Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

letters | S. Kraft x M. Hayboeck

Pierwszy rok liceum był dla Stefana naprawdę ciężki. Chłopak nie potrafił pogodzić się z tym, że za swoją pracę już nie będzie zbierał samych piątek i szóstek, jak to było jeszcze rok wcześniej, a trójki, czasem w porywach do czwórek to największe zbawienie jakie go czekało. Zwyczajnie nie potrafił tego zaakceptować. Ciężko też przychodziły mu kontakty z kimkolwiek. W swojej klasie znalazł sobie jednego dobrego kolegę, może nawet mógłby nazwać go przyjacielem, a do reszty nawet nie próbował się odzywać, nie wspominając już o uczniach z równoległych lub starszych klas, o tym nawet nie próbował myśleć. Mimo często wyraźnie odczuwanej frustracji, w gruncie rzeczy żyło mu się dobrze, wygodnie.

Tego dnia Stefan przyjechał do szkoły kilkanaście minut wcześniej niż zwykle, miał w planach pouczyć się jeszcze na sprawdzian z fizyki, który zapowiadał się naprawdę ciężki. Idąc do swojej szafki, zastanawiał się czy tajemniczy żartowniś już zdążył wrzucić do niej liścik ze śmiesznym tekstem na podryw czy zwykłymi życzeniami dobrego dnia. Znajdował takie karteczki regularnie od kilkunastu dni. Było to dziwne, ale przy tym bardzo miłe. Chłopak miał to poczucie, że ktoś o nim myśli. Może niepotrzebnie.

Z lekkim uśmiechem otworzył szafkę i na stercie podręczników, które zostawił tam poprzedniego razu ujrzał żółtą karteczkę przyczepioną do kolejnej. Złapał je między palce i najpierw zaczął czytać:

„W walentynki chciałbym obejrzeć z tobą te filmy. Wybierzesz się ze mną do kina?”

Odkleił ją od, jak się okazało, ulotki i zlustrował ją wzrokiem. Czy ktoś właśnie zaprosił go na randkę? Ulotka miała reklamować walentynkowy maraton filmowy, gdy Stefan zdał sobie sprawę jakie filmy będą na nim wyświetlane, jego uszy poczerwieniały ze wstydu. Czy ktoś właśnie zaprosił go na randkę, na której mieliby obejrzeć maraton Greya?

— Cześć, Stefan — koło niego niespodziewanie pojawił się Daniel.

Kraft szybko wrzucił papierek do szafki i zamknął ją z hukiem. Prawdopodobnie zwrócił tym uwagę kilku osób, stojących w pobliżu.

— Nie będę pytał o co chodzi... Nauczyłeś się na ten sprawdzian? — sprawnie zmienił temat, Stefan był mu za to bardzo wdzięczny.

— Tak — odpowiedział machinalnie. — Znaczy… Nie — poprawił się po chwili — fizyka to nie mój przedmiot, mam nadzieję, że dostanę chociaż dwa — przyznał zgodnie z prawdą.

— Wiem co czujesz, mam tak samo — Huber poklepał go po plecach i razem odeszli w stronę sali, w której mieli pisać test.

Następnego dnia Stefan nie znalazł w swojej szafce liściku. Zamiast tego czekała go inna niespodzianka. Gdy otworzył drzwiczki, jego oczom ukazała się wielka róża, ledwie mieszcząca się w środku. Kwiat był ostatnim czego się spodziewał i chyba musiałby dać znać tajemniczemu wielbicielowi jakiś znak, że mimo wszystko preferował tradycyjną formę listowną. W takim układzie jego mama o niczym nie wiedziała, a jeśli wróci do domu z ogromną różą, na pewno nie obędzie się bez pytań.

Całe szczęście, gdy wrócił do domu mama posłała mu tylko zagadkowe spojrzenie i nie zadała ani jednego pytania. Stefan nie wiedział czy to dobrze, na pewno takie zachowanie z jej strony było dziwne. Nazajutrz ku jego uciesze odnalazł upragniony liścik, na którym napisane zostały życzenia miłego dnia. Bardzo ładne życzenia. Chłopak powiedział sobie, że do walentynek musi odnaleźć tajemniczego chłopaka, który prawdopodobnie postanowił go poderwać. Zważając na to, że do nich pozostał niecały tydzień, nie zostało mu wiele czasu. Musiał się spieszyć, presja czasu na pewno nie była pomocna.

Swoje postanowienie wziął na poważnie i nie spodziewał się, że zrealizowanie go przyjdzie mu tak łatwo. Co prawda musiał się poświęcić, by przyjechać do szkoły aż godzinę przed lekcjami, ale było to warte informacji, które zdobył. Czekanie w taki sposób, by potencjalny „wielbiciel” nie zauważył go, gdy będzie przechodził przez korytarz nie było łatwe. Kraft usiadł na jednej z ławek, stojącej prawie na przeciwko jego szafki. Przez pierwsze kilkanaście minut szkoła świeciła pustkami, co z resztą go nie dziwiło. Kto z własnej woli postanawia przyjechać tutaj tak wcześnie? „Właśnie ty to robisz” — odpowiedział sobie w myślach. Podczas oczekiwania zdążył chyba przestudiować każdy fragment ścian oraz podłóg, przeczytał wszystkie plakaty jakie wisiały w zasięgu wzroku i przynajmniej trzy razy doszedł do wniosku, że powinien wyczyścić swoje buty. Minuty leciały nieubłaganie, a przy jego szafce nadal nikt się nie pojawił. Dopiero kilkanaście minut przed dzwonkiem, gdy korytarz na dobre wypełnił się rozgadanymi uczniami, coś zaczęło się dziać. Stefan najpierw dostrzegł między głowami innych rostrzepaną, jasną czuprynę. Przez jego filigranowy wzrost musiał podnieść się ze swojego miejsca, by dostrzec cokolwiek więcej. Tajemniczy chłopak stał chwilę odwrócony w stronę jego szafki, aż w końcu rozejrzał się i odszedł, wtapiając w tłum. Kraft prawie pisnął z zaskoczenia, kiedy spostrzegł kim on jest. To niemożliwe, że Michael Hayboeck z trzeciej klasy chciałby się z nim umówić.

— Co robisz, krasnalku? — wesoły głos starszego z braci Huber rozbrzmiał tuż obok jego ucha.

— Wiesz, chyba muszę ci o czymś opowiedzieć — zaczął powoli i niepewnie — i potrzebuję twojej rady.

Wytłumaczenie Danielowi sytuacji zajęło mu prawie całą lekcję niemieckiego. Może nie był to najlepszy moment, bo okazało się, że z sali wyszedł z zerową wiedzą, oceną niedostateczną za pracę na lekcji oraz uwagą za gadanie, ale mógł poświęcić się w takim stopniu, by wiedzieć co zrobić w jego sytuacji. Bardzo chciał wiedzieć i naprawdę miał nadzieję, że przyjaciel podaruje mu jakąś dobrą radę, jednak okazało się, że Daniel nie jest najlepszym doradcą w sprawach sercowych. Znacznie lepszy okazał się młodszy Huber, który zupełnie przez przypadek posłuchał ich rozmowę. Daniel nienawidził tego, że Stefan poszedł do szkoły rok wcześniej, tak by mógł chodzić z nim do klasy. Przeklinał też młodszego za to, że postanowił kontynuować naukę w tym samym liceum, na identycznym profilu. Wyglądało na to, że nie uwolni się od niego aż do studiów, wykluczając oczywiście możliwość wyboru tej samej uczelni oraz kierunku.

— Mamy środę, walentynki są w piątek. Poczekaj do jutra i jeśli sam do ciebie nie przyjdzie, ty idź do niego, albo wybierając mniej inwazyjny sposób, po prostu do niego napisz. Ale patrząc na niego, myślę, że prędzej czy później sam zagada — polecił Stefan i oddalił się w tempie ekspresowym, gdyż na horyzoncie pojawił się jego brat.

Kraft pomyślał, że tak zrobi. Wiedział, że na pomyśle się skończy i jeśli Michael nie postanowi do niego przyjść, na tym zakończy się ich jeszcze nie rozpoczęta znajomość. W ostatnim czasie miał jednak naprawdę dużo szczęścia, może ktoś tam u góry się o niego troszczył, bo nie zdążył nawet wyjść tego dnia ze szkoły, a już skonfrontował się z Hayboeckiem. Właściwie to blondyn skonfrontował się z nim…

— Cześć, Stefan — przywitał się i nie czekając na nic, zaczął od razu mówić dalej. — Od kilku tygodni dostajesz moje liściki i pomyślałem sobie, że w końcu odezwę się do ciebie tak normalnie. Podobają ci się, wiem to, więc jestem też powiem, że pójdziesz ze mną na randkę w walentynki — bezpośredniość blondyna całkowicie go onieśmieliła.

O ile wcześniej zaplanował sobie mniej więcej co powie podczas takiej rozmowy, teraz zapomniał w jaki sposób wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Na korytarzu panował gwar, niezadowoleni rówieśnicy przeklinali ich, próbując przecisnąć się obok (może stanie na środku nie było najlepszym pomysłem?), a on kompletnie nie wiedział co zrobić. Między tym całym chaosem poczuł się tak bardzo mały, nie żeby nie był taki na codzień. Wiedząc, że nie może czekać w nieskończoność, wydukał cichą odpowiedź. Na jego nieszczęście została ona pochłonięta przez hałas, a Hayboeck domagał się powtórzenia jej. Gdzieś za plecami blondyna, Stefan dojrzał młodszego Hubera. Chłopak patrzył mu w oczy, pokazując kciuk w górę. Ten gest niespodziewanie napełnił go jakąś dziwną śmiałością.

— Może pójdę — uniósł jedną brew i posłał wyższemu figlarny uśmiech.

— Cudownie, wyślij mi swój adres, a ja podjadę po ciebie — zanim wyminął go i odszedł, chwycił go za ramię i niespodziewanie musnął jego policzek ustami.

Stefan zachowywał się jak jakaś pieprzona cnotka, bo poczuł, że pod wpływem tego gestu cały się zaczerwienił. Liczył na to, że będąc w kinie stanie się trochę śmielszy, niestety nie otrzyma tam wsparcia Hubera. Miał też nadzieję, że nie skończy się na samym seansie. Potrafił rozpoznawać znaki, a zaproszenie na filmy tego gatunku było oczywiste. Hayboeck myślał o jednym i on zamierzał spełnić jego pragnienia. W końcu był tylko nastolatkiem z burzą hormonów. Walentynki okazały się idealną okazją do rozładowania napięcia.
_______________________________________

Jeśli tak jak ja jesteście dziś sami, pozdrawiam was serdecznie!

Przy okazji chciałabym podziękować wam za cztery tysiące głosów! Jesteście najlepsi 😌

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro