hug me - part two | M. Eisenbichler x R. Freitag
Rano obudziły mnie jasne promienie słońca. Otworzyłem oczy, ziewając. Chciałem przewrócić się na bok i ponownie zasnąć, ale coś skutecznie mi to uniemożliwiało. Lekko zdezorientowany spojrzałem w dół i zobaczyłem Richarda wtulonego w mój bok. Jego głowa spoczywała na mojej klatce piersiowej. Oddychał miarowo, a jego usta wykrzywione były w lekkim uśmiechu. Uśmiechnąłem się na ten widok. Patrząc na jego spokojną twarz, zaczęły wracać do mnie wydarzenia wczorajszego wieczoru. Zdecydowanie będziemy musieli o tym porozmawiać. Z braku lepszego zajęcia, ponownie zamknąłem oczy i spróbowałem zasnąć. Nie chcąc, żeby młodszy spadł z wąskiego łóżka, na którym leżeliśmy, owinąłem wokół niego swoje ręce i mocniej przycisnąłem do siebie. Kiedy byłem już na pograniczu jawy, a snu, usłyszałem ciche jęknięcie. Richard schował twarz w pościeli i złapał się za głowę.
— Kac morderca nie ma serca — zaśmiałem się.
— Jesteś okrutny. Ja tu umieram, a ty się śmiejesz — wyjęczał.
— Trzeba było tyle nie pić, alkoholiku.
— O nie! Tylko nie alkoholik! — poderwał głowę, co nie było dobrym posunięciem, ponieważ od gwałtownego ruchu ból jeszcze się nasilił.
Młodszy z powrotem położył głowę na mojej klatce piersiowej i westchnął.
— Wiesz, Marko... Próbuję sobie przypomnieć, ale nie mogę, chyba urwał mi się film, więc powiedz mi — zaczął mówić wpatrując się w ścianę — zrobiłem wczoraj coś głupiego? — wiedziałem, że zada to pytanie.
— Czy zrobiłeś coś głupiego..? Nie, skądże? Przecież to, że wszedłeś na stół i zacząłeś na nim tańczyć wcale nie jest głupie. Tak samo jak to, że kiedy już udało mi się wyciągnąć cię z klubu, nie chciałeś wrócić do hotelu, więc usiadłeś na środku chodnika i nie chciałeś się ruszyć. To nie jest nic głupiego.
— Matko... A dlaczego leżymy w jednym łóżku? — nieśmiało spojrzał mi w oczy.
— A to też jest ciekawa historia. Gdy już udało mi się doprowadzić cię do pokoju, pomogłem ci się rozebrać — Richard gwałtownie wciągnął powietrze — i miałem wychodzić, ale nie chciałeś iść spać sam, więc z tobą zostałem, a jako, iż chyba brakowało ci czułości, zażądałeś, żebym cię przytulił. Później zasnąłem.
— A... Mówiłem może coś głupiego?
— Mówiłeś dużo głupich rzeczy, między innymi to, że mnie kochasz — cały się spiął, ale nic nie powiedział.
Leżał tak jeszcze chwilę i podniósł się z łóżka. Nawet nie patrząc mi w oczy, udał się do łazienki. Szczelniej okryłem się kołdrą i czekałem aż wróci. Siedział w łazience już jakieś piętnaście minut i dalej nie mogłem usłyszeć żadnego szumu wody ani nic. Lekko zaniepokojony tą ciszą, wstałem z łóżka i podszedłem do drzwi.
— Richi, co się dzieje? — oparłem się o drewnianą konstrukcję.
— Nic, zaraz wyjdę — usłyszałem głos dobiegający zza nich.
Wzruszyłem ramionami i wróciłem do łóżka. Może po prostu źle się poczuł. Z braku lepszego zajęcia, znalazłem gdzieś telefon Richiego, odblokowałem go i zacząłem przeglądać instagrama. Nie miałem pojęcia ile już tak leżałem, na pewno nie krótko, ale w końcu drzwi od łazienki się otworzyły i wyszedł z nich Richard, wyglądał na jakiegoś przygnębionego. Bez słowa podszedł do swojej walizki, wyjął z niej bluzę i dresy, i szybko je na siebie ubrał.
— Idziemy na śniadanie? — podniosłem się z łóżka.
— Tak — mruknął nie patrząc na mnie.
— Zajdziemy po drodze do mnie — ubrałem buty, chwyciłem kurtkę i otworzyłem drzwi, w których przepuściłem Richarda.
Wyszliśmy na korytarz i udaliśmy się w stronę mojego pokoju. Otworzyłem drzwi i wpuściłem młodszego do środka. Minął mnie, usiadł po turecku na moim łóżku i zaczął bawić się palcami. Nie zwracając uwagi na jego dziwne zachowanie, wydobyłem z walizki spodnie dresowe i koszulkę. Położyłem je na na reszcie ubrań. Ignorując obecność młodszego w pomieszczeniu, zacząłem się rozbierać. Najpierw zdjąłem buty i bluzkę, później jeansy. Zaśmiałem się, czując, że ktoś mnie obserwuje. Odwróciłem się i spojrzałem na Richiego. Przyglądał mi się, ale gdy nasze spojrzenia się spotkały, od razu oblał się rumieńcem i odwrócił wzrok. Wzruszyłem ramionami i wróciłem do przerwanej czynności.
— Ok, możemy iść — związałem sznurki dresów w kokardkę i opuściłem bluzkę.
Richard bez słowa podniósł się z miejsca i wyszedł z pokoju. Zmarszczyłem brwi. Od rana zachowuje się jakoś inaczej niż zwykle. W końcu poszedłem w jego ślady i wyszedłem z pokoju. Zanim go dogoniłem, siedział już przy stole obok reszty kadry. Zająłem miejsce na przeciwko niego. Ktoś o mnie zadbał i na moim talerzu leżała już jajecznica. Chwyciłem widelec i zabrałem się za jedzenie. Gdy zjadłem połowę, podniosłem wzrok i spojrzałem na Richarda. Siedział nieobecny, wpatrując się w pustą przestrzeń. Chłopacy posłali mi pytające spojrzenia, a ja tylko wzruszyłem ramionami i wróciłem do jedzenia. Naprawdę nie miałem pojęcia o co mogło mu chodzić, jeszcze wczoraj zachowywał się normalnie. Westchnąłem i w tym samym momencie z miejsc podnieśli się Stephan i Andi, nasza zakochana para. Wyszli ze stołówki chichocząc. Nalałem sobie do szklanki soku i wziąłem łyka. Richi dalej siedział w tej samej pozycji. Coś jest nie tak... Mieszałem widelcem w jajkach, jakoś odechciało mi się jeść... Po chwili odszedł od nas Severin. Lekko kopnąłem Richarda pod stołem. Wyrwany z przemyśleń, zaczął rozglądać się dookoła. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, spuścił głowę i bez słowa wyszedł ze stołówki.
— Co mu jest? — zapytał Karl wskazując ruchem głowy na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą znajdował się chłopak.
— Sam chciałbym to wiedzieć — mruknąłem. — Na początku wszystko było jak zwykle, ale po naszej rozmowie wyskoczył z łóżka jak poparzony i zamknął się w łazience. Od tego czasu zachowuje się jakoś dziwnie.
- Wyskoczył z łóżka? Leżeliście tam razem? - uniósł brwi.
- Tak, odprowadziłem go do pokoju po wczorajszej imprezie, ale nie chciał być sam, więc zostałem z nim.
- Jakim cudem spaliście razem?
- Chyba brakowało mu czułości, bo chciał, żebym go przytulił, więc położyłem się obok niego i wyszło tak, że sam zasnąłem - wzruszyłam ramionami.
- Wspominałeś o jakiejś rozmowie, tak? - Karl dalej dochodził.
- Rano zapytał się mnie czy zrobił wczoraj coś głupiego, więc mu opowiedziałem.
- Co mu powiedziałeś?
- Że tańczył na stole i wyznał mi miłość - Geiger zaczął krztusić się kanapką, którą przeżuwał - i w tamtym momencie wyskoczył z łóżka.
- I co? Pewnie jeszcze podkreśliłeś, że było to głupie? - Geiger przewrócił oczami.
- No tak... - podrapałem się po karku.
- Boże, Markus, ale ty jesteś tępy! - rzucił niczemu winną kanapkę na talerz tak, że się rozpadła
- Dlaczego? - zdziwiłem się.
- Jak to dlaczego? Po pijaku zawsze mówi się to, co się myśli. Chłopak wyznał ci miłość, a ty na drugi dzień powiedziałeś mu, że to było głupie.
- No tak, ale ze mnie idiota! - uderzyłem się w czoło po chwili zastanowienia. - Co ja mam teraz zrobić?
- Zależy co czujesz - wzruszył ramionami.
- Wiem na pewno, że nie jest mi obojętny, ale przede wszystkim brakuje mi mojego dawnego, zawsze roześmianego Richiego.
- W takim razie idź z nim pogadać - zaczął zbierać kawałki kanapki ze stołu.
- Karl, jesteś genialny! Dziękuję ci! - poderwałem się z miejsca i ruszyłem w stronę pokoju Richarda.
______________________________________
Jest i druga część, chociaż odnoszę wrażenie, że ją zepsułam. Ma ona ponad tysiąc sto słów i nie chciałam robić jej jeszcze dłuższej niż jest, więc zaraz zabieram się za pisanie trzeciej.
Dziękuję za przeczytanie i do następnego.
Kamila.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro