Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

biology | D. A. Tande x J. A. Forfang

Na samym początku radzę uzbroić się w kocyk i ciepłą herbatkę ;3
_______________________________________

- Mam dość - jęknąłem i odrzuciłem podręcznik na drugi koniec łóżka. - Przecież tego nie da się nauczyć, to jest po prostu niemożliwe.

- Gratuluję podejścia - westchnął blondyn siedzący na krześle znajdującym się na przeciwko mnie. - Na pewno daleko tak zajdziesz - odłożył książkę, którą trzymał w ręce i przetarł twarz dłońmi.

- Nic nie poradzę na to, że jestem zmęczony. Siedzimy tu już piątą godzinę, bez przesady - przewróciłem się na brzuch i wtuliłem twarz w białą pościel.

- A myślisz, że mi uśmiecha się marnowanie swojego popołudnia i wieczoru na wpajanie ci podstaw genetyki?

- To musi być kurewsko interesujące - mruknąłem pod nosem.

- Nie kretynie, ale skoro już obiecałem, że ci pomogę, dotrzymam słowa. Pamiętaj, że do końca półrocza nie zostało wiele czasu, a nikt nie zaliczy tego za ciebie.

Słuchając go wydałem z siebie przeciągłe jęknięcie, mając nadzieję, że dzięki temu moje sfrustrowanie choć trochę zmaleje. Ku mojemu rozgoryczeniu nic takiego się nie stało. Ziewnąłem i wyciągnąłem rękę nad głowę. Chwyciłem jedną z dwóch poduszek i przyciągnąłem ją do siebie. Niewiele myśląc skulilem się, przytulając ją. Zamknąłem oczy i jeszcze raz ziewnąłem. Przez cały ten czas czułem na sobie wzrok blondyna.

- O nie, nie ma mowy. Nie będziesz teraz spał - usłyszałem za plecami i po chwili poduszka została wyszarpnięta z moich rąk.

Uchyliłem jedną powiekę i fuknąłem widząc przed sobą zadowolonego z sobie Daniela. Chwytając drugą poduszkę, dwróciłem się plecami do niego i ponownie zamknąłem oczy, ale już po chwili moje ręce znów zostały puste. Zacisnąłem zęby. Blondyn zaczął się śmiać, widząc moje zirytowanie.

- I co się tak cieszysz? - warknąłem.

- Powiem ci, że denerwowanie cię to dużo ciekawsze zajęcie - usiadł obok mnie.

Kompletnie go zignorowałem przewracając się na brzuch. W odpowiedzi usłyszałem tylko westchnięcie. Zamknąłem oczy z iskierką nadziei, że Tande da mi już spokój, ale niestety zgasła ona już po krótkiej chwili. Leżałem delektując się spokojem. Na moją twarz wstąpił lekki uśmiech. Trochę niepokoiła mnie cisza ze strony Daniela, ale nie przejmowałem się tym tak bardzo. Westchnąłem odprężony próbując zasnąć.

- Nie śpij - nagle usłyszałem nad sobą głos blondyna i poczułem uderzenie w posladek.

Nie spodziewając się tego pisnąłem przestraszony. Podskoczyłem na materacu, omało z niego nie spadając i usiadłem wpatrując się w kolegę. Tande również przypatrywał mi się uważnie, przygryzając wargę. Pod wpływem jego wzroku poczułem się naprawdę nieswojo. W końcu po dłuższej chwili przeniósł spojrzenie w bok, jakby się nad czymś zastanawiał.

- Idę zapalić - westchnął podnosząc się z materaca.

Podszedł do swojej szarej bluzy przewieszonej przez oparcie krzesła i wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Skrzywiłem się widząc jak wyjmuje jednego z nich i wkłada między wargi. Nie lubiłem kiedy palił. Tande rozejrzał się po pokoju przeszukując kieszenie spodni, jak i później bluzy.

- Cholera... - przewrócił oczami. - Masz zapalniczkę? - przeniósł zwój wzrok na mnie.

- W biurku - mruknąłem speszony.

Chłopak wysunął szufladę i chwycił mały przedmiot w dłoń.

- Jak wrócę, masz mieć przeczytany cały pierwszy temat, rozumiemy się? - nawet nie czekając na odpowiedź, odwrócił się, kierując w stronę przeszklonych drzwi balkonowych.

Otworzył je i wyszedł na dwór. W tej samej chwili opadłem na materac. Uniosłem głowę spoglądając przez szybę na plecy Daniela. Jakim cudem on tam wytrzymuje? Przecież na dworze jest jakieś dziewięć stopni na minusie, a on stoi sobie jakby nigdy nic w koszulce z krótkim rękawem, przecież się rozchoruje. Ciarki przechodziły mnie na samą myśl o tym jak jest zimno. Westchnąłem kładąc głowę z powrotem na pościeli i zamknąłem oczy. W końcu muszę to przeczytać... Chwyciłem książkę i otworzyłem ją na odpowiedniej stronie. Przez chwilę bezmyślnie wgapiałem się w tekst, wiedząc, że i tak nie zrozumiem kompletnie niczego, ale mimo wszystko zacząłem czytać. Przelatywałem wzrokiem kolejne linijki tekstu próbując ogarnąć o co chodzi. Ja naprawdę chciałem się tego nauczyć i zdać, żeby nie musieć już męczyć Daniela, ale nie potrafiłem, to było zbyt trudne. Westchnąłem kolejny raz spoglądając na graficzne przedstawienie mutacji i ledwo powstrzymałem się od jęknięcia ze sfrustrowania.

- Po co mi to w życiu? - wymruczałem przekręcając się na bok i chowając twarz w kołdrze.

- Kompletnie ci się to nie przyda, serio. Po prostu chcą jak najbardziej utrudnić ci życie - Daniel zamknął drzwi balkonowe i usiadł obok mnie.

- Śmierdzisz - skrzywiłem się, gdy dotarł do mnie zapach dymu.

- Palę już dwa lata, spotykamy się po szkole prawie codziennie i dalej nie przyzwyczaiłeś się do tego zapachu?

- Mogę cię zapewnić, że to nie stanie się nigdy - wzruszyłem ramionami.

- Dobra, nieważne - machnął ręką. - Przeczytałeś?

- Tak - podniosłem głowę.

- I co z tego zrozumiałeś?

- Jak pewnie się domyślasz...

- Nic - dokończył, a ja posłałem mu uśmiech, mając nadzieję, że wybaczy mi moją głupotę. - Ale ty jesteś odporny na wiedzę, Forfang - odchylił głowę do tyłu. - Czyli nie wymienisz mi chociażby wad wrodzonych uwarunkowanych genetycznie? - spojrzał do podręcznika.

- Może - westchnąłem - spróbuję... Yy... Zespół Downa, Zespół Edwardsa, Zespół... No, zespół... - w mojej głowie zrobiła się kompletna pustka.

- To i tak coś... W takim tempie może zaliczysz na dwóję.

- Na dwóję? Tylko? - zrezygnowany usiadłem obok niego. - Nie mogę mieć dopa, obiecałem mamie minimum trójkę.

- W takim razie musisz się bardziej postarać - Daniel położył się na materacu zakładając ręce za głowę.

- Kiedy ja mam już dość - poszedłem w jego ślady. - Siedzimy tu kolejną godzinę z rzędu, proszę zróbmy jakąś dłuższą przerwę - z nadzieją spojrzałem w kierunku blondyna.

- Przed chwilą miałeś przerwę...

- Nie, to ty miałeś przerwę. Ja się uczyłem.

- No dobra... - westchnął przewracając oczami. - Doceniaj to jak wspaniały jestem dla ciebie. Gdybym miał uczyć inną osobę tak samo głupią jak ty, już dawno by mnie tu nie było.

- O tak, jesteś boski. Dziękuję Ci Danielu Andre Tande - chłopak zaśmiał się w odpowiedzi. - A tak poza tym, nie jestem głupi tylko odporny na wiedzę.

- To to samo - blondyn wzruszył ramionami.

- Nie.

- Tak, po prostu ty ująłeś to w ładniejszy sposób.

Przewróciłem oczami dając mu za wygraną. Nie chciałem się kłócić, zamiast tego przytuliłem którąś z poduszek i przymknąłem powieki. Nie chciałem zasypiać, miałem w planach po prostu chwilę odpocząć. Jednak nie wyszło mi to najlepiej. Po kilku minutach balansowałem już na cienkiej granicy między jawą a snem. Daniel nie próbował mnie rozbudzić, więc domyślałem się, że jest w takim samym stanie jak ja. Zignorowałem to, że przecież mieliśmy się uczyć i odpychając od siebie wszystkie zbędne myśli, najzwyczajniej w świecie zasnąłem. Nawet nie przeszkadzało mi to, że w pokoju jest włączone światło, ani to, że nie przebrałem się, tylko zostałem w ciuchach, w których chodziłem przez cały dzisiejszy dzień. Nauka jest naprawdę wyczerpującym zajęciem...

Uchyliłem powieki, próbując przyzwyczaić się do jasnego światła, które wpadało do pokoju przez odsłonięte okna. Kiedy mój wzrok w miarę doszedł do siebie, a umysł zaczął działać prawie w pełni, poczułem, że nie jestem w łóżku sam. Ktoś leżał za mną, przywierając do moich pleców i obejmował mnie w pasie. Po chwili zastanowienia przypomniałem sobie, że wczorajszy wieczór spędzałem z Danielem na nauce. Musieliśmy zasnąć kiedy zrobiliśmy przerwę i już nie oobudziliśmy się. Wyciągnąłem rękę nad głowę, gdzie zwykle znajdował się mój telefon. Niestety nie wyczułem tam urządzenia. Na moim nadgarstku nie było też zegarka, zdjąłem go przecież wczoraj wieczorem. Uniosłem się na łokciu, chcąc dojrzeć na dekoderze, która jest godzina. Niestety leżałem pod złym kątem i niczego nie zobaczyłem.

- Co się tak wiercisz? - usłyszałem za plecami zaspany głos Tandego.

Chłopak mocnoej objął moje ciało i położył głowę na moim ramieniu. Czułem się dosyć niezręczne, zważając na to, że leżeliśmy jak para. Chciałem odsunąć się od blondyna, ale nie pozwolił mi na to. Westchnąłem kładąc głowę na poduszkach. Nie było co się siłować, w końcu i tak puści. Z resztą pewnie przegrałbym taką rywalizację. Zawsze lubiliśmy z Danielem siłować się na rękę. Wygrane przynosiły mi wiele szczęścia, nawet jeśli wiedziałem, że starszy daje mi fory, bo wiedziałem. On myśli, że nic nie wiem.

- Daniel - mruknąłem coraz bardziej sennym głosem. - Musimy wstawać.

- Nic nie musimy - szepnął w moją szyję, w której dosłownie przed chwilą ukrył twarz.

Westchnąłem sfrustrowany. Przecież musieliśmy iść do szkoły. Co prawda nie wiedziałem czy na pewno jest już ten czas, bo nie dane było mi sprawdzić godzinę, ale czułem, że musimy już iść.

- Daniel, proszę cię. Puść mnie - złapałem jego rękę i spróbowałem odczepić ją od swojego ciała.

- Nie ma nic za darmo, kochanie. Najpierw musisz coś dla mnie zrobić - szepnął mi na ucho.

- Co masz na myśli? - zmarszczyłem brwi.

- Jeden buziak - mówiąc, muskał wargami moją szyję.

- Co? - zapytałem bezmyślnie, skupiając się tylko na przyjemnym cieple rozchodzącym się po moim ciele.

- Nie udawaj głupiego, Forfi. Możemy potraktować to jako lekcję genetyki. Wymienimy się materiałem genetycznym - poruszał brwiami.

- Nie wierzę, że to powiedziałeś... - westchnąłem z niedowierzaniem.

- A jednak - zaśmiał się głupkowato. - No dalej... - szepnął znów chowając twarz w mojej szyi.

Spróbowałem obrócić się w ramionach blondyna, ale nie mogłem, uniemożliwiały mi to jego ręce obejmujące mnie w pasie. Chłopak chyba jednak wyczuł moje intencje i lekko poluzował uścisk, tak abym mógł odwrócić się do niego przodem, ale nie miał żadnej możliwości ucieczki. Westchnąłem zmieniając pozycję. Ułożyłem się w miarę wygodnie i położyłem głowę na poduszce. Wpatrując się w oczy starszego, analizowałem wszystkie za i przeciw. Znalazłem kilka argumentów za. Między innymi to, że jeszcze nigdy nie całowałem się z chłopakiem, w sumie jeszcze nigdy z nikim się nie całowałem, a w życiu przecież trzeba próbować nowych rzeczy lub to, że po prostu chciałem poczuć jego wargi na swoich. To właśnie z Danielem chciałem przeżyć swój pierwszy pocałunek, bo był on osobą, której ufałem najbardziej na świecie. Kontrargumentów nie znalazłem żadnych, chociaż nie... Był tylko jeden, do pokoju w każdej chwili mogła wejść moja mama, a jej pytania, które na pewno zaczęłaby zadawać, mogłyby być lekko niewygodne. Tego wolałem uniknąć, ale raz kozie śmierć.

- Długo mam jeszcze czekać? - Tande dał znać, że domaga się jakiegoś ruchu z mojej strony.

Spojrzałem mu w oczy i przygryzłem wargę. Naprawdę chciałem go pocałować, ale bałem się. Nie robiłem tego nigdy wcześniej, a z tego powodu bałem się, że nie będę wystarczająco dobry i zawiodę blondyna swoim amatorstwem. Wpatrywałem się w twarz chłopaka, nie byłem w stanie zrobić pierwszego kroku.

- Johann... Jeśli nie chcesz, nie musisz - zaczął rozluźniać uścisk swoich ramion.

- Nie! - zaprzeczyłem szybko. Za szybko. - Chcę... - spuściłem wzrok.

Tande spojrzał na mnie badawczo i widząc rumieńce pojawiające się na mojej twarzy, zaśmiał się cicho.

- Dobrze, jeśli chcesz, ja mogę zacząć - palcami prawej dłoni ogarnął kosmyki włosów z mojego czoła, a ja nieśmiało pokiwałem głową.

Daniel chwycił mój podbródek i uniósł go do góry. Mimowolnie podniosłem wzrok, wlepiając go w tęczówki blondyna. Chłopak powoli zbliżał swoją twarz do mojej. Nie naciskał, zostawił mi możliwość ucieczki. Kiedy nasze wargi dzieliły już tylko centymetry, na chwilę przerwał, jakby sprawdzając czy nie chcę przerwać, ale gdy nie otrzymał ode mnie żadnej reakcji, potraktował to jako przyzwolenie. Cieszyłem się, że zna mnie tak dobrze, kto inny w tamtym momencie odsunąłby się speszony, ale nie Daniel. Ten już całkiem ośmielony zmniejszył dzielącą nas odległość do zera i delikatnie musnął moje usta, zaraz odsuwając się kawałek. W tamtej chwili poczułem się dziwnie. Dreszcz podekscytowana przebiegł po moich plecach, a na moje wargi wargi wstąpił lekki uśmiech.

- Nie przestawaj - westchnąłem.

Blondyn zachęcony ponownie przywarł do moich warg, tym razem całując je z większą pasją. Starałem się utrzymać mu tempa i chyba nawet dobrze mi to wychodziło. Położyłem dłoń na jego policzku i nie myśląc o niczym, oddałem się przyjemności. To Tande przejął kontrolę i narzucał tempo, ja przymknąłem powieki, dając się całkowicie zdominować. Daniel nie był natarczywy, ale pewnie napierał na moje usta. W końcu przejechał językiem po mojej dolnej wardze. Domyśliłem się o co chodzi, więc bez wahania je rozchyliłem. Blondyn wykorzystał to, od razu wsuwając w moje usta język. Pisnąłem kiedy przesunął nim po moim podniebieniu. Wtedy blondyn przerwał pocałunek. Odsunął się ode mnie i posłał mi uśmiech, który bez wahania odwzajemniłem.

- Teraz mogę cię puścić - zaśmiał się.

- Wspaniale - wyplątałem się z jego ramion i podszedłem do biurka, na którym leżał mój telefon.

Chwyciłem go w dłoń i odblokowałem. W pierwszej kolejności zauważyłem, że mam nieodczytaną wiadomość. Wszedłem w skrzynkę odbiorczą i spostrzegłem, że napisała do mnie mama. Nie spóźnijcie się do szkoły - odczytałem, a na mojej twarzy zagościł uśmiech. Jednak zniknął on tak szybko jak się pojawił, kiedy tylko zobaczyłem, która jest godzina.

- Tande - odwróciłem się do blondyna.

- No co jest? - mruknął w poduszkę.

- Spóźniłem się na biologię.

- Co? - uniósł się na łokciu.

- Właśnie zadzwonił dzwonek - odparłem lekko spanikowany, spoglądając na wyświetlacz.

- Dobra, spokojnie. Miałeś dzisiaj poprawiać, tak? - przytaknąłem. - Na pewno przełoży ci to na inny dzień. Twoja mama przecież zrozumie, że zaspałeś, może wypisać ci zwolnienie, a wtedy nauczycielka niczego się nie domyśli - podniósł się z łóżka i podszedł do mnie. - Uspokój się - chwycił mnie za ramiona.

- Dobrze - wziąłem głęboki wdech. - Poprawię to - powiedziałem już bardziej przekonany i uśmiechnąłem się do blondyna.

- I to jest dobre podejście - zmierzwił mi włosy - a teraz wracamy do łóżka, bo się nie wyspałem - pociągnął mnie za dłoń.

- Szkoła - stanąłem w miejscu. - Musimy iść na resztę lekcji.

- Nic nie musimy - westchnął - tylko możemy, a to jest różnica. Mi niespecjalnie chce się iść spędzać czas z resztą matołow z naszej klasy. Wolałbym zamiast tego pooglądać z tobą jakiś film.

Zastanowiłem się chwilę. Chyba nic nie stało na przeszkodzie, żebyśmy zostali dziś w domu.

- Przekonałeś mnie, ale jeśli akurat dzisiaj moja mama wróci z pracy wcześniej, bo czasem się jej to zdarza, ty się jej tłumaczysz.

- Nie ma sprawy - opadł na łóżko, ciągnąć mnie za sobą.
_______________________________________

Właśnie nadszedł ten moment, w którym przedstawiam wam rekordowego shota i to pod dwoma względami. Pierwszym - jest to tekst, który pisałam najdłużej w mojej pseudo pisarskiej karierze, bo pierwsze szkice powstały już w maju poprzedniego roku i drugim - jest to najdłuższy shot jaki kiedykolwiek napisałam, bo ma aż 2192 słowa! Gratuluję osobom, które go przeczytały 👏🏻 Mam nadzieję, że się podobało.
Do następnego,
Kamila.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro