мσνιиg ιи тσgєтнєя!
twenty seventh day
•••
— Nie zdawałem sobie sprawy, ile mamy kartonów, dopóki nie musiałem ich przenosić z dołu na górę — sapnął Peter, stawiając kolejne już pudło w salonie.
— Mielibyśmy ich mniej, gdybyś mnie posłuchał — stwierdził James, czochrając włosy młodszego.
— Oh tak, i szukałbym gaci w naczyniach — mruknął, przewracając oczami. — Tak przynajmniej nie muszę się domyślać, co gdzie jest.
— Dobra, dobra — mruknął, pociągając narzeczonego za rękę. — Zostały nam jeszcze dwa kartony, ruszaj się.
— Nie mogę tak długo dźwigać, to szkodliwe dla dziecka — westchnął szatyn, zapierając się jak mógł, byleby nie zostać zmuszonym do wyjścia z mieszkania na klatkę schodową.
James zmarszczył brwi, odwracając się w jego stronę.
— Jesteś facetem, nie możesz być w ciąży — przypomniał rozbawiony, ciągnąc dwudziestotrzylatka w stronę drzwi.
— Ale to ja jestem tym dzieckiem! — sapnął Peter, łapiąc się framugi, co uniemożliwiło brunetowi wyciągnięcie go z mieszkania.
— Czyli teraz robisz ze mnie pedofila? — zapytał, unosząc prawą brew, jak miał w zwyczaju robić. — No już, przestań się zgrywać i chodź — dodał, pokazując brodą schody.
— Zniesiesz mnie? — zapytał po chwilowym zastanowieniu młodszy, puszczając się framugi. — Proszę Jimmie, proszę — dodał, specjalnie przeciągając ostatnie słowo.
— Wniosłem więcej kartonów niż ty i teraz w nagrodę mam znosić takiego kloca? — Zaplótł ręce na klatce piersiowej, stojąc już na niższym stopniu. — Nie rób tych maślanych oczu, Peter.
— Ten kloc jest twoim narzeczonym i za takie perfidne oszczerstwa może zarządzić celibat dla pana Barnesa — stwierdził młodszy, mrużąc delikatnie oczy.
Bucky zagryzł delikatnie dolną wargę. Wizja celibatu niezbyt mu się podobała, choć doskonale wiedział, że to Peter zacząłby się do niego przystawiać, byleby sprowokować go do działania. Właściwie, wydawało mu się, że nie wytrzymałby trzech dni bez odwalenia czegoś głupiego.
— Może kiedyś ją zarządzę celibat, co? — zapytał, odwracając się tyłem do szatyna. — Wskakuj, zanim się rozmyślę — dodał, zerkając na przyszłego pana Barnesa przez ramię.
Peter z dziecięcym uśmiechem podszedł do niebieskookiego i po położeniu dłoni na barkach starszego, wskoczył mu na plecy. James przechylił się trochę bardziej, niż się spodziewał, ale złapał równowagę i już po chwili pokonywał kolejne stopnie, podtrzymując młodszego.
— Kocham cię — szepnął Peter prosto do ucha Jamesa, nogą otwierając przed nim drzwi.
— Mówisz to zawsze, kiedy coś dla ciebie robię — stwierdził rozbawiony, stawiają młodszego przy większym samochodzie, który wypożyczyli na czas przeprowadzki.
— Bo kocham, kiedy coś dla mnie robisz.
Brązowooki cmoknął szybko starszego w kącik ust i wszedł do pojazdu, by wyciągnąć ze środka mniejszy karton. W ślad za nim poszedł James, który zamknął auto po opróżnieniu paki i skierował się do mieszkania za Peterem.
— Koniec! — zawołał uradowany, rzucając paczkę na zwykły stolik.
— Ej, ej, co ty robisz? — zapytał oburzony James, kładąc karton na jakiś inny, nieco większy. Peter wbił w niego zdziwiony wzrok. — Chciałbyś zostać tak gwałtownie rzucony na stolik? — Zmarszczył brwi, patrząc, jak na twarzy młodszego maluje się coraz większe zmieszanie.
— Ja... nie znam prawidłowej odpowiedzi na to pytanie — wydukał w końcu, nie przerywając kontaktu wzrokowego z narzeczonym.
— To lepiej ją znajdź — powiedział James, puścił Peterowi oczko i ruszył w stronę sypialni, zostawiając przyszłego Barnesa w stanie zupełnego zmieszania.
••••••
TALKSY SĄ INSPIRUJĄCE CANT CHANGE MY MIND
offspringofHelios pożyczyłam od Ciebie celibat, don't be mad ._.
[nadal wykorzystuję talkst w książkach]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro