reaction | J. A. Forfang x D. A. Tande
Siedziałem przy kuchennym stole, ukrywając twarz w dłoniach. Miałem w głowie kompletny mętlik. Dziś rano znów wymiotowałem, bardzo chciałbym wiedzieć dlaczego. Zostałem sam w domu, bo Daniel był na treningu. Ja doszedłem do wniosku, że dziś dam sobie z nim spokój. Po prostu nie czułem się dobrze, byłem okropnie zmęczony, do tego te mdłości... Podniosłem się ze swojego miejsca i udałem się do salonu. Tam położyłem się na kanapie i przykryłem kocem. Zamknąłem oczy i nawet nie wiem kiedy, zasnąłem.
- Kochanie, już jestem - obudziło mnie trzaśnięcie drzwi i krzyk Daniela. Przetarłem oczy i podniosłem się z kanapy.
- Hej - podszedłem do niego i uwiesiłem się na jego szyi, a on złączył nasze usta w pocałunku.
- Jak się czujesz? - pogładził mnie po policzku.
- Nie wiem, chyba trochę lepiej - westchnąłem.
- Chodź kotku, zrobię ci herbaty - chwycił moją dłoń i pociągnął w stronę kuchni. Usiadłem przy stole i wbiłem wzrok w jego plecy. Wszystkie czynności wykonywał z ogromnym skupieniem.
Nazajutrz znów obudziłem się czując jak mnie mdli. Ostrożnie wydostałem się z ramion Daniela i poszedłem do łazienki. Stojąc przed lustrem, opierając dłonie na umywalce, zacząłem poważnie zastanawiać się co może mi być. Usiadłem na brzegu wanny i myślałem. Nie było możliwości, żebym zatruł się jakimś jedzeniem. Alkoholu nie piłem już od dawna, raczej starałem się go unikać, bo nie działał na mnie dobrze. Nie czułem się też chory, ale stop - moje oczy rozchyliły się w geście przerażenia. Mdłości, ciągłe zmęczenie to dość charakterystyczne objawy. W głowie przekalkulowałem kiedy ostatni raz ja i Daniel... Nie, to niemożliwe... Znaczy, jest możliwe, ale to nie może być prawda. Najciszej jak potrafiłem, pobiegłem z powrotem do sypialni i ubrałem się. Zbiegiem na dół, założyłem kurtkę i buty, i nie oglądając się na nic, wyszedłem z domu. Wsiadłem do samochodu Daniela i skierowałem się prosto do najbliższego marketu, a po drodze wstąpiłem do apteki. Do domu wróciłem obładowamy reklamówkami z jedzeniem, rzecz po którą udałem się do apteki znajdowała się w tylnej kieszeni moich spodni. Na wstępie powitał mnie Daniel, który prawie wyrwał mi zakupy z rąk. Najpierw rozpakowałem wszystko i pochowałem do szafek, a później zabrałem się za robienie śniadania. Przygotowałem nam kanapki z serem i sałatą. Do tego sobie zaparzyłem herbatę, a Danielowi kawę. Wszystko przeniosłem na stół i usiadłem za nim.
- Daniel, chodź na śniadanie - zawołałem chłopaka, który oglądał telewizję w salonie.
Gdy wszedł do kuchni, uśmiechnął się do mnie szeroko. A może to nie co mnie, tylko po prostu ucieszył się tak na widok jedzenia..?
Po południu blondyn znów jechał na trening, poprosiłem go, żeby poinformował trenera o moim aktualnym stanie zdrowia. Pocałowałem go na pożegnanie i gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, od razu pobiegłem na górę do łazienki. Po drodze wyjąłem z jednej z szuflad pudełeczko kupione w aptece i modląc się, żeby moje przypuszczenia nie okazały się prawdzie, zamknąłem się w toalecie. Bałem się. Cholernie się bałem.
Gdy na teście zobaczyłem wynik pozytywny, z moich oczu mimowolnie poleciały łzy. Ukryłem go głęboko w mojej szafie i dopiero wtedy zacząłem zastanawiać się co dalej. Co powiedzieć Danielowi? Jak on na to zareaguje? Będzie się cieszył, a może wręcz odwrotnie? Moją głowę rozsadzały dziesiątki pytań. Z tyłu miałem też świadomość, że na najbliższe dwa lata moja kariera zostanie zawieszona. Po dwóch latach nie będzie do czego wracać.
Gdy od zrobienia pierwszego testu i jeszcze kilku innych dla pewności minął tydzień, postanowiłem, że w końcu muszę powiedzieć Danielowi. Blondyn już zaczynał niepokoić się moim dziwnym zachowaniem, poza tym, pownien wiedzieć, przecież jak i mnie, dotyczyło go to bezpośrednio. Upiłem łyk herbaty, wiedząc, że chłopak za chwilę powinien wrócić z treningu. Bałem się tej rozmowy jak cholera.
- Już jestem! - krzyknął zaraz po przekroczeniu progu naszego domu.
- Jestem w kuchni! - schowałem test, który dotychczas leżał na blacie przede mną do tylnej kieszeni spodni.
Po chwili mój chłopak wszedł do pomieszczenia. Od razu podszedł do mnie, nachylając się nade mną.
- Cześć, kochanie - pocałował mnie w czoło.
- Hej - uśmiechnąłem się, ale gdy tylko przypomniałem sobie o czym muszę z nim porozmawiać, uśmiech zszedł mi z twarzy. Wstałem z krzesła i usiadłem na stole. - Daniel - szepnąłem, zagryzając wargę.
- Słucham cię - podszedł do mnie, stając między moimi nogami. Położył dłonie na moich udach, lekko je ściskając.
- Muszę ci coś powiedzieć - spuściłem wzrok. Serce waliło mi jak oszalałe.
- Hej, stało się coś? - zapytał wyraźnie zmartwiony.
- No, bo - przygryzłem wargę, kiwając głową.
Chciałem mu to powiedzieć, ale najzwyczajniej w świecie zabrakło mi odwagi. Byłem tchórzem. Dlatego wziąłem głęboki wdech i wyjąłem z kieszeni test, który włożyłem blondynowi w dłoń. Zamknąłem oczy, czekając na jego reakcję. Nie wiedziałem czego się spodziewać. Cisza, która zapanowała między nami tylko potęgowała mój strach.
- Dwie kreski? - zapytał, a ja przytaknąłem. - Wynik pozytywny?
- Mhm - mruknąłem, omało nie mdlejąc.
- Czyli będziemy mieli dziecko? - blondyn idealnie budował napięcie.
- Na dziewięćdziesiąt pięć procent - wymruczałem.
- Kochanie, nawet nie masz pojęcia jak się cieszę! - przytulił mnie, a ze mnie nagle uleciały wszystkie emocje. Łzy ulgi zaczęły spływać po moich policzkach. - Nie płacz, słońce. Wszystko będzie dobrze, poradzimy sobie - otarł moje policzki z łez.
Po chwili zniżył się na wysokość mojego brzucha i złożył na nim delikatny pocałunek. Chyba sam do końca nie wierzyłem, że noszę w sobie dzidziusia.
- Będziemy rodzicami - powiedział to głośno, jakby samemu też nie mógł uwierzyć w to, co właśnie zaszło. - Będziemy rodzicami - powtórzył, stając na równe nogi. Na jego twarzy błąkał się uśmiech.
Nie wiem czego się bałem, właśnie takiej reakcji powinienem oczekiwać od Daniela. Był najlepszym co spotkało mnie w życiu i to z nim chciałem założyć rodzinę, spędzić resztę życia. Może byliśmy trochę za młodzi na dziecko, niedoświadczeni, ale chcieliśmy nauczyć się wszystkiego po kolei. Chcieliśmy być jak najlepszymi rodzicami.
- Kocham cię, Daniel - szepnąłem, przykładając dłoń do mojego brzucha.
- Ja ciebie też, kotku - położył swoją dłoń na mojej i pocałował mnie w nos.
_______________________________________
Miał być proch, ale nie zdążyłam go dokończyć, więc jest stary tanfang.
A tym momencie kończę ten mały "maraton" z mojej strony i obiecuję wam, że przez najbliższy tydzień niczego nie opublikuję.
Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro