мαкιиg συт!
forty second day
•••
— James, możemy porozmawiać? — zapytał niepewnie Peter, stając w bezpiecznej odległości przy brunecie, który rozmawiał z dwójką swoich przyjaciół.
Blondyn zerknął w stronę młodszego o rok chłopaka, uśmiechając się do niego całkiem przyjaźnie, co niemal od razu speszyło młodszego. Czarnoskóry, mający swoje miejsce obok, jedynie obrzucił go krótkim wzrokiem, nie zwracając na niego większej uwagi.
— Teraz? — dopytał obojętnym (a może znudzonym?) głosem, przekrzywiając głowę w stronę szatyna. Sprawiał wrażenie, że robił łaskę, odzywając się do Petera.
— Tak, teraz — mruknął, wciskając ręce do kieszeni bluzy.
— Zgaduję, że muszę iść, inaczej cię rozsadzi — sarknął, mrużąc lekko oczy. — Nie czekajcie na mnie — dodał łagodniejszym tonem do swoich przyjaciół i odbił się od szafek, ruszając w stronę siedemnastolatka.
Poszli tam, gdzie zwykle, gdy chcieli porozmawiać bez świadków – stara kanciapa woźnego dawno została wyjęta z użytku, więc ci, którzy zdobyli klucz, zajęli się nią bardzo dobrze. Nie znieśli tam co prawda nastoletnich udogodnień, brakowało wszelkiej ilości alkoholu i innych ambrozji, ale ktoś kiedyś zniósł dwa koce i, właściwie, to zupełnie wystarczało. Obydwoje odruchowo przed wejściem do środka sprawdzili, czy ktoś im się przygląda i władowali się szybko do pomieszczenia, zamykając drzwi na klucz.
— Nie lubię tutaj przychodzić — mruknął James, siadając pod ścianą na kocu w kratę.
— Ja też — przyznał podobnym tonem młodszy, siadając obok Barnesa na nieco szorstkim materiale. — Ale lepsze to, niż wytykanie palcami, prawda?
— Wytykanie palcami? O czym ty mówisz? — zapytał zaraz osiemnastolatek, marszcząc mocno brwi.
— Wytykanie palcami. No wiesz, kiedy ktoś wskazuje w niedyskretny sposób na kogoś innego, szepcząc przy tym różne rzeczy — powiedział Peter, śmiejąc się śmiechem tak paskudnie udawanym, że James nie zdołał powstrzymać się od przewrócenia oczami.
— Peter, kto i dlaczego? — zapytał krótko, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
— Taka grupka, już w sumie nieaktualne — burknął, bawiąc się sznurówką własnego buta.
— Okay, a dlaczego? — James nie miał zamiaru kończyć tematu, więc ciągnął młodszego za język, byleby dowiedzieć się więcej szczegółów. W głowie już układał plan zburzenia pewności siebie tych gnojków.
Peter nie odpowiedział. Zerknął jedynie na starszego kątem oka, wzruszając tak po prostu ramionami, jakby wcale nie rozmawiali właśnie na temat złego traktowania szatyna. Zirytowało to bruneta, który gotowy był zacząć wyciskać cokolwiek z młodszego i zamierzał to zrobić, otwierając usta, gdy Peter nagle znalazł się tuż przed nim. Nie miał pojęcia, jak do tego doszło, ale po raz pierwszy w życiu poczuł się skołowany takim gestem, jakim był niepewny, krótki pocałunek.
— Przepraszam James — sapnął nerwowo Parker, opadając z powrotem na koc. — Przepraszam, ja po prostu... Przepraszam.
Plątał się we własnych słowach, przez skumulowane nerwy trzęsąc się jak osika. Wstał, mając zapewne zamiar wyjść z pomieszczenia, ale ręka Jamesa skutecznie sprowadziła go z powrotem na podłogę.
— Zamknij się chociaż raz w życiu — mruknął Barnes i zanim Peter zdążył o cokolwiek zapytać, położył dłoń na policzku młodszego i musnął górną wargę nastolatka.
Z początku bardzo niepewne, nerwowe pocałunki zaczęły się przeradzać w bardziej harmonijne i spokojne. James odruchowo przyciągnął do siebie bliżej Petera, sadzając go sobie na udach i uśmiechał się lekko, gdy Parker drżał, czując jego palce w różnych częściach pleców.
— Nie możemy — szepnął między pocałunkami Peter, opierając czoło o czoło Jamesa, by uspokoić nieco oddech.
— Bo co? Bo jesteśmy dwójką chłopaków? — zapytał dość naskakującym tonem, nie pozwalając zejść Peterowi ze swoich nóg. — Zamknij się Parker, dzisiaj nie zasługujesz, by się odzywać — oznajmił, trącając nosem nos siedemnastolatka.
— Jeszcze będziesz mnie błagał, żebym się odezwał — stwierdził mrukliwym tonem, by dostać w odpowiedzi śmiech starszego.
A potem po prostu się całowali, nabierając coraz więcej wprawy i nie zwracając uwagi na dzwonek, wzywający do klas.
••••••
making out – obściskiwanie się
ida: well, fuck
[tak było, not gonna lie]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro