Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

night talk | P. Prevc x K. Stoch

Przewracałem się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Spojrzałem na zegarek - trzecia. Westchnąłem i podniosłem się do pozycji siedzącej. Może zachce mi się spać jak pooddycham świeżym powietrzem. Ustałem na nogach i podszedłem do walizki, z której wyciągnąłem spodnie. Szybko wciągnąłem je na nogi, ubrałem buty i kurtkę, i wyszedłem z pokoju. Udałem się na klatkę schodową, z której wyjście prowadziło na zewnątrz. Usiadłem na jednym ze schodków i oparłem głowę o barierkę. Po chwili usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłem się i zobaczyłem mojego przyjaciela Petera.

— Hej — przywitał się niepewnie.

— Hej, siadaj — poklepałem miejsce obok mnie.

— Czemu nie śpisz? — zapytał.

— Mógłbym zadać ci to samo pytanie — zaśmiałem się, a on westchnął.

— Nie mogę spać. Za dużo myślę.

— Wygadaj się, może ci ulży — posłałem w jego stronę pocieszający uśmiech i dla otuchy położyłem mu dłoń na ramieniu.

— Bo... — zawahał się przez chwilę. — Jeszcze dwa lata temu miałem sezon życia, a teraz? Zaledwie jeden raz stałem na podium... Jestem beznadziejny...

— Hej, Pero nie mów tak... — objąłem go ramieniem. — Przecież jeszcze niedawno zajmowałem tak odległe miejsca, a teraz jestem trzykrotnym mistrzem olimpijskim, no nie? - pchnąłem go, a on się zaśmiał. — Nie możesz się poddawać i musisz w siebie wierzyć. Pamiętaj, wiara działa cuda — Peter westchnął i oparł głowę na moim ramieniu.

— To nie jest takie proste...

— Oczywiście, że nie jest. Nigdy nie jest tak łatwo, ale musisz wierzyć w to, że się uda.

— Jest jeszcze jedna rzecz, ale nie wiem czy mogę ci to powiedzieć... — odsunął się.

— Oczywiście, że możesz. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.

— Bo... Nie wiem jak to powiedzieć...

— Jak najprościej... — zaśmiałem się.

— No dobra, ale obiecaj, że nie będziesz się śmiał, ani nic...

— Znasz mnie? — zapytałem poważnym głosem.

— Tak — przytaknął — ale dlaczego pytasz?

— W takim razie powinieneś wiedzieć, że nie zrobię niczego takiego — pogładziłem go po ramieniu.

— Sprawa wygląda tak, że... — zaczął bawić się swoimi palcami. — Nobojestemjachybatakmisiewydajeżejawolęchłopakówmoże - wyrzucił z siebie na jednym wydechu po chwili ciszy, a ja się zaśmiałem.

— Obiecałeś, że nie będziesz się śmiać — skrzywił się.

— Hej, to nie tak — szybko się usprawiedliwiłem. — Śmieję się, bo powiedziałeś to w taki sposób, że nie zrozumiałem dosłownie nic.

— No, bo ja... Chyba jestem gejem... — schował twarz w dłoniach, a ja znów zacząłem się śmiać. — Miałeś się nie śmiać — jęknął z wyrzutem.

— I na prawdę tak bardzo bałeś się mi to powiedzieć?

— Tak? — odsunął się ode mnie.

— Spokojnie — z powrotem przyciągnąłem go do siebie. — Powiem ci coś... - zacząłem szeptać mu na ucho. — Tak się składa, że ja też jestem gejem.

— Co? Ale jak to? Przecież ty masz żonę.

— Już nie — uśmiechnąłem się.

— Naprawdę? — zdziwił się.

— Na sto procent — zaśmiałem się. To jak jest? Podoba ci się ktoś? — poruszałem brwiami.

— No w sumie to tak — spuścił głowę.

— A kim jest ten szczęściarz? — wymruczałem.

— Yy... No, bo nie jestem pewien czy go znasz... — wpatrywał się w swoje dłonie.

— Trudno, mów. Chyba się mnie nie wstydzisz?

— Nie, no co ty...

— No mów.

— Bo sprawa wygląda tak, że w sumie podobasz mi się ty... — znów ukrył twarz w dłoniach, a na moje usta wpłynął szelmowski uśmiech.

— Tak? — udałem zdziwionego. — To powiem ci coś jeszcze — ponownie zacząłem szeptać do jego ucha. — Ty też mi się podobasz — złapałem jego dłoń, czym chyba go speszyłem.

Pero ponownie oparł głowę na moim ramieniu i wtulił się we mnie, a ja go objąłem.

— Dlaczego rozstaliście się z Ewą?

— Jest naprawdę cudowną kobietą, ale nie kochałem jej. Nasz związek był fikcją, dusiłem się w nim. Wiedziałem, że ona mnie kochała, nie chciałem jej ranić — westchnąłem — i najważniejsze, kochałem kogoś innego — wyszeptałem mu na ucho.

— Naprawdę? — zapytał patrząc przed siebie.

— Mhm... — dalej nie patrzył mi w oczy, więc złapałem go za brodę i obróciłem w swoją stronę. Przygryzłem wargę i zbliżyłem swoje usta do jego. Poczekałem chwilę i delikatnie go pocałowałem. Po chwili oderwaliśmy się od siebie i podnieśliśmy z miejsca.

— Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem — przyciągnąłem go do siebie i objąłem w pasie.

— Idziemy? Chłodno już — dopiero teraz zauważyłem, że jest w samej bluzie.

— Głupi jesteś? Przecież jest zimno, a ty bez kurtki — zdjąłem swoją i otulilem go nią. — Chodź głuptasie — złapałem go za dłoń i pociągnąłem z powrotem do hotelu.

_______________________________________

Proch, bo jakoś ostatnio mi ich braknie 💗
Dla zainteresowanych, dalsze losy Rysia i Markusa są w trakcie tworzenia. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, druga część pojawi się na dniach.
Dziękuję za przeczytanie i do następnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro