Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

wings | G. Schlierenzauer x T. Morgenstern

Los nigdy nie był łaskawy dla Gregora. Jego kariera zaczęła się bardzo szybko, już w wieku szesnastu lat wygrał swoje pierwsze zawody światowej rangi. Dopiero zaczynał naukę latania, jego skrzydła były jeszcze małe, słabo wytrzymałe, a już został postawiony na szczycie. Bał się, że jeśli powinie mu się noga, nie da rady utrzymać się w powietrzu. Zainteresowanie mediów, kibiców było niesamowite i zarazem przytłaczające, w jego głowie stale pędziły setki myśli, nie pozwalając mu normalnie funkcjonować. Utrzymywanie się na powierzchni kosztowało go masę wysiłku, potrzebował kogoś kto po prostu zechciałby z nim porozmawiać, wysłuchać, a w razie potrzeby uchronić przed bolesnym upadkiem. Chciał mieć przy sobie taką osobę, ale jednocześnie bał się zbliżyć się do kogokolwiek. Miał wrażenie, że każdy patrzy na niego z góry, jak na nieświadome, beztroskie dziecko, które nie zna życia. Nikt nie wiedział, że młody Austriak zna je lepiej od niejednego dorosłego.

Mimo tego, że wciąż zamierzał pod wiatr, który niekiedy bywał silniejszy od niego, powoli uczył się latać, pokonywać coraz wyższe przeszkody. Rósł w siłę, jednak nie zawsze potrafił wykorzystać nabyte doświadczenie. Czasem gdy już miał wrażenie, że stoi stabilnie, znikąd zjawiały się silne wiatry, którym często nie potrafił się opierać. Pomimo coraz większych i silniejszych skrzydeł, wciąż był tylko dzieckiem, które nadal potrzebowało pomocy i wsparcia. Kogoś dorosłego, kto stanąłby nad nim i pokazał jak ma postępować. Tym dorosłym stała się osoba, po której Gregor nigdy się tego nie spodziewał — Thomas Morgenstern. Starszy mężczyzna chwycił go za dłoń i poprowadził przez kręte ścieżki życia sportowca. Starał się pomagać mu na każdym kroku, być z nim zawsze. Podtrzymywał go, chroniąc przed upadkiem, a w końcu nauczył go latać pewnie i wysoko.

Gregor czuł się niesamowicie z tym, że jego, jakby nie patrzeć, idol tak bardzo się nim interesował, był wobec niego tak ciepły i opiekuńczy. Bardzo doceniał to, że tak niesamowity sportowiec postanowił się nim zaopiekować. Dostawał od niego cenne lekcje, które zawsze starał się wykorzystywać, lepiej uczyć się na cudzych błędach. Sam nie chciał popełniać głupich, niepotrzebnych błędów.

Przeoczył tylko, że popełnił fundamentalny błąd.

Nie wiedział, w którym momencie przestał patrzeć na Thomasa tylko jak na przyjaciela i nauczyciela. Nie zarejestrował momentu, w którym jego serce zaczęło przyspieszać, gdy tylko starszy znajdował się blisko. Pojawiło się w nim niestosowne pragnienie. Pragnął czuć na swoim ciele jego dotyk, chciał zasypiać i budzić się razem z nim. Pragnął po prostu, by ktoś go pokochał. Tym kimś miał stać się Morgenstern.

Gregor nie czekał długo, by wprowadzić swój plan zdobycia mężczyzny w życie. Niemal od razu ich dłonie zaczęły spotykać się częściej niż kiedykolwiek indziej, a ciała przypadkowo ocierać o siebie. Schlierenzauer w pełni świadomy swojego ciała wręcz kokietował, próbując sprowokować starszego i na początku Thomas opierał się żądzy dotknięcia go, pójścia o krok dalej. Wiedział, że nie może, w końcu Schlieri to tylko nastolatek — coś takiego byłoby niestosowne. A młodszego nie zrażały chwile, w których bywał odpychany — przeciwnie, wręcz napędzały go do dalszego działania. Widział wzrok Thomasa, błądzący po jego ciele i zaraz ze wstydem uciekający w bok. Wiedział, że dopięcie swego było już tylko kwestią czasu. Czuł, że stąpa po cienkim lodzie.

Okazało się jednak, że Morgi posiadał silną wolę, a Gregorowi już przestawały wystarczać te krótkie, niby przypadkowe muśnięcia. Bał się okropnie, ale postanowił, że musi wziąć sprawy w swoje ręce. Jeśli starszy nie chciał wykonać pierwszego kroku, on musiał go zrobić.

Akurat dziwy zbieg okoliczności sprawił, że w weekend, na który zaplanował sobie realizację swojego planu ostatecznego, dostał pokój z Thomasem. Już czasem zdarzało mu się nocować ze starszym, więc wiedział, że każdego wieczora koło dwudziestej wychodził w odwiedziny do Koflera. Podejrzewał, że mężczyźni po prostu spotykali się na ploteczki. Ich rozmowy z reguły trwały nie mniej już pół godziny i nie więcej niż godzinę. Ten czas w zupełności wystarczył mu, by się przygotować. Chłopak wziął szybki prysznic i delikatnie osuszył się ręcznikiem, chciał, żeby jego ciało nadal było lekko wilgotne. Włosy pozostawił w nieładzie, nie miał czasu, by je wysuszyć, a w innym wypadku nie dało się zrobić z nimi niczego. Na sam koniec wsunął na swoje chude ciało bokserki. Przez ich materiał dokładnie odznaczały mu się kości biodrowe. Zadowolony z efektu końcowego, wyszedł z łazienki i rzucił się na łóżko Morgiego. W dłoń chwycił telefon — jakoś musiał zabić czas. Przeglądał instagrama, potem facebooka i twittera. Jego usta raz po raz wykrzywiały się w uśmiechu, ale kiedy ostatnie kropelki wody wyschły od gorąca jego skóry, zaczął się niecierpliwić. Z jego obliczeń wynikało, że starszy powinien być w pokoju już conajmniej od kilku minut. Wzdychał ostentacyjnie, mając nadzieję, że Morgenstern w jakiś sposób to usłyszy i w końcu postanowi wrócić. Nie wierzył w moc sprawczą swoich czynów, a jednak mężczyzna po chwili pojawił się w pokoju. Próg przekroczył z szerokim uśmiechem na ustach, wyglądał jakby ktoś przed chwilą opowiedział mu najlepszy dowcip na świecie. Gdy tylko spostrzegł Gregora, na jego twarz wstąpił dziwny grymas. Patrząc na to, młodszy poczuł lekkie ukłucie niepewności. A co jeśli Thomas jednak nie jest zainteresowany?

Przez kilka chwil blondyn stał jakby nagle skamieniał. Nie wykonywał żadnych ruchów, tylko patrzył na Schlierenzauera przenikliwym wzrokiem. Pod wpływem tego spojrzenia Gregor zaczął się jakby kurczyć. Powoli zaczynał wątpić czy jego pomysł był dobry. Thomas odczuwał satysfakcję, patrząc na tę scenę. Cała odwaga i pewność siebie wyparowały z młodszego. Teraz leżał przed nim na jego łóżku, speszony i rozebrany prawie do naga. Jeszcze wilgotne włosy opadały na jego czoło, dodając mu uroku. W głowie Morgiego toczyła się walka — ulec pokusie czy zachować się jak przystało na bardziej dojrzałego człowieka i kazać mu się ubrać.

Już niecałe kilka minut później mężczyzna zawisł nad drobnym ciałem Gregora i zachłannie wpił się w jego usta. To chyba tamta chwila była momentem, w którym skrzydła Schlierenzauera rozwinęły się całkowicie, stały się w pełni sprawne.

A Thomas do końca życia niemo dziękował trenerowi, że tamtego weekendu dał im wspólny pokój.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro