Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

baby | P. Prevc x K. Stoch

Jechaliśmy z Kamilem w odwiedziny do jego rodziców. Zaraz po sformalizowaniu naszego związku, wspólnie zadecydowaliśmy, że zamieszamy w Ljublanie, ale mimo tego bardzo często bywaliśmy w Zębie. Uwielbiałem przyjeżdżać do rodzinnego domu Kamila, dosłownie czułem się tam jak u siebie, a nawet lepiej, bo nigdzie w pobliżu nie kręciło się moje natrętne i zbyt ciekawskie rodzeństwo. Podróż mijała nam bardzo spokojnie. Mój mąż prowadził, a ja siedziałem z głową opartą o szybę i walczyłem z ogarniającą mnie sennością. Zawsze, gdy tylko zasiadałem w samochodzie na miejscu pasażera, zachciewało mi się spać.

– Zaraz będziemy – Kamil położył dłoń na moim udzie.

Ziewnąłem i splotłem nasze dłonie. Palcami drugiej ręki zacząłem bawić się obrączką spoczywającą na serdecznym palcu starszego. Ten natomiast zaczął delikatnie gładzić moje udo przez materiał spodni - od tego chcęć snu jeszcze się we mnie wzmogła. Nie chcąc teraz zasypiać, wyprostowałem się i ziewnąłem, przeciągając się. Wyjrzałem przez, okno, gdzie mogłem dostrzec już dobrze znane mi krajobrazy. Naprawdę kochałem polskie góry, były takie... Wyjątkowe. Co prawda tych słoweńskich nic nie przebije, ale myślę, że chociaż troszeczkę mogłyby się im równać. Po chwili wpatrywania się w ośnieżone szczyty, przeniosłem wzrok na twarz Kamila - był skupiony na drodze. Między jego brwiami pojawiła się ta charakterystyczna zmarszczka, która zawsze pojawiała się, gdy mężczyzna intensywnie nad czymś myślał lub koncentrował się.

– Czemu tak patrzysz? – zaśmiał się cicho.

– Tak po prostu. Nie mogę sobie popatrzeć na mojego męża? – moje usta rozciągnęły się w uśmiechu.

– No oczywiście, że możesz – chwycił moją dłoń w swoją i uniósł ją do ust. Na jej wierzchu złożył pocałunek.

– Kocham cię – westchnąłem.

– Ja ciebie też, słońce – z powrotem położył dłoń na moim udzie. Odwróciłem głowę i znów zacząłem wpatrywać się w szczyty gór. Dom rodziców Kamila był już naprawdę niedaleko. – No, to jesteśmy – Kamil ożywił się.

Wjechał na posesję państwa Stoch i zatrzymał się pod ich domem. Odpięliśmy pasy i wysiedliśmy z samochodu. Już w progu przywitała nas mama mężczyzny.

– Już jesteście, dzieci – powitała nas z otwartymi ramionami, na dzień dobry zamykając nas w uścisku. – Wejdźcie – prawie wepchnęła nas do domu.

Oboje się zaśmialiśmy. Zawsze reagowała tak entuzjastycznie na nasz przyjazd. Była bardzo rodzinną osobą i uwielbiała, gdy jej dom znów stawał się pełny. W przedpokoju zdjęliśmy kurtki oraz buty i weszliśmy do salonu, w którym na kanapie siedział tata Kamila.

– Tato – Kamil uśmiechnął się szeroko, widząc mężczyznę. Podszedł do niego i uścisnął go.

Zanim zdążyłem w jakikolwiek sposób się z nim przywitać, z kuchni wychyliła się Krystyna w niebieskim fartuszku. Kiedy zdążyła się przebrać?

– Peter, synku chodź mi pomóż – uśmiechnęła się do mnie życzliwie.

To niezwykłe jaki ogrom miłości stale od niej bił. Bez wahania odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z salonu, podążając za kobietą. Już zbliżając się do kuchni, poczułem piękne zapachy, których intensywność jeszcze bardziej wzrosła, gdy znalazłem się w pomieszczeniu. Na kuchence gazowej stały trzy garnki i patelnia, w każdym naczyniu coś się gotowało. Blaty pozastawiane były talerzami, talerzykami, półmiskami, miseczkami i innymi podobnymi rzeczami. Ta kuchnia była taka... Żywa. Uwielbiałem to.

– Więc? Co u was słychać, opowiadaj – zagadnęła, zaglądając do jednego z garnków. Zamieszała w nim drewnianą łyżką i znów zakryła pokrywką.

– Jest dobrze – zaśmiałem się. – Jak to w przerwie między sezonami - przeplatamy masę wolnego z intensywnymi treningami – "Kamil przeplata" poprawiłem się w myślach.

Kobieta przytaknęła, dalej uśmiechając się serdecznie. Bardzo dobrze wiedziała jak wyglądają nasze treningi siłowe i szczerze nam współczuła. Niejednokrotnie bywały strasznie męczące, wręcz wyczerpujące. Jako matka Kamila Stocha - niejednokrotnego mistrza olimpijskiego - wiedziała o tym bardzo dobrze.

– Wydaje mi się, że wszystko jest już gotowe, tylko musimy przenieść to na stół. Nakrycia są już na miejscach – machnęła ręką w moją stronę, widząc, że chciałem zajrzeć do szafki z talerzami. – Będę nakładać jedzenie, a ty noś je do jadalni, dobrze? – chwyciła pierwszy talerz.

– Oczywiście – przytaknąłem.

Poczekałem aż kobieta napełni półmisek mięsem i chwyciłem go, od razu kierując się do jadalni. Kiedy wszedłem do salonu, Kamil siedział na kanapie obok ojca i zawzięcie o czymś z nim dyskutował. Jednak, kiedy tylko spostrzegł, że przechodzę przez pokój z czymś w dłoniach, wstał z kanapy omal się nie zabijając i zaraz znalazł się obok mnie, sprawiając, że moje ręce znów stały się puste.

– Siadaj na kanapie, ja chętnie pomogę mamie – posłał mi uśmiech, widząc mój nienawistny wzrok.

Niechętnie wykonałem polecenie, rzucając pod nosem w jego kierunku najróżniejsze przekleństwa. Denerwował mnie z tym swoim przewrażliwieniem. Nie byłem jakiś chory, żeby musiał wyręczać mnie w praktycznie wszystkim, co chciałem zrobić. Nie mogłem tego znieść. 

— Nie denerwuj się — odezwał się tata Kamila, nie odrywając wzroku od telewizora. — On już po prostu tak ma, od zawsze. Nie wierzę, że po tylu latach jeszcze się nie przyzwyczaiłeś.

— Nie przyzwyczaję się nigdy — zaśmiałem się.

W pokoju zapanowała cisza. Spróbowałem skupić się na programie, który akurat leciał w telewizji, jednak po kilku minutach doszedłem do wniosku, że wędkarstwo zdecydowanie nie jest czymś, co mnie interesuje. Wręcz przeciwnie. Złapałem się na tym, że moja dłoń mimowolnie przeniosła się na brzuch, zaczynając go gładzić. Przyjemne uczucie rozeszło się po moim wnętrzu.

— Wszystko gotowe, chodźcie już — z jadalni dobiegł głos mamy Kamila.

Wstaliśmy ze swoich miejsc w tym samym czasie. Puściłem przodem pana Bronisława i sam podążyłem za nim. Kamil z mamą już siedzieli przy stole, zająłem wolne miejsce obok niego.

Jedliśmy raczej w ciszy, czas na rozmowy przychodził zawsze po posiłku. Zjeść obiad wśród rodziny, nie musząc co chwilę mordować wzrokiem lub uspokajać młodszego rodzeństwa - coś niebywałego. Pewnie dlatego skończyliśmy jeść naprawdę szybko, w moim domu rodzinnym pewnie dopiero po takim czasie wszyscy zdążyliby się ogarnąć, by usiąść do stołu. Pani Krystyna od razu chciała zacząć sprzątać, jednak Kamil jej na to nie pozwolił.

— Mamo, tato — przykrył moją dłoń swoją — musimy wam coś powiedzieć — te słowa zawisły w powietrzu. Rodzice Kamila spojrzeli na nas z zainteresowaniem. — Już od dłuższego czasu rozmawialiśmy o tym z Peterem i kilka miesięcy temu podjęliśmy decyzję. Będziecie mieć wnuka, albo wnuczkę — sprecyzował.

Z twarzy państwa Stoch na pewno można było wyczytać zaskoczenie. Myślę, że byli gotowi na wszystko tylko nie taką wiadomość.

— To już pewne? — pierwsza odezwała się pani Krystyna. — Peter już... — pokiwałem głową twierdząco.

Na jej usta wstąpił uśmiech. Na twarzy wiecznie poważnego pana Bronisława także błąkały się jego ślady.

— Tak się ciszę — kobieta wstała od stołu i ocierając łzy wzruszenia, podeszła do mnie, by zamknąć mnie w uścisku. — Nie masz pojęcia w co się wpakowałeś — zaśmiała się, kładąc dłoń na moim brzuchu. — Tak długo czekałam na wnuki, twoim siostrom chyba się nie spieszy — przyciągnęła do uścisku także Kamila.

— No widzisz kto jest najbardziej udanym dzieckiem? — zaśmiał się, za co otrzymał karcące spojrzenie mamy.

— Nie zapędzaj się — kobieta pogroziła mu palcem — pomysł o sprzątaniu odszedł w niepamięć, bo wróciła na swoje poprzednie miejsce i usiadła, zamykając moją dłoń w swoich. — Czeka was naprawdę ciężki okres, sama pamiętam jak przechodziłam moje ciąże. Najgorszy był ten twój mąż, czasem nie pozwalał mi spać nawet kilka nocy z rzędu. Mam nadzieję, że tobie nie trafi się taki mały szatan — mówiła do mnie, a ja cicho chichotałem pod nosem.

— Oj nie przesadzaj — przewrócił oczami.

— Nie przesadzam, kochany. Byłeś okropny — westchnęła — ale wracając do was, nie trenujesz już, Peter?

— Oczywiście, że nie! — odpowiedziałem szybko.

Trenowanie w tym stanie byłoby największym głupstwem jakie tylko mógłbym zrobić. Już teraz nie odpowiadałem tylko za siebie, ale i za tę małą istotkę, która za kilka miesięcy miała stać się naszym najcenniejszym i najpiękniejszym laurem.

— Jeśli będziecie mieli kiedyś jakikolwiek problem czy pytanie, cokolwiek, zgłoście się do nas, wiecie, że zawsze wam pomożemy — otrzymaliśmy z Kamilem ciepły uśmiech.

Pan Bronisław objął żonę, także uśmiechając się. Poczułem jak Kamil również obejmuje mnie w pasie. Oparłem głowę o jego ramię, lekko przymykając oczy. W tej chwili byłem najszczęśliwszy na świecie, miałem wszystko: kochającego męża, dziecko w drodze i cudowną rodzinę. Nie chciałem niczego innego.
_______________________________________

Miałam pisać tu jakieś wielkie, niewiadomo jak długie podziękowania, ale nie zrobię tego. Po prostu dziękuję Wam za te dwa lata, jesteście najlepsi (a ja zbyt sentymentalna) i dobrze o tym wiecie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro