shy boy |R. Freitag x M. Eisenbichler
To nie tak, że na afterach leją się litry alkoholu i wszyscy się upijają. Zwykle są to kulturalne spotkania, podczas których nawet nie wychodzimy do klubu, a zamiast tego wypijamy po piwie w pokoju jednego z kadrowiczów. To było jedno z nich. Właśnie siedzieliśmy w pokoju hotelowym Karla i po prostu rozmawialiśmy. Westchnąłem, przysłuchując się rozmowie Wellingera i Leyhe. Było w niej zdecydowanie za dużo podtekstów, nie mam normalnych przyjaciół. Moją uwagę odciągnął od nich Richard. Zaśmiałem się, kiedy wpakował mi się na kolana. Objąłem go w pasie, kładąc głowę na jego ramieniu.
- Jesteś dzisiaj straszną przylepą - szepnąłem mu na ucho.
- Wcale nie - zmarszczył brwi.
- A jednak. Uwielbiam cię w takiej wersji - roztrzepałem mu włosy.
Młodszy westchnął i objął moją szyję. Ułożył głowę na swoim ramieniu. Przyciągnąłem go jeszcze bliżej, przytulając do siebie. Zdecydowanie brakowało mi takiej bliskości.
- Jestem z ciebie okropnie dumny - szepnął mi do ucha. - Należało ci się to złoto - musnął wargami mój policzek.
Mimowolnie uśmiechnąłem się, słysząc te słowa.
- Dziękuję, kochanie - uwielbiam takie chwile.
- Dobra, już wystarczy tych słodkości - usłyszałem gdzieś z boku głos Karla.
Richard oderwał się ode mnie i rozejrzał po pokoju. Westchnął, schodząc z moich kolan. Niechętnie zajął miejsce obok mnie, od razu przytulając się do mojej ręki. Zaśmiałem się, umieszczając dłoń na jego udzie.
- Wiesz, Richi? Mógłbyś się troszeczkę opanować przed kamerami - nagle wypalił Leyhe.
- W jakim sensie? - Freitag zmarszczył brwi, wyraźnie nie rozumiał o co chodzi naszemu koledze.
- No wiesz... Twoje reakcje na skoki Markusa mogłyby być bardziej, no nie wiem... Neutralne? Chociażby w zeszłym tygodniu - zaczął kontynuować, widząc, że Richard dalej nie rozumie. - Nie mam pojęcia ile razy przytulałeś Markusa, kiedy stał na miejscu lidera. Urocze to, pewnie, ale skoro chcecie, żeby wasz związek dalej pozostał tajemnicą, musicie się bardziej pilnować - zakończył.
- Fakt - do rozmowy włączył się Karl. - Myślałem, że dzisiaj podejdziesz i pocałujesz Markusa.
- W sumie było blisko, ale w porę zdążyłem się opanować - mruknął młodszy i spłonął rumieńcem. Nie lubił rozmawiać na takie tematy z naszymi kolegami.
- No właśnie - westchnął Stephan. - Jeśli chcecie... - nie dane było mu skończyć.
- Wystarczy, Stephi - przerwał mu Andi, posyłając ciepły uśmiech Richiemu.
Freitag niby odwzajemnił gest, ale dalej siedział ze spuszczoną głową. Naprawdę był jedną z najbardziej nieśmiałych osób jakie znałem i z jednej strony było to urocze, a z drugiej czasem utrudniało życie. Osoby nie znające Richarda w życiu nie powiedziałyby, że jest tak niepewny. Na skoczni sprawia zupełnie inne pozory. Chwyciłem jego dłoń i splotłem nasze palce, chcąc dodać mu trochę otuchy. W pomieszczeniu znów zaczynały rozbrzmiewać rozmowy, nasz związek przestał być interesującym tematem.
- Wracamy do pokoju? - szepnąłem do ucha czarnowłosego. Ten tylko skinął głową. - Dobra, chłopaki - podniosłem się z łóżka Karla, ciągnąc za sobą Freitaga. - My już będziemy się zbierać - ruszyłem w stronę drzwi, dalej nie puszczając dłoni Richarda.
- Było miło. Jeszcze raz gratulacje, Markus - Geiger posłał mi uśmiech.
- Dziękuję - odwzajemniłem gest. - Tylko proszę za dużo nie pić, jutro skaczemy w drużynówce, musimy być w pełni sił, jeśli chcemy wywalczyć medal - pogroziłem im palcem.
- O nas się nie martw - westchnął Leyhe. - Lepiej uważaj na Richiego, żeby biedaczek mógł jutro usiąść na belce - rzucił w żarcie, za co Andi lekko uderzył go w ramię.
- O to też nie musisz się martwić - uśmiechnąłem się do niego. - Tymczasem bywajcie - wyciągnąłem Richarda na korytarz, zamykając za nami drzwi.
Przeszliśmy kilka metrów wgłąb korytarza, aż dotarliśmy do naszego pokoju. Otworzyłem drzwi i przepuściłem w nich Richarda. Czarnowłosy rzucił się na nasze posłanie, stworzone z dwóch połączonych łóżek.
- Mamy głupich przyjaciół - westchnął, przymykając powieki.
- Bardzo - położyłem się obok niego.
Młodszy od razu ułożył głowę na mojej klatce piersiowej, a ja objąłem go ramieniem.
- Kocham cię, Markus - szepnął cichutko.
- Uwielbiam, kiedy to mówisz - pocałowałem go w czoło. - I też cię kocham, Richi. Uwielbiam cię całego, a najbardziej to, jaki jesteś nieśmiały.
Młodszy podniósł się na łokciu i spojrzał mi w oczy z uśmiechem. Nachylił się i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Bez wahania oddałem pieszczotę, pogłębiając ją przy pierwszej okazji.
- Chyba nie jesteś za bardzo zmęczony? - zapytałem, wsuwając dłoń pod jego koszulkę.
- Oczywiście, że nie - zdjął z siebie bluzkę i rzucił ją gdzieś na podłogę. - Tylko musisz być delikatny, zważając na jutrzejszy konkurs - mruknął.
- O to nie musisz się martwić - westchnąłem i zaatakowałem jego usta.
_______________________________________
Nigdy nie umiałam pisać zakończeń, ale dzisiaj chyba przesadziłam... Zakochałam się w gifie, który widzicie na dole, jakoś zainspirował mnie do napisania tego shota :v
Dobranoc ❤️
Do następnego,
Kamila
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro