anger | M. Eisenbichler x R. Freitag
Podskoczyłem na materacu, kiedy za plecami usłyszałem głośne trzaśnięcie. Zamknąłem książkę, którą jeszcze przed chwilą czytałem i odwróciłem głowę w kierunku, z którego dobiegł dźwięk. Zaraz przy drzwiach opierając się o ścianę, stał Markus. Zmarszczyłem brwi, przyglądając mu się. Czekałem aż wykona jakiś ruch, ale gdy po dłuższej chwili mężczyzna dalej stał w takiej samej pozycji, podniosłem się z materaca i podszedłem do niego.
- Markus - położyłem dłoń na plecach bruneta. - Kochanie - ponownie się do niego zwróciłem, kiedy nie otrzymałem żadnej odpowiedzi.
Eisenbichler stał przodem do ściany i wyraźnie walczył ze zdenerwowaniem. Miał zamknięte oczy, a jego pięści były zaciśnięte.
- Marko, nie denerwuj się - wcisnąłem się między niego a ścianę. - Proszę - położyłem dłoń na jego torsie.
Starszy westchnął, otwierając oczy. Spojrzał na mnie łagodnym wzrokiem.
- Dobrze, przepraszaam - mruknął, lekko się uspokajając.
Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Od razu przylgnąłem do jego ciała, zarzucając mu dłonie na szyję.
- Nie przepraszaj, nie masz za co - westchnąłem, kręcąc głową. - Miałeś prawo się zdenerwować, nie dziwię ci się - odsunąłem się od niego i położyłem dłoń na jego policzku.
Posłałem starszemu uśmiech, który bez wahania odwzajemnił.
- Mógłbyś się trochę ogolić - pogładziłem kciukiem jego zarost.
- A ty mógłbyś zgolić wąsa - wzruszył ramionami.
- Nie ma mowy - obruszyłem się.
- No i masz odpowiedź - zaśmiał się.
Przewróciłem oczami, ale mimo wszystko zawtórowałem mu. Markus zbliżył swoją twarz i złożył na moich ustach pocałunek, który z chęcią oddałem.
- Już wszystko dobrze? - oderwałem się od mężczyzny po jakimś czasie.
- Oczywiście - posłał mi uśmiech. - Potrafisz poprawić mi humor jak nikt inny - poprowadził mnie w stronę łóżka.
Położył się na materacu, ciągnąc mnie za sobą, w skutku czego wylądowałem na nim. Lekko zmęczony dzisiejszymi kwalifikacjami, wygodnie ułożyłem się na jego torsie, kładąc głowę przy jego sercu. Słuchanie jego bicia zawsze mnie uspokajało.
- Świetnie sobie dzisiaj poradziłeś, gratuluję kwalifikacji, kochanie - objął mnie ramionami.
- Dziękuję - podniosłem głowę i złożyłem pocałunek na jego szczęce. - A ty się nie denerwuj. Jesteś w formie, poradzisz sobie. Jak nie jutro to za tydzień. Zmieciesz wszystkich - starszy splótł nasze palce.
- Skaczę tak dobrze tylko dzięki tobie i dla ciebie - uniósł moją dłoń i pocałował jej wierzch. - Kocham cię - mówiąc to, muskał wargami mój nadgarstek.
- Ja ciebie też. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo - szepnąłem.
_______________________________________
Właśnie zaczęły mi się ferie, więc jest możliwość, że w najbliższym czasie pojawi się troszkę więcej shotów, ale tylko pod warunkiem, że wena dopisze. Osobom, które także zaczynają ferie życzę miłego wypoczynku!
Do następnego,
Kamila.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro