night talk | P. Prevc x K. Stoch
Przewracałem się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Spojrzałem na zegarek - trzecia. Westchnąłem i podniosłem się do pozycji siedzącej. Może zachce mi się spać jak pooddycham świeżym powietrzem. Ustałem na nogach i podszedłem do walizki, z której wyciągnąłem spodnie. Szybko wciągnąłem je na nogi, ubrałem buty i kurtkę, i wyszedłem z pokoju. Udałem się na klatkę schodową, z której wyjście prowadziło na zewnątrz. Usiadłem na jednym ze schodków i oparłem głowę o barierkę. Po chwili usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłem się i zobaczyłem mojego przyjaciela Petera.
— Hej — przywitał się niepewnie.
— Hej, siadaj — poklepałem miejsce obok mnie.
— Czemu nie śpisz? — zapytał.
— Mógłbym zadać ci to samo pytanie — zaśmiałem się, a on westchnął.
— Nie mogę spać. Za dużo myślę.
— Wygadaj się, może ci ulży — posłałem w jego stronę pocieszający uśmiech i dla otuchy położyłem mu dłoń na ramieniu.
— Bo... — zawahał się przez chwilę. — Jeszcze dwa lata temu miałem sezon życia, a teraz? Zaledwie jeden raz stałem na podium... Jestem beznadziejny...
— Hej, Pero nie mów tak... — objąłem go ramieniem. — Przecież jeszcze niedawno zajmowałem tak odległe miejsca, a teraz jestem trzykrotnym mistrzem olimpijskim, no nie? - pchnąłem go, a on się zaśmiał. — Nie możesz się poddawać i musisz w siebie wierzyć. Pamiętaj, wiara działa cuda — Peter westchnął i oparł głowę na moim ramieniu.
— To nie jest takie proste...
— Oczywiście, że nie jest. Nigdy nie jest tak łatwo, ale musisz wierzyć w to, że się uda.
— Jest jeszcze jedna rzecz, ale nie wiem czy mogę ci to powiedzieć... — odsunął się.
— Oczywiście, że możesz. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.
— Bo... Nie wiem jak to powiedzieć...
— Jak najprościej... — zaśmiałem się.
— No dobra, ale obiecaj, że nie będziesz się śmiał, ani nic...
— Znasz mnie? — zapytałem poważnym głosem.
— Tak — przytaknął — ale dlaczego pytasz?
— W takim razie powinieneś wiedzieć, że nie zrobię niczego takiego — pogładziłem go po ramieniu.
— Sprawa wygląda tak, że... — zaczął bawić się swoimi palcami. — Nobojestemjachybatakmisiewydajeżejawolęchłopakówmoże - wyrzucił z siebie na jednym wydechu po chwili ciszy, a ja się zaśmiałem.
— Obiecałeś, że nie będziesz się śmiać — skrzywił się.
— Hej, to nie tak — szybko się usprawiedliwiłem. — Śmieję się, bo powiedziałeś to w taki sposób, że nie zrozumiałem dosłownie nic.
— No, bo ja... Chyba jestem gejem... — schował twarz w dłoniach, a ja znów zacząłem się śmiać. — Miałeś się nie śmiać — jęknął z wyrzutem.
— I na prawdę tak bardzo bałeś się mi to powiedzieć?
— Tak? — odsunął się ode mnie.
— Spokojnie — z powrotem przyciągnąłem go do siebie. — Powiem ci coś... - zacząłem szeptać mu na ucho. — Tak się składa, że ja też jestem gejem.
— Co? Ale jak to? Przecież ty masz żonę.
— Już nie — uśmiechnąłem się.
— Naprawdę? — zdziwił się.
— Na sto procent — zaśmiałem się. To jak jest? Podoba ci się ktoś? — poruszałem brwiami.
— No w sumie to tak — spuścił głowę.
— A kim jest ten szczęściarz? — wymruczałem.
— Yy... No, bo nie jestem pewien czy go znasz... — wpatrywał się w swoje dłonie.
— Trudno, mów. Chyba się mnie nie wstydzisz?
— Nie, no co ty...
— No mów.
— Bo sprawa wygląda tak, że w sumie podobasz mi się ty... — znów ukrył twarz w dłoniach, a na moje usta wpłynął szelmowski uśmiech.
— Tak? — udałem zdziwionego. — To powiem ci coś jeszcze — ponownie zacząłem szeptać do jego ucha. — Ty też mi się podobasz — złapałem jego dłoń, czym chyba go speszyłem.
Pero ponownie oparł głowę na moim ramieniu i wtulił się we mnie, a ja go objąłem.
— Dlaczego rozstaliście się z Ewą?
— Jest naprawdę cudowną kobietą, ale nie kochałem jej. Nasz związek był fikcją, dusiłem się w nim. Wiedziałem, że ona mnie kochała, nie chciałem jej ranić — westchnąłem — i najważniejsze, kochałem kogoś innego — wyszeptałem mu na ucho.
— Naprawdę? — zapytał patrząc przed siebie.
— Mhm... — dalej nie patrzył mi w oczy, więc złapałem go za brodę i obróciłem w swoją stronę. Przygryzłem wargę i zbliżyłem swoje usta do jego. Poczekałem chwilę i delikatnie go pocałowałem. Po chwili oderwaliśmy się od siebie i podnieśliśmy z miejsca.
— Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem — przyciągnąłem go do siebie i objąłem w pasie.
— Idziemy? Chłodno już — dopiero teraz zauważyłem, że jest w samej bluzie.
— Głupi jesteś? Przecież jest zimno, a ty bez kurtki — zdjąłem swoją i otulilem go nią. — Chodź głuptasie — złapałem go za dłoń i pociągnąłem z powrotem do hotelu.
_______________________________________
Proch, bo jakoś ostatnio mi ich braknie 💗
Dla zainteresowanych, dalsze losy Rysia i Markusa są w trakcie tworzenia. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, druga część pojawi się na dniach.
Dziękuję za przeczytanie i do następnego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro