego zerknąć. - zaproponował, a ja pokiwałam głową. Uśmiechnęłam się i przytuliłam go krótko. 

- Nie masz pojęcia jak mi ciebie brakowało. - stwierdziłam cicho po czym się od niego odsunęłam. 

- Mi ciebie też, Harley. - odparł stanowczo. Ostatni raz spojrzałam na Joker' a i wyszłam po czym udałam się do swojej sypialni. Natychmiast położyłam się do łóżka. Byłam tak potwornie zmęczona. Tak cholernie wyczerpana tym wszystkim co się działo wokół. 

Pamela POV

Od czasu gdy wrócili nie spuszczałam wzroku z Deadshot' a. El Diablo przywiózł kroplówkę. Natychmiast mu ją podłączyłam. Trochę się na tym znałam, ale nie byłam profesjonalistką. Bałam się, że to coś poważniejszego niż zwykła rana. Bałam się, że może od tego umrzeć. Martwiłam się też o Zoe. Nie wiedziałam co czuje. Nie wpuszczałam jej tu. Poprosiłam Mel, żeby się nią zajęła. Nie chciałam, żeby widziała swojego ojca w takim stanie. 

Oczy same mi się zamykały. W końcu położyłam głowę obok niego. To było silniejsze ode mnie. Nagle ktoś zapukał. Do środka weszła Melanie. Spojrzałam na nią zdziwiona.

- Powinnaś iść odpocząć, posiedzę z nim. - stwierdziła, a ja pokręciłam głową. - Zoe prosiła, żebyś do niej przyszła. - dodała, a ja tylko westchnęłam. 

- W porządku, ale jakby się coś działo to mnie zawołaj. - powiedziałam, a ona usiadła w fotelu po drugiej stronie pokoju. Wyszłam zamykając ostrożnie drzwi. Udałam się do mojej sypialni. Na łóżku czekała na mnie dziewczynka. Od razu podbiegła i się we mnie wtuliła. Objęłam ją i pogłaskałam po plecach. 

- Czy tatuś umrze? - spytała z płaczem, na co kucnęłam obok niej i złapałam ją za ręce. 

- Jest ranny. Dostał bardzo silne leki, więc myślę, że za kilka dni wyjdzie z tego. - powiedziałam zgodnie z prawdą. Nie chciałam jej oszukiwać. Po prostu nie widziałam sensu. Byłam pewna, że zrozumie. Pokiwała lekko głową. - A do tego czasu, będziesz spała u mnie, zgoda? - spytałam, a ona tylko mnie przytuliła. Musiałam teraz dbać o nią jak o własną córkę. Deadshot w tej chwili nie mógł się nią zaopiekować...

June POV

Jeszcze nigdy się tak nie bałam. Osoba, którą kochałam ponad życie, mogła w każdej chwili umrzeć. Nie potrafiłam się nim zająć. Nie byłam lekarką, ale oni wszyscy zachowywali się jakby to było zupełnie normalne. Nie widzieli potrzeby w zawiezieniu ich do szpitala. Uważali, że sami sobie świetnie poradzą. Największy problem stanowiło to, że w szpitalu od razu pojawiłaby się policja. Martwiłam się, że rany Rick' a są zbyt głębokie. Zbyt poważne, żebym mogła mu pomóc.

- June... - usłyszałam cichy głos. Szybko spojrzałam na mężczyznę. Wytarłam z policzków łzy i przejechałam dłonią po jego szyi. - Przepraszam. - dodał, a ja się zdziwiłam. Nie wiedziałam o co mu chodziło. 

- Nie przepraszaj. - mruknęłam. - Wszystko będzie dobrze. - zapewniłam, a on jęknął lekko. 

- Nie wydaje mi się. - odparł cicho. Poczułam jak robi mi się słabo. - Kocham cię, June. - szepnął po czym jego oczy się zamknęły. Przyłożyłam głowę do jego piersi. Nic nie słyszałam. Po prostu niczego. Jego serce przestało bić.

Odsunęłam się lekko po czym padłam na ziemię wybuchając płaczem. Krzyknęłam na całe gardło i uderzyłam dłoniami o podłogę. Dlaczego do cholery!? Dlaczego on? Dlaczego moje życie to jedna wielka tragedia? 

Zapalmy znicze dla Rick' a. (*) Przykro mi było go uśmiercać, ale nie widziałam innego wyjścia. W ogóle, to mam nadzieję, że się podoba i ogólnie jest git. Jesteście wielcy, kocham was! <3 Buziaki i do następnego <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro