Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

нσѕριтαℓ νιѕιтѕ!

fourth day

[au gdzie clint lubił kierować, a pietro czuję się za to winny]

•••

        Jasne korytarze z różnymi, kolorowymi plakatami przyklejonymi na ścianie co jakiś czas były od dłuższego czasu czymś... nudnym. Normalnym. Jakby w każdym budynku widniały informacje o badaniach prenatalnych, powinności regularnego badania czy ostrzeżeniach przed dziecięcymi chorobami. Cóż, szczerze mówiąc, był już w stanie zacytować przynajmniej dwa pierwsze wersy każdego z tekstów, bo siłą rzeczy i tak na nie zerkał, przechodząc obok. To był taki paskudny odruch, którego nie mógł się wyzbyć.

        Widząc pielęgniarkę, wychodzącą z pomieszczenia, do którego właśnie zmierzał, przyśpieszył krok. Opadające na oczy kosmyki zafalowały, kiedy podbiegł do kobiety.

    — Dzień dobry — powiedział z uśmiechem, rozpoznając już jej twarz. — Mógłbym do niego wejść? — zapytał zaraz, nieco podstresowany otulając własną klatkę piersiową. Ona zawsze wpuszczała go do środka, z jakiegoś powodu. Inne pielęgniarki kazały iść do lekarza o pozwolenie, a nieliczne tylko przewracały oczami, mówiąc krótkie “nie”.

    — Tak, proszę. Przyda mu się towarzystwo — stwierdziła wesoło starsza brunetka, unosząc miło kąciki ust. — Pójdę po płaszcz, poczekaj tutaj — dodała szybko i zniknęła za ścianą. Chłopak krążył więc po korytarzu, wbijając wzrok w buty do biegania, które, choć kupione niedawno, nosiły liczne ślady użytkowania.

    — Dziękuję — powiedział cicho, siląc się na śmiech i przejął płaszcz od starszej, z którym do niego podeszła. Westchnął cicho, odwracając się w stronę sali i złapał za klamkę.

        W pomieszczeniu było cicho. Nikt nic nie mówił, nie słuchał, nie oglądał. Pietro spojrzał na zegarek – wskazywał kilka minut do czwartej, dlatego włączył telewizor i wyszukał kanał, na którym leciała jeden z ich ulubionych seriali.

    — Wiem, że nie chciałbyś przegapić ani jednego — wyjaśnił, odkładając pilot na szafkę nocną. — Jak tam staruszku? Dajesz sobie radę?

        Nienawidził tutaj przychodzić. Szpital kojarzył się mu z przyjmowaniem leków, operacjami i powagą, której nienawidził.

        Tak samo nienawidził przychodzić na szpitalne odwiedziny – Clint spał. Cały czas, tak po prostu. Nie budził się. Lekarze obiecali, że nastąpi to wkrótce, że będzie dobrze, że lada dzień ten dupek otworzy oczy, a on... po prostu spał.

    — Nienawidzę cię — sapnął w końcu Pietro, kucając przy łóżku. Z jego oczu popłynęły łzy, które pojawiały się za każdym razem, gdy zaczynał ten sam monolog. — Mówiłem, żebyś nie jechał, wiedziałem, że coś się stanie. Mogłem nalegać bardziej — dodał wściekle, gwałtownie wycierając dłonią zaczerwienione policzki.

        Oparł czoło o swobodnie leżące przedramię starszego o dwa lata mężczyzny i zdusił w sobie płacz. To jego wina, jak zawsze. Nie potrafił nalegać długo Clinta na zostanie. Zawsze martwił się tym, że wyjedzie i coś mu się stanie. Albo nie wróci. Pietro po prostu bał się go stracić.

        Od wypadku przychodził w odwiedziny dzień w dzień, za każdym razem robiąc to samo – puszczając ulubiony program Clinta, mówiąc coś bezsensownego i w końcu zaczynając się obwiniać o wypadek. I nie potrafił inaczej. Wracał do domu i ukrywał, że tak bardzo go boli tylko po to, by Wanda nie pytała, czy płacze przez Clinta.

    — Przepraszam Clint, tak bardzo cię przepraszam — wydusił cicho, paskudnie podciągając nosem. Nie miał nawet siły spojrzeć w twarz blondyna.

        I choć bardzo chciał poczuć jego palce w swoich włosach, po raz kolejny nie poczuł nic.

••••••

oop nie mam bladego pojęcia, jak nazywa się ich ship

jutro wstawię coś wesołego

może

:))

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro