4
Harley POV
Dzisiaj znowu miałam nocną zmianę. Jednak byłam prawie pewna, że po dzisiejszej wizycie u Joker' a pan Arkham nie wypuści mnie do domu, tak jak wczoraj. Poza tym musze zrobić obchód. Zajrzeć do paru osób, którymi się wcześniej zajmowałam. Równo o dwudziestej byłam w szpitalu. O dwudziestej dwadzieścia, czyli tak samo jak wczoraj miałam być u Joker' a.
Miałam chwilę czasu więc, przed pójściem tam kupiłam w automacie dwie kawy. Muszę zrobić coś żeby nasze rozmowy były przyjemniejsze. Zarówno dla mnie, jak i dla niego. Tylko wtedy się dogadamy.
Spojrzałam na zegar wiszący w holu głównym. 20:13. Przywitałam się z paniami z recepcji, po czym udałam się do zamierzonego miejsca. Pacjenci byli akurat na kolacji. Na początku pomyślałam, że gdzieś tutaj zastanę Joker' a, jednak dotarło do mnie, że nikt o zdrowym rozsądku nie wypuściłby go z celi.
Minęłam wszystkie cele i zeszłam na dół.
- Nie możesz dokarmiać więźnia. - stwierdził Oliver, na co Mike się lekko uśmiechnął.
- Nie dokarmiać, tylko dopijać jak już, a pozatym nie możesz mi tego zabronić, jasne? - poinformowałam najgrzeczniej jak potrafiłam. Czarnowłosy spojrzał na mnie złowrogo po czym udostępnił dostęp do celi. - Dziękuję. - mruknęłam uroczo i otworzyłam drzwi. Weszłam do środka i tak samo jak wczoraj nigdzie nie dostrzegłam chłopaka. Dzisiaj jednak nie przejęłam się tym zbytnio, bo wiedziałam, a raczej miałam nadzieję, że zaraz mi się ujawni. Kubki z kawą postawiłam na stoliku, po czym się rozjerzałam. Kiedy ponownie spojrzałam na stolik, siedział przy nim. Uśmiechnęłam się.
- Miło cię widzieć, skarbie. - mruknął, a ja popatrzyłam na niego zdziwiona. Szybko usiadłam na swoje wczorajsze miejsce.
- Nie mów tak do mnie. - poprosiłam, a on się roześmiał wniebogłosy.
- Zabronisz mi? - spytał niedowierzając, i nachylił lekko głowę.
- Już to zrobiłam. - odpowiedziałam i upiłam łyka kawy, patrząc na niego znacząco. Chłopak był wyraźnie zdziwiony tym co powiedziałam, ale pozytywnie.
- Zaskakujesz mnie. - skomentował i się zaśmiał. W sumie on nie robi nic innego. - To dla mnie? - wskazał na kawę, a ja pokiwałam głową. Wziął do ręki kubek i pociągnął spory łyk cieczy. Przysunął się z krzesłem do stołu i przyjrzał mi uważnie. - Intrygujesz mnie Harley. - mruknął, a ja aż zachłysnęłam się kawą.
- Jak mnie nazwałeś? - spytałam nabierając łapczywie powietrze.
- Od dzisiaj będziesz wspaniałą Harley Quinn, a poza tym kojarzy mi się z Arlekinem. - odparł wyraźnie zadowolony z nowego imienia, które mi wymyślił. Ja jednak nie byłam do tego przekonana, chociaż nie zaprzeczę, że podobało mi się kiedy mówił ,,wspaniałą", ale że arlekin...
- Mów mi Harleen, zgoda? - spytałam mrużąc oczy. - Po prostu Harleen. - zakończyłam ten temat i postanowiłam zacząć to co zaczęłam wczoraj wieczorem. - Coś mi obiecałeś. - przypomniałam, a on pokiwał głową.
- Faktycznie. - przytaknął, a ja to odebrałam jako zgodę na rozpoczęcie rozmowy.
- Zastanawia mnie jak to się stało, że twoja skóra jest koloru białego. - spytałam. Bardzo mnie to interesowało. Ale dopiero teraz odważyłam się spytać. Zrobił to samo co wczoraj i spojrzał w okno.
- Nie pamiętam. - odparł cicho i dopił do końca kawę. Wstał z krzesła po czym stanął za mną. - Teraz moja kolej. - mruknął. - Zastanawiałaś się, Harley jak to jest zabijać? - spytał, na co się lekko wzdrygnęłam. Dlaczego o to spytał.
- Nie i nie zamierzam. - odparłam zgodnie z prawdą nadal się nie ruszając. Czułam na sobie jego spojrzenie.
- Popełniasz wielki błąd. - mruknął, na co wstałam i skierowałam się w stronę wyjścia, jednak Joker złapał mnie za nadgarstek. Stałam tak blisko niego. Tak blisko mordercy. Chłopak popchnął mnie na ścianę i przydusił do niej całym ciężarem swojego ciała. Jego ręce zacisnęły się na mojej szyi. Nie mogłam złapać oddechu. - Mnie się nie ignoruje. - poinformował, a ja starałam się jakoś wyrwać. On mnie zabije. Zrobi to z zimną krwią. Nie będzie się nawet zastanawiał. Powoli traciłam kontakt z rzeczywistością. - Zapamiętaj. - dodał, po czym mnie puścił. Nabrałam do płuc możliwie dużo powietrza po czym, oszołomiona szybko udałam się w stronę wyjścia. Zanim całkowicie wyszłam, zerknęłam w jego stronę. Uśmiechał się szeroko i machał. Przerażona jeszcze szybciej wyskoczyłam z jego celi.
- Wszystko w porządku? - spytał Ian widząc moją minę, a ja od razu się opanowałam i pokiwałam głową. Poprawiłam kołnierz fartucha, żeby zakryć możliwie widoczne ślady duszenia.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. - zapewniłam i odeszłam. Wróciłam do swojego gabinetu. Przez dwie siedziałam wpatrując się w jeden punkt. Jeździłam palcem po szyi. On nie jest bezpieczny. Myliłam się. Dałam się zmylić pozorom. Następnym razem kiedy tam pójdę, nie będę bezbronna. Z tą myślą odwiedziłam moich dwóch dawnych pacjentów. Były to dwie młode dziewczyny, które trafiły tu po próbach samobójczych. Pomyliły się, ale na szczęście już z nimi w porządku i za kilka dni będą mogły stąd wyjść. O godzinie 23:30 założyłam na siebie płaszcz i szalik. Wzięłam torebkę po czym skierowałam się do wyjścia.
- Z tego co wiem jeździsz autobusem. - usłyszałam czyjś głos tuż za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam Ian' a. Uśmiech od razu pojawił mi się na twarzy.
Hejka! Dziękuje za gwiazdki komentarze <3 Piszcie co sądzicie o rozdziale i do następnego :* :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro