¢υ∂∂ℓιиg ѕσмєωнєяє!
thirty second day
•••
James stanął przy samochodzie, opierając się o niego. Peter jak zwykle się spóźniał. Z wahaniem spojrzał w telefonowy zegarek, zagryzając lekko dolną wargę. Gdyby nie jego chęć podwożenia codziennie szatyna, byłby już w domu i jadł obiad. Ale nie lubił myśli, że młodszy szedł do siebie sam, na nogach, bo miał niesamowitą tendencję ładowania się w kłopoty, z których często wyciągał go Bucky. Był starszy o rok, w klasie maturalnej i ciężko było go nie szanować.
Petera poznał w kozie, kiedy trafił tam po bójce z Samem. Młody nie miał zamiaru powiedzieć, co zrobił, ale James nie naciskał. Leżał na stoliku, wbijając wzrok w młodszego do momentu, w którym Parker z zaczerwienionymi policzkami spytał, dlaczego to robi. Liczne upomnienia nie powstrzymały ich przed prowadzeniem rozmowy, której nie przerwali nawet, gdy wyszli z pomieszczenia. Barnes rzucił wtedy luźną propozycją podwiezienia, a Peter z wahaniem się zgodził.
Nie mieli pojęcia, kiedy ich relacja z czysto przyjacielskich zmieniła się w zauroczenie, ale tak się stało. James podwoził Petera do domu, czasami zostając razem z nim w mieszkaniu lub zabierał do siebie, gdzie oprócz Rebecci zazwyczaj nie było nikogo.
Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że choć trwali w związku dopiero dwa miesiące, niewiele osób wiedziało. Właściwie, był to tylko Steve, który “przez przypadek” przeczytał smsa, jakiego James wysłał Peterowi, Ruby i Michelle. Dziewczyny dość szybko się domyśliły co jest grane, więc nie było sensu ukrywać tego przed nimi. Poza tym, tak było łatwiej – Peter często mówił May, że “idzie do MJ się pouczyć”, a Michelle udawała, że faktycznie tak jest. James natomiast wymyślać nie musiał. To wszystko było o tyle uciążliwe, że na szkolnym korytarzu ograniczali się jedynie do szturchnięć i krótkiej rozmowy, byleby nie dać się sprowokować przez drugiego.
— Cześć James — mruknął Peter, stając tuż przed Jamesem i uderzając głową o mostek starszego. Brunet sapnął, zaskoczony nagłym bucnięciem.
— Cześć młody — powiedział, szybko rozglądając się wokół. — Coś się stało?
— Jestem zmęczony. Dzisiejszy dzień był do dupy — oznajmił, wciąż nie odsuwając się od Jamesa. — Mógłbyś mnie przytulić?
— Mogą nas zobaczyć — powiedział cicho James, niesamowicie wzburzony faktem, że chciałby to zrobić, ale nie mógł. Peter to rozumiał, więc odsunął się z cierpiętniczą miną.
— Masz rację — westchnął, przeciągając się. Jasny sweter odsłonił nieco mięśnie jego brzucha.
— Wyprzytulam cię w domu. Jedziesz do mnie? — zapytał, chowając komórkę do kieszeni spodni.
— Miałem nadzieję, że to zaproponujesz. Już napisałem May, że idę do MJ. — Zachichotał, kilkukrotnie uderzając lekko chłopaka w brzuch.
— No to wskakuj — powiedział, odsuwając od siebie ręce młodszego.
Kilka minut później, James zamykał na klucz drzwi do swojego pokoju.
— Więc co się stało tak naprawdę? — zapytał, kładąc się na łóżku obok młodszego.
Peter natychmiast obrócił się w jego stronę, niemal kładąc się na nim i przytulając się do klatki piersiowej bruneta. Jedną nogę jak zwykle ułożył na Barnesie.
— Nic takiego — odparł, uśmiechając się delikatnie, gdy ręka Jamesa została położona na jego plecach. — Chciałem się po prostu do ciebie przytulić. Bardzo chciałem.
— Teraz masz mnie tylko dla siebie — oznajmił chłopak, całując młodszego w czubek głowy.
••••••
skończyłam to pisać o 10:44, ale publikuję teraz, żeby offspringofHelios była dzisiaj pierwsza cjsbzjdk
[ehh]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro