i will fight for you | D. A. Tande x J. A. Forfang
Johann,
Odkąd pamiętam naśmiewaliśmy się z ciebie, popychaliśmy, przewracaliśmy narty. Byłeś z nas wszystkich najmłodszy i najsłabszy. Po prostu byłeś łatwym celem ataku. Mimo tego, że poniżaliśmy cię, w twoją stronę latały najgorsze wyzwiska i niejednokrotnie zostałeś przez nas uderzony, ty przyjmowałeś na siebie to wszystko z milczeniem. Nie broniłeś się, nigdy nikomu nie oddałeś, nie powiedziałeś choćby jednego złego słowa na żadnego z nas. Naszym wyzwiskom nie było końca. Na każdym treningu wymyślaliśmy ci nowe przezwisko. Byłeś wycofany, trzymałeś się na uboczu, do nikogo się nie odzywałeś, ale my i tak ci dokuczaliśmy. Zawsze do ćwiczeń w parach trener przydzielał mi ciebie, z czego nie byłem do końca zadowolony, ale z drugiej strony byłem od ciebie lepszy, przez co często mogłem się z ciebie naśmiewać, w tamtym okresie bardzo mi to pasowało.
Pewnego dnia dowiedzieliśmy się, że jesteś homoseksualistą. Zapytaliśmy się ciebie w prost. Nie potwierdziłeś, ani nie zaprzeczyłeś, ale w tamtym momencie odpowiedź była dla nas oczywista. Byłeś pedałem. Od tamtego momentu obelgi były kierowane w twoją stronę jeszcze częściej, a do tego wybieraliśmy co raz mocniejsze słowa. Przecież byłeś tylko jakimś głupim pedałem, kto by się takim przejmował? Nas bawiło nasze zachowanie, a jaka była twoja reakcja? Wydawałoby się, że cię to nie rusza, za każdym razem tylko spuszczałeś głowę i odchodziłeś. Zawsze milczałeś.
Któregoś dnia przemierzałem korytarze hotelu, żeby dostać się do pokoju Andersa. W końcu stanąłem pod drzwiami i wszedłem bez pukania. Byłem pewien, że pamiętam numer, ale to nie był pokój, do którego chciałem się dostać. Na łóżku zamiast Andersa, zobaczyłem ciebie. Nawet nie zauważyłeś, że wszedłem. Siedziałeś skulony, opierając się o ścianę i płakałaś. Wtedy zrobiło mi się ciebie zwyczajnie żal i dopadły mnie wyrzuty sumienia, bo wiedziałem, że to przez zachowanie moje i naszych kadrowych kolegów wylewasz swoje łzy. Nie myśląc zbyt wiele, zamknąłem drzwi i podszedłem do ciebie. Usiadłem na skraju łóżka. Kiedy poczułeś, że materac ucina się pod moim ciężarem, podniosłeś wzrok. Spojrzałeś na mnie, a w twoich oczach pojawił się strach. Dopiero wtedy, widząc jak twoje źrenice gwałtownie się zwężają, zrozumiałem co zrobiłem. Jako starszy kolega powinienem Ci pomagać, a jak było naprawdę? Poniżałem cię przy wszystkich, naśmiewałem się z ciebie, to nie powinno tak wyglądać. Zapytałem się wtedy dlaczego płaczesz. Nie spodziewałem się, że odpowiesz, a jednak. W odpowiedzi zadałeś pytanie, jak taka beznadziejna osoba jak ty ma nie płakać? Wtedy zrozumiałem, że przez cały czas zaniżaliśmy twoją samoocenę. W końcu zacząłeś wierzyć w nasze słowa, za bardzo brałeś je do siebie. Chociaż ciężko byłoby ignorować coś co dzieje się prawie codziennie. A przecież to były tylko zwykłe złośliwości. Względnie niewinne zaczepki, które rzucaliśmy na wiatr, nie przejmując się z jaką siłą w Ciebie uderzą. Czułem się z tym wszystkim okropnie. Nie miałem pojęcia co mógłbym zrobić w tamtym momencie, więc przysunąłem się do ciebie i podjąłem nieudolne próby pocieszenia cię, co nie najlepiej mi wychodziło. Ostatecznie, po jakiejś godzinie, skończyło się na tym, że wtuliłeś się we mnie i opowiadałeś o twoich problemach w domu i nie tylko, szlochając, i trzęsąc się. Zdecydowanie potrzebowałeś rozmowy, tylko dlaczego nie poszedłeś do naszej psycholżki? Mówiłeś, że nienawidzisz siebie i swojego ciała, że nie ma dnia, w którym byś nie płakał. Wspominałeś nawet o tym, że próbowałeś się samookaleczać, ale nie przynosiło ci to ulgi. Podwinąłem rękaw twojej bluzy. Faktycznie, na przedramieniu miałeś kilka blizn. Nie było ich dużo, ale już sam fakt, że się tam znajdowały był okropny. A jeszcze gorsze było to, że znalazły się tam przez nas. W tamtej chwili poczułem się jakbym był za ciebie odpowiedzialny. Nie chciałem, żebyś kolejny raz wyrządził sobie krzywdę.
Od tamtej pory zmieniło się prawie wszystko. Już nie naśmiewałem się z ciebie, czasem nawet broniłem cię, gdy reszaą chłopaków zaczynała cię atakować. Moje nastawienie w stosunku do twojej osoby zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Jedyną rzeczą, która się nie zmieniła było to, że dalej byłeś sktyty. Dalej trzymałeś się na uboczu i wolałeś się nie udzielać. Nie odzywałeś się ani słowem, nie wspominając o spojrzeniu w moją stronę. Taka historia jak w hotelu nie powtórzyła się już ani razu, do pewnego czasu...
Tego dnia trener kazał mi zostać po treningu chwilę dłużej, ponieważ miał ze mną dokładniej przeanalizować moje skoki. Podobno były bardzo dobre technicznie i chciał dać mi jeszcze kilka porad, jak doprowadzić je do perfekcji. Wracałem do szatni, pogwizdując pod nosem, o dziwo miałem dobry humor. Gdy miałem otwierać drzwi, wyszedłeś z nich ty. Miałeś opuchnięte i zaczerwienione oczy, domyśliłem się, że od płaczu. Złapałem cię za nadgarstek i z powrotem wepchnąłem do pomieszczenia. Usiadłeś na ławce i zacząłeś wpatrywać się w swoje dłonie. Kucnąłem przed tobą i oparłem dłonie na twoich kolanach. Zapytałem co się stało, a z twoich oczu ponownie wpłynęły łzy. Usiadłem obok ciebie i po prostu cię przytuliłem, tak jak kilka miesięcy wcześniej w pokoju hotelowym. Powiedziałeś mi wtedy, że reszta drużyny znów się z ciebie śmiała. Zdenerwowałem się. Rozmawiałem z nim na ten temat. Dobrze wiedzieli jaka była twoja sytuacja i że nie powinni z ciebie kpić. Czy do nich nic nie docierało? Tamtego dnia spędziliśmy w szatni około dwie godziny. Przez cały ten czas opowiadałeś mi o sobie, swoich problemach, a ja uważnie słuchałem. Później rozeszliśmy się w dwie strony i wróciliśmy do swoich domów. Pamiętasz ten dzień Johann?
Na przestrzeni miesięcy zbliżaliśmy się do siebie. Myślę, że mogliśmy nawet nazwać to co było między nami przyjaźnią. Wiedzieliśmy o sobie coraz więcej, zwierzaliśmy się sobie. Chłopacy dalej ci nie odpuścili, ale atakowali cię coraz rzadziej. Poczucie, że muszę cię chronić dalej mnie nie opuściło. Niestety oni wybierali sobie momenty, w których nie było mnie u twojego boku. Wtedy nikt nie mógł cię obronić, łatwiej było cię złamać.
Któregoś dnia, kiedy siedzieliśmy w szatni po treningu i śmialiśmy się z mojego kiepskiego żartu, zrozumiałem, że czuję do ciebie więcej niż powinienem. Kochałem twój uśmiech, którym delektowałem się za każdym razem gdy go tylko zobaczyłem, twoje oczy, w których tak często tonąłem, twoje przydługie włosy, które tak bardzo lubiłem roztrzepywać i to jak w tamtych momentach uroczo się denerwowałeś. Myślę, że byłeś jednym z najsłodszych stworzeń jakie w życiu przyszło mi zobaczyć. Moje serce łamało się za każdym razem gdy widziałem cię smutnego i nie mogłem nic z tym zrobić, jedynie być przy tobie w tamtych chwilach.
Pamiętam jak źle przechodziłeś rozwód swoich rodziców. Cały czas chodziłeś przygnębiony i nic nie potrafiło cię rozweselić. Docinki chłopaków dobijały cię jeszcze bardziej, szczególnie, że w tamtym okresie nie skakałeś najlepiej. Pozwalałem ci chować się w moich ramionach i wypłakiwać swoje smutki. Powiedziałeś mi kiedyś, że czujesz się w nich bezpiecznie. Nawet nie masz pojęcia jaki szczęśliwy byłem w tamtym momencie.
Coraz trudniej było mi ukrywać moje uczucia względem ciebie. Właśnie siedzieliśmy na kanapie, przytuleni do siebie. W sumie to można by powiedzieć, że leżeliśmy. Byłeś umiejscowiony między moimi nogami, co zdecydowanie na przyjacielski gest nie wyglądało i oglądaliśmy jakiś film. W pewnej chwili cały zarumieniony powiedziałeś mi, że musisz mi coś wyznać. Zaciekawiony odsunąłem się od ciebie i spróbowałem spojrzeć ci w oczy, co nie było mi dane, ponieważ uparcie wpatrywałeś się w podłogę. Złapałem twoją brodę i obróciłem tak, żebyśmy mogli patrzeć sobie w oczy. Byłeś cały czerwony, wyglądałeś naprawdę uroczo. Powiedziałeś mi wtedy, że chyba mnie kochasz i zarumieniłeś się jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Nie odpowiedziałem nic, tylko pod wpływem impulsu załączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku. Później jak gdyby nigdy nic wróciliśmy do oglądania filmu, chociaż byłem zbyt rozkojarzony i nie mam pojęcia jak się skończył.
Po jakimś czasie zebrałem się na odwagę i pod pretekstem wspólnego biegania zabrałem cię w moje ulubione, odosobnione miejsce na skraju lasu, z którego widać było całe miasto. To właśnie tam zapytałem cię czy zostaniesz moim chłopakiem. Zgodziłeś się. Porwałem cię wtedy w swoje ramiona i pocałowałem. Na twoich ustach znów zagościł ten piękny uśmiech, od którego zdążyłem się już uzależnić. W tamtej chwili nie potrzebowałem do szczęścia niczego więcej.
W naszą drugą rocznicę zapytałem się ciebie czy ze mną zamieszkasz. Znów się zgodziłeś, a moja radość w tamtej chwili była po prostu nie do opisania. W końcu mogłem mieć cię na codzień, od rana do wieczora, jak i w nocy. Widziałem, że ty też się cieszyłeś, wtuliłeś się we mnie i zacząłeś się śmiać. Na zajutrz twoje rzeczy były już w moim mieszkaniu.
Wszystko się ułożyło. Cała kadra w końcu cię zaakceptowała. Nam układało się świetnie. Moje skoki były na bardzo wysokim poziomie, twoim nie brakowało wiele. Byłem tak szczęśliwy, ale Daniel Andre Tande nie byłby sobą, gdyby czegoś nie spieprzył. Jestem przekonany, że dobrze pamiętasz ten dzień. Pojechałeś wtedy w odwiedziny do swojej mamy, ja zostałem w naszym mieszkaniu. Siedziałem na kanapie z laptopem na kolanach. Usłyszałem pukanie, więc wstałem i poszedłem otworzyć drzwi. Zobaczyłem w nich Wellingera. Zdziwiłem się skąd wziął się w Norwegii. Już chciałem zapytać, gdy Niemiec przekroczył próg i przycisnął usta do moich warg. Nie wiem co kierowało mną w tamtym momencie, ale zacząłem oddawać pocałunki. Już po chwili leżeliśmy w naszym łóżku. Doszło tam do czegoś, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Nasze przyspieszone oddechy mieszały się ze sobą, gdy do moich uszu dotarło trzasnięcie drzwiami i krzyk, który miał oznajmić mi, że już jesteś. Po chwili zdziwiony zapytałeś czy mamy gościa. Musiałeś zobaczyć buty Andreasa, niedbale rzucone w przedpokoju. W tamtej chwili dotarło do mnie w jak beznadziejnej sytuacji się znajdowałem. I mnie, i Niemca sparaliżowało. Nie potrafiliśmy się ruszyć. Usłyszałem twoje kroki zbliżające się do sypialni i kompletnie spanikowałem, chociaż dalej się nie ruszyłem. Zdradziłem cię, nie mogłem znaleźć się w gorszej sytuacji. Stanąłeś w drzwiach i na twojej twarzy najpierw pojawił się szok, a później ból i smutek. W oczach stanęły ci łzy, których nawet nie próbowałeś powstrzymywać. Wyszedłeś. Zaraz po tym powiedziałem Wellingerowi, że to było tylko jednorazowe i że ma wypieprzać. Tak też zrobił. Byłem na siebie tak cholernie zły. Wróciłeś po kilku godzinach, w ciągu, których odchodziłem od zmysłów, zastanawiając się gdzie jesteś. Kiedy stanąłeś w drzwiach neszego mieszkania, oczy miałeś zaczerwienione i opuchnięte od płaczu. Na policzkach zauważyłem jeszcze mokre ślady łez. Wiedziałem, że cię zraniłem. Próbowałem się tłumaczyć, ale w sumie nie było z czego. Zdradziłem cię. W niecałą godzinę spieprzyłem to, co budowaliśmy latami. Byłem i dalej jestem największym kretynem na tym świecie. Oznajmiłeś mi, że się wyprowadzasz. Był to dla mnie cios prosto w serce, ale na pewno nie można było go porównywać do tego, co zrobiłem ci kilka godzin wczesniej. Spakowałeś najpotrzebniejsze rzeczy i wyszedłeś. Od tego czasu minął tydzień. Dzwonię do ciebie codziennie po kilkadziesiąt razy, wiadomości dostajesz trzy razy więcej. Ani razu nie odebrałeś, nie mam też pewności, że odczytujesz sms-y. Z tego powodu piszę do ciebie ten list. Wiem, że lubisz takie gesty, może akurat go przeczytasz. Jeśli tak, chciałbym, żebyś wiedział, że kocham cię najbardziej na świecie. Musisz wiedzieć, że każdemu zdarzają się chwile słabości. Wiem, że zawaliłem na całej linii, ale to był jeden jedyny raz, który już nigdy się nie powtórzy. Chcę też, żebyś wiedział, że nie odpuszczę tak łatwo. Popełniłem błąd i będę próbował go naprawić, tylko musisz dać mi szansę.
Będę o ciebie walczył, Johann.
Kocham cię,
Daniel.
Skończyłem czytać list od Daniela, a z moich oczu kolejny raz popłynęły łzy. Otarłem je wierzchem dłoni. Muszę wziąć prysznic, najlepiej zimny i jeszcze raz to wszystko przemyśleć.
______________________________________
Shot jest wynikiem nocnego napadu weny. Jego koncepcja zmieniała się podczas pisania kilka razy, ale w końcu jest w formie listu. To najdłuższe, co w życiu napisałam... Brakowało mi Daniela i Johanna razem, więc naskrobałam coś takiego. Mam nadzieję, że się podoba.
Kamila.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro