friendzone | A. Wellinger x J. A. Forfang
- Andi! - Johann pisnął podskakując na materacu.
- Co jest? - zaśmiałem się.
- To nie jest zabawne! - zakrył twarz poduszką.
Dla mnie zdecydowanie jest. Zachowuje się tak za każdym razem kiedy oglądamy jakikolwiek horror. Nie ważne jak bardzo słaby by on nie był, Johann i tak ze strachu rzucałby się jak opętany. Kiedy prawie spadł z łóżka, na którym siedzieliśmy, zrobiło mi się go szkoda. Złapałem go za rękę i przyciągnąłem do siebie. Przestraszony wtulił się w mój bok. Objąłem go ramieniem i przycisnąłem do siebie. Odpowiadało mi to, nawet bardzo. Takie chwile były jedynymi, w których mogliśmy być "bliżej" siebie, a to dlatego, że Johann miał chłopaka. On miał chłopaka, z którym był szczęśliwy, a ja skrycie się w nim podkochiwałem, chociaż wiedziałem, że raczej nie mogę liczyć na nic więcej. Tak, dokładnie, Norweg zamknął mnie w friendzone'ie. Chociaż jakby pomyśleć, czasami robił rzeczy, które wskazywałyby na to, że jest to dla niego coś więcej niż przyjaźń i dlatego moja nadzieja jeszcze nie umierała. Już nie raz chciałem powiedzieć mu o uczuciach jakimi go darzę, ale nigdy nie było do tego odpowiedniej okazji. Wprawdzie mógłbym zrobić to teraz kiedy jesteśmy sami i nikt nam nie przeszkadza, tylko czy jestem na to gotowy?
Odpowiedź brzmi tak.
Chłopak dalej siedział wtulony w mój bok. Nieznacznie odsunąłem go od siebie. Obróciłem jego twarz w swoją stronę w skutku czego nasze spojrzenia się spotkały. Chwilę trwaliśmy w ciszy, aż przysunąłem swoje usta do jego i zainicjowałem pocałunek. Oszołomiony Norweg nie wykonał żadnego ruchu, ani mnie nie odepchnął, ani nie oddał pieszczoty. Po chwili jakby się ocknął i odsunął się ode mnie.
- Co to miało być? - skrzywił się.
- Forfi, bo... - urwałem. - Kocham cię - w końcu wykrztusiłem. - Miałem Ci powiedzieć wcześniej, ale nie chciałem niszczyć naszej przyjaźni.
- Andi... - usiadł po turecku. - Kocham cię, ale jak brata. Poza tym jestem z Danielem i jestem z nim szczęśliwy.
- Przepraszam - spuściłem głowę.
- Nie przepraszaj, nie masz za co.
- Może o tym zapomnimy?
- Zapomnieć, na pewno nie zapomnimy, ale możemy to przemilczeć.
- Ok, ale nic między nami się nie zmieni?
- Nie - pokiwał głową.
Oboje usiedliśmy wygodniej i wróciliśmy do oglądania. Widziałem, że Forfang się boi, ale na razie wolałem trzymać między nami dystans. Chłopak ledwie się trzymał, więc kiedy drzwi od pokoju otworzyły się z impetem robiąc niemały hałas, myślałem, że spadnie z łóżka. Krzyknął i zasłonił się poduszką, ale zamiast mordercy, którego zapewne spodziewał się zobaczyć, w progu stanął Tande.
- Idioto! - krzyknął Johann i rzucił w niego poduszką, którą przed chwilą się zasłaniał.
Blondyn niebardzo rozumiejąc o co chodzi, złapał poduchę i z pytaniem wymalowanym na twarzy podszedł do łóżka. Dopiero kiedy zauważył co oglądamy, domyślił się o co chodzi.
- Przepraszam cię, kochanie - pochylił się nad młodszym i złożył na jego czole pocałunek. - Nie chciałem cię przestraszyć - usiadł koło niego i przytulił go. - Chodź do mnie - wciągnął go na swoje kolana.
Forfang nie mówiąc nic, usiadł i wtulił się w bluzę blondyna, a ten objął go w pasie.
Chciałbym być na miejscu Daniela... Ciekawe czy wyglądałoby to tak samo. Nie chcąc o tym myśleć, wróciłem do oglądania filmu, chociaż nie mogłem się na nim skupić. Spojrzałem w stronę Norwegów. Johann spał dalej siedząc na kolanach swojego chłopaka, który wpatrywał się we mnie spod przymrużonych powiek. Pod wpływem jego spojrzenia poczułem się lekko nieswojo.
- Chyba już pójdę - podniosłem się z materaca i ruszyłem w stronę drzwi.
- Widzę jak na niego patrzysz - Daniel odezwał się kiedy położyłem dłoń na klamce.
Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Jak? - postanowiłem udawać.
- Nie graj głupiego, Andreas. Dobrze wiesz o czym mówię - nerwowo przełknąłem ślinę. Naprawdę aż tak widać?
- Już o tym rozmawialiśmy. Wszystko sobie wytłumaczyliśmy i temat jest zamknięty.
- Wierzę ci. Tylko proszę, nie mąć mu w głowie. Wiesz jaki on jest, chciałby dla wszystkich jak najlepiej i nie zawsze kończy się to dobrze.
- Ok, dobranoc - otworzyłem drzwi.
- Dobranoc - usłyszałem za plecami kiedy wychodziłem.
_______________________________________
Zepsułam końcówkę :<
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro