∂σιиg ѕтн нσт!
sixtieth day
[second the worst day of whole challenge; treści nieprzeznaczone dla młodszych czytelników, dlatego wyciągać dowodziki :)))]
•••
— Nienawidzę wracać o trzeciej nad ranem — mruknął niewyraźnie Peter, przecierając przekrwione przez brak snu oczu.
— Ale siedzieć do piątej oglądając serial możesz, co? — zapytał zaczepnie Tony, poklepując plecy dziewiętnastolatka.
— To co innego — stwierdził, starając się brzmieć na oburzonego, co absolutnie mu się nie udało przez ziewnięcie. — Nieważne, idę spać — stwierdził, gdy starsi się zaśmiali.
Peter pożegnał się z Avengersami i korzystając z windy, przedostał się na najwyżej osadzone piętro. Był zmęczony, obolały, ale też niesamowicie usatysfakcjonowany. Wreszcie postanowili obdarzyć go większym zaufaniem, zabierając na jedną z ważniejszych misji, która tym razem nie trwała dzień, tylko niemal tydzień. Być może zrobili to też dlatego, że zaczęły się wakacje i nie istniało ryzyko, że będzie musiał opuścić szkołę na nieco dłuższy czas, zbierając coraz więcej zaległości.
Poza tym, to była też jedna z nielicznych misji, podczas których nie zapatrzył się na swojego chłopaka. Nie, żeby nie robił tego normalnie, ale brunet celowo podburzał jego skupienie, rzucając dwuznacznym tekstem lub robiąc coś, co skutecznie przekierowywało umysł nastolatka na inne tory. Dziwił się, że jeszcze nikt nie zobaczył ich głębszej relacji, choć z drugiej strony niezmiernie się cieszył brakiem jakiejkolwiek reakcji na ich dwójkę.
To stało się tak... nagle. Już wcześniej między nimi coś było, ale kiedy tego pamiętnego wieczoru reszta wyjechała na bankiet, zostawiając ich dwójkę samą w domu, szklane mury runęły, a oni po raz pierwszy zasnęli razem po serii pocałunków, przerywanej sporadyczną rozmową. Nie było fajerwerków, niesamowitego spotkania, podczas którego jeden z nich spytałby o chodzenie, to po prostu się stało i czasami, czasami, Peter zastanawiał się, jak to wszystko potoczyłoby się, gdyby trzymał Jamesa na dystans, zmuszając go do robienia jakichś dziwnych podchodów. A potem Barnes wchodził do jego pokoju i wszystkie te myśli zostawały odholowane w tył umysłu.
Parker wszedł do pokoju, rzucając trzymaną maskę na najbliżej stojącą komodę, zaraz po tym naciskając pająka, umiejscowionego pośrodku klatki piersiowej, powodując tym samym rozciągnięcie materiału. Bez problemu ściągnął go z siebie, nie trudząc się, by przenieść go w jakieś mniej oczywiste miejsce i skierował się do przestronnej łazienki. Tam pozbył się bokserek, wchodząc od razu pod prysznic, by zmyć z siebie pot i kurz, który przykleił się do niego mimo ubrania.
W trakcie mycia wpadł na genialny pomysł zrobienia sobie kąpieli, więc kiedy wyszedł spod prysznica, owinął biodra ręcznikiem i zaczął realizować swój wymysł, zamykając odpływ w dużej wannie. W międzyczasie odpisał Nedowi, formułując niesamowicie długą i szczegółową wiadomość tak, by nie była zbyt oczywista, a jednocześnie żeby brunet wiedział, o co chodzi. W tyle jego głowy cały czas bowiem tkwiła myśl, że ktoś może mieć dostęp do jego wiadomości, co, szczerze mówiąc, było bardzo nieprawdopodobne.
Kiedy uznał, że wody jest wystarczająca ilość, zamknął kran i wlał dość sporą ilość płynu do kąpieli, pieniąc go szybkimi ruchami dłoni. Po tym odwiesił ręcznik na odpowiednie miejsce i wszedł do wody, wzdychając krótko. Nie lubił siedzieć bezczynnie, ale teraz to wydawało się tak piękną chwilą, że mógł spędzić w wodzie resztę swojego życia. Nawet lecący na telefonie serial nie miał szans z relaksem w gorącej pianie, której zapach miło drażnił nozdrza dziewiętnastolatka.
— Co to za nowa moda, żeby nie zamykać drzwi od łazienki? — zapytał rozbawiony James, opierając się o framugę drzwi i z uśmiechem patrząc na przymknięte oczy młodszego, które już chwilę nie śledziły tego, co dzieje się na ekranie telefonu.
— Po co, skoro jestem sam? — wymruczał Parker, budząc się z błogiego stanu nieświadomości i mokrym palcem zatrzymując lecący odcinek.
— A gdyby ktoś ci wszedł? Nie wiem, taki Steve czy Natasha. — Wzruszył ramionami, łapiąc za klamkę i zamykając drzwi po wejściu do środka.
— Dobrze wiemy, że Steve nie zrobiłby tego — stwierdził Parker, odsuwając się od ścianki wanny, by usiąść po turecku i oprzeć się o krawędź, pozwalając wodze z przedramion kapać na płytki. — A Natasha widziała mnie nagiego.
— Słucham? — James zmarszczył brwi, zbyt zaskoczony tą informacją, by zareagować jakkolwiek inaczej.
— Natasha widziała mnie nagiego — powtórzył i choć mówił to pewnym głosem, policzki ozdobił rumieniec. — Ciebie nie było, a Natasha od razu zauważyła rozcięcie na biodrze. Musiałem ściągnąć bokserki, żeby mi je opatrzyła — wytłumaczył, śmiejąc się głupkowato, widząc jak bardzo zaskoczony został James.
— I kiedy zamierzałeś mi to powiedzieć? — zapytał brunet, unosząc ku górze prawą brew, gdy kucnął tuż przed dziewiętnastolatkiem.
— Czy ty jesteś zazdrosny o Natashę? — Przekrzywił rozbawiony głowę, manewrując wzrokiem od niebieskich tęczówek do ciemnoróżowych ust.
— Być może — mruknął, zbliżając się do Petera, by pocałować go krótko. — Długo będziesz tu siedział?
— Być może — zawtórował, odsuwając się jak najbardziej od krawędzi.
— Przysięgam, nie znoszę cię — westchnął zmęczony, choć w oczach tańczyły mu iskierki rozbawienia. — Nie wystygła ci jeszcze woda? — zapytał wstając, by ściągnąć z siebie dresowe spodnie.
— Nie, wciąż jest ciepła — zaprzeczył, patrząc, jak dwudziestosześciolatek wchodzi do wody i bez wahania zajmuje miejsce po przeciwnej stronie młodszego. Nie ściągając przy tym ani bokserek, ani koszulki. Bo po co. — To nie fair, ja nie mam na sobie nic.
— Zmuś mnie, żebym się rozebrał — powiedział Bucky, opierając ręce o krawędzie wanny i wyciągając nogi tak, że Parker znalazł się między jego stopami.
— Wyzwanie przyjęte — mruknął jedynie, unosząc ku górze prawy kącik ust.
James był przygotowany na ochlapanie ze strony młodszego, co i tak nie zmusiłoby go do zdjęcia mokrej koszulki. Nie spodziewał się jednak, że chłopak zagryzie dolną wargę, przysuwając się bliżej niego, powoli siadając na jego udach i nie pozwalając, by biodra wysunęły się ponad linię wody. Specjalnie nimi poruszył, ocierając się o Jamesa i z satysfakcją zobaczył, jak odchrząkuje, zaciskając przy tym zęby.
— Widziałem — powiedział z uśmieszkiem, całując starszego pod uchem.
— Perwert — wydusił jedynie Jamesa, choć gdyby nie znał go tak dobrze, brzmiałoby to dla niego jak normalnie wypowiedziane słowo.
Peter może i nie dominował w ich związku (choć uparcie twierdził, że tak nie jest), ale za to doskonale znał ciało bruneta po tylu spacerach wzdłuż kręgosłupa, mostka i gdzie tylko zaprowadziły go własne palce. Wiedział więc, co i jak zrobić, by zmusić starszego do działania i to wykorzystywał za każdym razem, gdy zostawali sami. Chociaż, może nie za każdym razem. Co nie zmieniało faktu, że lubił się z nim od czasu do czasu droczyć.
Wsunął dłonie pod mokrą koszulkę, powoli sunąc opuszkami wzdłuż kręgosłupa Jamesa i obdarzając jego szczękę pocałunkami. Widząc, że to niezbyt wpływa na starszego, ukierunkował palce tak, by znalazły się w dole pleców i nałożył tam większy nacisk. To zawsze sprawiało, że ciało Jamesa rozochacało się jeszcze bardziej i wcale się nie zawiódł, słysząc szmer metalowych łusek, gdy zacisnął palce na wannie. Nie powstrzymał się też przed ponownym otarciem się o starszego, co z kolei wyrwało spomiędzy jego ust ciężkie westchnięcie. Na tym jednak również nie miał zamiaru spocząć. Prawa ręka poczęła kierować się z pleców, przez bok i skończyła dopiero nad linią bokserków, w które Peter wepchał dłoń, nawet się nad tym nie zastanawiając. Przejechanie palcami po członku Buckyego wystarczyło, by ten złapał młodszego za nadgarstki.
— Możesz sobie pomarzyć — warknął, choć czyny brązowookiego wcale nie wywołały w nim zdenerwowania. Odsunął od siebie Petera, zdejmując go ze swoich nóg i wyszedł z wanny, rozchlapując wokół wodę. Zdjął również koszulkę, która odnalazła swoje miejsce w umywalce, a następnie gwałtownym ruchem zabrał ręcznik Petera.
— To jest mój ręcznik! — zawołał za nim szatyn. Do uszu dziewiętnastolatka doszedł niezidentyfikowany odgłos, poprzedzający krótki lot granatowych bokserków, skończony głośnym chlapnięciem w umywalce.
— Wygrałem Jimmie!
••••••
1215 słów!! o-O
ta dwójka ma nasrane w głowach, is2g
A A A SKOŃCZYŁAM CAŁE WYZWANIE DUMA MNIE ROZPIERA BARDZOOOOO
DZIĘKUJĘ ZA WASZE GWIAZDKI I KOMENTARZE I TO, ŻE CZYTALIŚCIE, KOCHAM WAS URWISKI 😖
offspringofHelios dorób sobie resztę sama XDXD aLBO NIE, RESZTA NA MOIM PATRONICIE KOCHANI [powiedzcie, że tym razem dobrze napisałam]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro