Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

нαиgιиg συт ωιтн fяιєи∂ѕ!

thirty ninth day

•••

    — Okej okej, okej, ale nikt mi nie wmówi, że w Escape Roomie Tony nie spanikował — oznajmiła wesoło Natasha, bawiąc się butelką po niskoprocentowym piwie, które zostało wysączone jakieś kilkanaście minut temu.

    — Ten pieprzony kod nie działał, miałem prawo się zestresować — oznajmił brunet, zakładając ręce na klatce piersiowej.

    — Ty dosłownie trzymałeś kartkę do góry nogami? I nie dałeś sobie wmówić, że jest inaczej, miałeś gdzieś, co do ciebie mówimy. — Clint zaśmiał się głośno, uderzając lekko ramię swojego rówieśnika.

    — Przestańcie się nade mną pastwić — bąknął Stark, przewracając oczami.

    — Z kogoś musimy się nabijać. Inaczej nie byłoby zabawy — oznajmił James, rozkładając się na dużej kanapie. Na jej oparciu usadowił się Peter, dotychczas milczący podczas całej rozmowy. — Chociaż, Peter też jest dobrą partią na to.

    — Ja? — upewnił się szatyn, marszcząc nieznacznie brwi. — Co niby ostatnio takiego zrobiłem?

    — Oh, kochani, mamy już materiał na całą noc — stwierdził wesoło Steve, klaskając w dłonie.

        Normalnie coś takiego nie wyszłoby z ust blondyna. Nigdy, pod żadnym pozorem. „Nie nabijał się” ze znajomych, kolegów, a nawet przyjaciół, w obawie, że zrobi im to przykrość. Ale kilka puszek lub butelek piwa skutecznie uwalniało umysł osiemnastolatka, który magicznie zamieniał się w duszę towarzyską. Nie, żeby na co dzień taki nie był, ale wtedy rozplątywał mu się język i mówił, co mu ślina przyniesie, niekoniecznie chcąc o tym powiedzieć. Dlatego wszyscy traktowali wyjawione informacje z przymróżeniem oka.

    — Porozmawiajmy o czymś innym — poprosiła Pepper, bawiąc się swoim kieliszkiem, w którym niemal od początku spotkania była niezmieniona porcja wina.

    — Nie, nie, nie, skoro temat został podjęty, to trzeba się nim należycie zająć — stwierdził zaraz Clint, poprawiając się na fotelu.

    — Zachowujecie się tak, jakbym co chwilę robił coś głupiego — burknął Parker, zaplatając ręce na klatce piersiowej. — Nie wydaje mi się, żeby było tego dużo.

    — Patrzcie, nasze dzieciątko się oburzyło. — James zrobił dzióbek ustami, unosząc nogę, by stopą pogłaskać po ramieniu młodszego. Peter zaraz odtrącił z obrzydzeniem dolną kończynę.

    — No to przypomnijmy sobie, co się stało na początku roku, kiedy cię poznałem — zaczął Tony, dosiadając się do Pepper, która ze swojego miejsca miała widok na wszystkich. — Dosłownie wyrżnąłeś przede mną na korytarzu i powiedziałeś “ładne buty, jestem Peter”.

    — No bo spanikowałem! — zawołał zaraz siedemnastolatek, zaciskając ręce na oparciu kanapy.

    — A kiedy wpadłeś na Natashę? — zapytał iście rozbawiony Clint, unosząc ku górze brew. — Prosiłeś, żeby ci wybaczyła, byłeś cały blady i nie mogłeś spojrzeć jej w oczy — odpowiedział sam sobie, wywołując tym śmiech u swojej dziewczyny.

    — To jest wybaczalne, każdy reaguje tak na Natashę — wtrącił się Steve, wzruszając jakby nigdy nic ramionami.

    — Nie róbcie ze mnie potwora — mruknęła zielonooka, podkładając pod głowę poduszkę. — Lepiej porozmawiajmy o tym, jak w domu strachów wołał, żeby ktoś do niego podszedł.

    — To już był cios poniżej pasa! — zawołał zestresowany Peter, nerwowo poprawiając się na oparciu. — Dobrze wiedzieliście, że boję się czegoś takiego — burknął, pocierając zaczerwieniony policzek o własny bark.

    — Oj tam, lepiej przypomnijcie sobie, co zrobił ostatnio na wspólnych zajęciach sportowych — poprosił Steve, pociągając solidny łyk ze szklanej butelki.

    — Co zrobił? — zapytał James, podśmiechując się cicho z wszystkich wspomnieć o Peterze.

        Parker pobladł, wiedząc, do czego zmierza Steve. Cicho przełożył ponad oparciem nogi, zsuwając się po przeciwnej stronie kanapy i ostrożnie skierował się w stronę wyjścia, oddychając zdecydowanie szybciej, niż powinien.

    — Peter? W porządku? — zapytała zaraz zmartwionym głosem Pepper, gotowa pójść za najmłodszym z grupy. Wszystkie pięć par oczu zwróciło się w stronę nastolatka.

    — Odrobinę mi niedobrze, idę do łazienki — wyjaśnił z lekkim uśmiechem i zniknął za ścianą, nie chcąc, by ktokolwiek zadał mu kolejne pytanie.

        Dopadł do łazienki, otwierając zamaszyście drzwi i tak samo je zamykając na klucz. Swoje kroki natychmiast skierował do umywalki, do której od razu puścił wodę i nabrał ją w ręce, by ochlapać sobie twarz. Zamoczył przy tym kilka kosmyków, ale w tym momencie to było jego najmniejsze zmartwienie. Steve jako jedyny wiedział, co się stało na tych pieprzonych zajęciach i teraz nie było szansy, że tego nie powie przy wszystkich. To po prostu było do przewidzenia, że jeśli padnie taki, a nie inny temat, blondyn wypali z tym, nie licząc się z uczuciami nikogo. Nawet nie pomógłby fakt, iż często nie wierzą jego słowom, przez swoje zakłopotanie Parker sam by się zdradził. Nie chciał tego. Nie chciał zostać odrzucony przez grupę, nie chciał przez to stracić przyjaciół.

        Peter usiadł ciężko pod umywalką, pochylając się, by móc uspokoić nerwowy oddech. Łzy tańczyły w kącikach oczu, gdy tylko pomyślał o tym, co teraz może się dziać w salonie i wcale mu się to nie podobało. Już na tych zajęciach mógł powiedzieć Rogersowi, że wcale nie jest tak, jak on myśli, że mu się przewidziało, że po prostu się zagapił.

        Ktoś zapukał cicho w drzwi. Peter otarł szybko rękawem policzki i niezgrabnie wstał, podchodząc do wyjścia. Przekręcił zamek, gotowy skonfrontować się z Pepper, ale gdy ciemna powłoka odsłoniła przed nim wyższego o głowę bruneta, patrzącego na niego niebieskimi, zmartwionym i oczami, zamknął szybko usta.

    — Możemy pogadać? — zapytał ostrożnie, przekręcając głowę w bok.

        Peter z wahaniem się zgodził, przepuszczając w drzwiach bruneta. Chłopak wszedł do środka, cicho dociskając drewnopodobną powłokę do framugi i przekręcił zamek. Parker spiął się, widząc coś takiego.

    — Steve się wygadał — oznajmił bez ogródek James, zaplatając ręce na klatce piersiowej, jednocześnie odwracając się przodem do nastolatka.

    — Oh — wydusił jedynie Peter, pocierając nerwowym gestem kark. Patrzył wszędzie, byleby nie na Barnesa. Był zły? Może obrzydzony? Boże, Peter nie chciał wiedzieć.

    — Oh? Tylko tyle? — zapytał rozbawiony brunet, marszcząc lekko brwi.

    — A co mam ci powiedzieć? — jęknął Parker, czując jak łzy po raz kolejny napływają mu do oczu. — Tak, gapiłem się na ciebie na tych zajęciach, bo zdjąłeś koszulkę? Tak, uwielbiam ciebie obserwować? Nie wiem, co chcesz usłyszeć James.

    — Dlaczego bałeś mi się to powiedzieć? — James wzruszył ramionami, nie spuszczając szatyna z oczu. Jego mina w tamtej chwili była godna uwiecznienia i Barnes cudem powstrzymał się przed wyciągnięciem telefonu.

    — Bo to chore — mruknął, ledwo słyszalnym głosem, wbijając wzrok w płytki.

    — Przepraszam, nie słyszałem — stwierdził brunet, zmniejszając odległość między nimi. Widząc to, Peter zaczął stawiać kroki do tyłu, by oddalić się od przyjaciela.

    — Bo to chore, dobrze słyszałeś — powiedział nieco głośniej, wpadając na umywalkę.

    — Nie widzę nic chorego w zauroczeniu — stwierdził James, zagradzając młodszemu przejście, poprzez położenie rąk po obu stronach nastolatka. — Popatrz proszę na mnie — poprosił cicho Barnes, a jego oddech owiał twarz Petera. Czuć w nim było alkohol.

        Peter niechętnie zadarł głowę, patrząc w twarz starszego i coraz bardziej nakręcając się stresem. James po prostu przed nim stał, nie dając możliwości ucieczki.

        Barnes pochylił się, uważnie obserwując reakcję młodszego. Wędrował wzrokiem od oczu do ust, powoli powoli kładąc dłoń na prawym policzku siedemnastolatka. Kciukiem zatoczył na nim powolne kółko, ścierając łzy, które ostatecznie wypłynęły z oczy szatyna. Parker wstrzymał oddech, gdy James przybliżył się jeszcze bardziej i zwariował, gdy poczuł usta na swojej górnej wardze. Przysłowiowe motylki w brzuchu szalały, powodując, że Peter nie wiedział, co miał zrobić.

    — Nie uważam, żebyśmy byli chorzy, Peter — powiedział cicho Bucky, opierając czoło o czoło młodszego. — Czy teraz wrócisz ze mną do naszych przyjaciół i nie będziesz uciekał, gdy ktoś wspomni o tym, co stało się na zajęciach?

    — Boję się ich reakcji — oznajmił cicho Peter, odważając się położyć palce na policzkach Jamesa.

    — Wydaje mi się, że z łatwością przyjmą informację o drugim geju — stwierdził rozbawiony, przyciągając do siebie młodszego.

        I choć Peterowi ciężko było z powrotem wrócić do salonu, odetchnął z ulgą, gdy wszyscy zachowywali się tak samo.

••••••

zyebzndjznek nie lubię, gdy jest 163727381 postaci w jednym rozdziale, źle mi się opisuje rzeczy XD but it is what it is

offspringofHelios ŻRYJ GRUZ SKARBIE, DZISIAJ JA JESTEM PIERWSZA

[how romantic, żryj gruz skarbie

also ten rozdział jest>>> wciąż, nie tak dobry jak pillow talk, ale też daje radę hehe]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro