ωαѕнιиg ѕтн!
seventeenth day
[brak konkretnego au]
•••
— Nudzi mi się — oznajmił Peter, wchodząc do kuchni, gdzie James zabrał się za porządki.
To nie było tak, że Barnes lubił sprzątać. Właściwie, nienawidził tego i zwlekał z tym najbardziej jak mógł, by po tym narzekać, jak bardzo nie chce mu się sprzątać. Po prostu czasami nachodziła go myśl, że mógłby to zrobić, więc wstawał i to robił.
— To znajdź sobie jakieś zajęcie — mruknął James, odkładając przyprawy z powrotem do pudełka, który z kolei schował do szafki.
— No właśnie nie mam co robić — wyjaśnił, stając za mężczyzną i ciężko na niego opadając. Barnes przewrócił oczami, dzielnie znosząc marudzącego dziewiętnastolatka.
— Zrobiłeś już wszystko na następne zajęcia? Nie masz się czegoś uczyć? — zapytał, zerkając przez ramię na szatyna, który westchnął głośno, by zwrócić na siebie więcej uwagi.
— Tak i nie — odpowiedział, oplatając ramionami brzuch starszego.
James nie podjął znowu próby znalezienia młodszemu czegoś do roboty. Przesunął się razem z uczepionym nastolatkiem w stronę zlewu i zwyczajnie zaczął myć naczynia, którymi, wstyd było przyznać, grali w Tetrisa. Działało u nich jakieś dziwne prawo dżungli głoszące o zmywaniu tylko wtedy, gdy góra zacznie się rozwalać. Lub kto pierwszy stwierdzi, że ma dość patrzenia na stos brudnych rzeczy. Działało, choć kosztem było jedzenie spaghetti łyżką.
Peter wyglądał ponad ramieniem starszego, obserwując jak ten dzielnie toczy bój z piramidą Cheopsa i, szczerze mówiąc, wcale nie podobał mu się fakt, iż to robił. Znaczy, trochę tak, bo w końcu nie będzie się wygłupiać z posiłkami, ale musiał to robić teraz? Kiedy Peter przeżywał najgorsze godziny swojego życia? Westchnął ciężko, najżałośniej jak potrafił i z niezadowoleniem przyznał sam przed sobą, że robił to zdecydowanie za często – James się uodpornił. Parker schował twarz w koszulce bruneta, stukając palcami o mięśnie brzucha Barnesa.
Oh, gdyby Bucky wiedział, co siedziało w głowie Petera, dawno kazałby mu spadać.
Dziewiętnastolatek pozwolił sobie na powolne podwinięcie koszulki, co nie spotkało się z jakimś większym sprzeciwem. Właściwie, James zignorował to, co zrobił, więc postąpił o krok dalej, wsuwając pod materiał nieco chłodne dłonie, które natychmiast zaczęły kreślić na ciepłej skórze różne wzory. Kiedy i to nie podziałało, Peter z wahaniem posunął się do kolejnego czynu, powoli jadąc palcami nad gumką spodni.
— Ale ty jesteś namolny — warknął nieco podirytowany James, łapiąc za nadgarstki chłopaka. — Rozbierz się i pilnuj swoich ubrań, co? — dodał, odsuwając od siebie szatyna, by odwrócić się do niego na krótką chwilę.
— O wow, ale jesteś romantyczny. “Rozbierz się i pilnuj swoich ubrań” — mruknął nastolatek, przedrzeźniając bruneta. Zaplótł ręce na klatce piersiowej, kiedy brunet odwrócił się z powrotem do zlewu, ale po chwili zastanowienia podszedł do blatu obok i zwyczajnie na nim usiadł.
— Wyrzucę cię przez okno — oznajmił śmiertelnie poważnym tonem Bucky, opierając się pokrytymi pianą rękami o zlew. Mogli zainwestować w zmywarkę, ale komu chciałoby się pakować do niej naczynia?
— Musisz wymyślić coś innego, bo i tak szybko bym wrócił — stwierdził Parker, wzruszając ramionami.
— Jesteś jak pieprzony boomerang — sapnął Barnes, z powrotem zaczynając myć naczynia.
Peter szybko zgarnął pianę z dłoni mężczyzny i zanim Bucky zdążył zareagować, pacnął nią w policzek niebieskookiego.
— Doigrałeś się — warknął zaraz starszy, dając nastolatkowi sekundę na zejście z blatu, co zaraz wykorzystał.
Cóż, może późniejsze czyny nie były myciem naczyń, ale zdecydowanie miały ciekawszy charakter.
••••••
muszę napisać wreszcie o balconie, bo obiecałam xuenxjd
offspringofHelios to mógłby być wstęp do czegoś większego, ale nie umiem w coś większego XDDDDD
[geez ogarnij się człowieku, u dont even feel horny]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro