¢σмρєтιиg!
twenty second day
•••
Peter uwielbiał treningi z Jamesem. Barnes wydawał się być wtedy niesamowicie skupiony na tym, by korygować jego błędy i baczyć na samego siebie. Bawiło go, że cały czas wykonywał wszystko z największą perfekcją, bo, szczerze mówiąc, Peter i tak nie wyłapywał, kiedy starszy robił coś źle. A wiedział, że bardzo się stara, po sposobie, w jakim coś mówił. Krótkie, lakoniczne zdania opuszczały usta bruneta za każdym razem, kiedy Parker próbował zagadać i już nauczył się, że podczas treningu nie wyciągnie z niego nic. Dosłownie nic.
Ale lubił to. Pracę w ciszy, spojrzenie Jamesa na sobie, gdy go uczył, jego głos, kiedy go poprawiał.
Najlepsze były jednak symulacje prawdziwej walki, której wynik zawsze był nieznany dla ich dwójki. Głuche dźwięki ciała uderzającego o materac bądź stłumione jęki, gdy czyjaś ręka uderzyła drugą osobę wypełniały salę treningową, tak samo, jak warknięcia czy ciche przekleństwa. Fakt, czasami walczyli zbyt brutalnie. Ale mieli to gdzieś – potrafił przepraszać się milion razy, by za dwa dni zrobić zupełnie to samo. Tak po prostu.
— Poddajesz się? — zapytał James, kiedy podczas kolejnego sparingu powalił Petera na materac. Ręce owinięte bandażami umiejscowił na biodrach.
Peter podniósł wzrok, oddychając ciężko. Widząc, że lśniąca od potu klatka piersiowa starszego również unosi się i opada chaotycznie. Doszedł więc do wniosku, że i on jest już zmęczony. Cień usatysfakcjonowanego uśmiechu przebiegł przez usta młodszego, gdy podniósł się, zostawiając po sobie mokry ślad na macie.
— Chciałbyś — powiedział dumnie, wstrząsając ramionami.
James zaśmiał się, jednak pozwolił zrobić na siebie szarżę. Wykorzystał zmęczenie szatyna, przyjmując na siebie złapanie w talii, i łokciem uderzył między jego łopatki, nogą podkaszając młodszego. Peter jęknął, upadając, co James szybko wykorzystał, przewracając go na plecy i łapiąc za nastoletnie nadgarstki. Kolano niechcący wbił w udo brązowookiego, co wywołało w nim zabawną reakcję.
— Wygrałem — oznajmił dumnie Parker, wbijając brązowe oczy w niebieskie tęczówki Jamesa, który w niezrozumieniu ściągnął brwi.
— To był sparing, Peter. Nie walczymy o pierwsze miejsce — zauważył zgrabnie, lustrując młodzieńczą twarz.
— Zawsze walczy się o pierwsze miejsce — stwierdził z szerokim uśmiechem, nabierając więcej powietrza do nieco obolałej klatki piersiowej. — I dzisiaj ja je zająłem.
— Nie masz jak się ruszyć, przycisnąłem cię do maty. — Mężczyzna zaśmiał się krótko, ale uśmiech zaraz zniknął mu z twarzy, widząc prowokująco uniesione brwi Petera. Oczywiście, czego mógłby się spodziewać. — Parker, ty pieprzony perwercie — sapnął, przesuwając ręce nad głowę szatyna, by przytrzymać je lewą dłonią, a prawą przetrzeć twarz.
— Litości, uwielbiasz, kiedy taki jestem — wymruczał Parker, poruszając lekko biodrami, co James oczywiście wyczuł bez patrzenia. — Poza tym, ostatnio wcale mnie tak nie nazywałeś.
— Ostatnio byliśmy w sypialni i to jak zwykle ty zacząłeś robić tę swoją ulubioną rzecz — stwierdził James, opierając się w końcu na prawej ręce. — Jeszcze trochę, a zacznę się czuć gwałcony w tym związku.
— Już widzę, jak biegniesz na policję ze zgłoszeniem. — Parker przewrócił oczami, ale zadrżał, gdy dłoń Jamesa powoli zaczęła wpełznąć pod jego biały podkoszulek.
— Jesteś obrzydliwy Peter — stwierdził bez wahania James, mrużąc delikatnie oczy. Palce kierował dokładnie tam, gdzie ostatnio zostawił malinki.
— Powiedziała amerykańska dziewica — mruknął Parker, opanowując drżenie głosu, gdy James złapał za jego koszulkę i pociągnął ją w górę. Niezbyt płynnie przerzucił ją nad głową dwudziestolatka, nie ściągając jej całkiem i się zaśmiał. Krótko i nieco inaczej, niż zazwyczaj. Parker nie mógł jednak wyczaić dokładnie różnicy.
— Kiedy zrobiłeś się taki wyszczekany, co? — zapytał, wsuwając palce pod gumkę luźnych spodenek. Parker zadrżał.
— Znowu się ze mną bawisz — jęknął młodszy, ignorując zupełnie pytanie starszego. I zrobił to jeszcze raz, gdy ręce Jamesa opuściły jego ciało.
— Być może — stwierdził, wstając znad szatyna i jakby nigdy nic podchodząc do miejsca, w którym rzucił swój ręcznik. — I to ja wygrałem, gówniarzu — dodał zwycięskim tonem, patrząc, jak Peter zaciska nogi, mając przy tym tak czerwone policzki, jakich nie miał nigdy dotąd.
— Nienawidzę cię — sarknął, ubierając na siebie z powrotem podkoszulek.
— Powiedz mi to w sypialni. — James puścił w stronę młodszego oczko i jakby nigdy nic skierował się do wyjścia, zarzucając sobie materiał na szyję.
••••••
pokutowanie ciąg dalszy
offspringofHelios wIĘCEJ NA MOIM PATROENIE CZY JAK TO TAM SIĘ PISZE XDDDD
[jakiego politowania, co zrobiłam
also wciąż nie wiem, jak to się pisze]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro