ιи вαттℓє, ѕι∂є-ву-ѕι∂є!
fifty second day
•••
Szczęk łańcuchów odbił się echem po chłodnym korytarzu, kiedy dwudziestolatek wyprostował zgiętą od trzech godzin nogę. Zmąciło to ciszę, jaka nastała, gdy światła pogasły, sygnalizując ciszę nocną. I szczerze, nie miał pojęcia, kiedy to było. Pięć minut temu czy pięć godzin? Czas wydawał się być w mniemaniu młodego mężczyzny czymś nieistniejącym, nie dającym się określić. Denerwował go za każdym razem, gdy tylko do jego umysłu dochodziła myśl z nim w roli głównej.
— Dlaczego nie śpisz? — zapytał mężczyzna najciszej jak się da, byleby tylko jedna osoba w całej podziemnej bazie mogła go usłyszeć.
— Nie mogę — odpowiedział cicho, wbijając wzrok w kostkę, do której przytwierdzony był łańcuch.
Osobnik wstał. Jego ciężkie buty musiały kiedyś wydawać jakiś dźwięk, ale teraz pokonywały kolejne metry bezszelestnie. Jakby ich melodia została wymazana z powierzchni ziemi wieki temu.
W przeciwieństwie do młodszego, on nie był niczym skrępowany. Z prostych powodów – gdyby tryb Zimowego Żołnierza wciąż działał, po zamknięciu go w celi, mógłby rozładować to na bezbronnym dwudziestolatku, który miałby za mało pola do popisu, by jakkolwiek się obronić. I zdarzyło się to już dwa razy, gdy został zamknięty za szybko i nie potrafił w pełni nad sobą zapanować.
I brunet nienawidził się za to.
— Spróbuj chociaż przez chwilę — poprosił cicho, zmuszając młodszego do położenia się na starym materacu. Pozwolił mu również położyć głowę na swoich udach, co zrobił niezbyt chętnie przez strach przed zrobieniem czegoś, czego będzie żałował.
Ale nie zrobił nic takiego do rana. Był pewien, że spał tylko dwie lub trzy godziny, podczas gdy szatyn po raz pierwszy przespał znacznie więcej, niż on. Spał nawet, gdy żołnierze Hydry rozpoczęli poranną pobudkę, uderzając w kraty wcześniejszych cel i śmiejąc się z losu rosyjskich zabawek. Brunet wtedy odsunął się od młodszego, bojąc się reakcji żołnierzy i znowu przemaszerował na drugą stronę. Dopiero jego brak sprawił, że dwudziestolatek otworzył oczy, niemal od razu podnosząc się do siadu.
Potem było tylko gorzej. Zostali rozdzieleni po wyjściu z celi i zaprowadzeni do osobnych sal przygotowujących do misji, gdzie dwójka identycznych z charakteru ludzi poczęła wymieniać słowa, budząc w ciałach niedoszłych kochanków to, czego najbardziej się obawiali. Bestii, potwora niezdolnego do odczuwania... czegokolwiek poza nieuzasadnioną złością. Czy to było normalne? Dla każdego, kto był spoza Hydry, nie. Dla tych z Hydry – a i owszem.
Przebrani w swoje kombinezony i obładowani po zęby bronią wszelakiej maści, zostali zabrani na pokład helikoptera, który z kolei zabrał ich do miejsca, które widzieli po raz pierwszy. A może wcale nie? Nie mieli pojęcia. I nie zastanawiali się nad tym długo.
— Zabijcie Avengersów — warknął wysoki mężczyzna o łysiejących, czarnych włosach, które wyglądały, jakby również miały odejść.
A potem, po odstawieniu dwójki żołnierzy, nie było już nikogo, poza nimi. Cały świat wymazał się, zostawiając przed nimi słabo nakreśloną drogę i doskonale widoczny cel, który już wychodził im na spotkanie. Jedno, krótkie spojrzenie wystarczyło, by przez maski przekazali sobie wszystko, co miało zostać przekazane. Emocje? Nie, nie one. Ich już nie było. Zostały polecenia, rozkazy, paskudne słowa, wychodzące spomiędzy spierzchniętych warg.
Avengersi zdawali się nie mieć szans, gdy stanęli naprzeciw tylko dwójki wysłanników Hydry. Miała być prosta gra, mięli pokonać przeciwników, załadować ich do więzienia w T.A.R.C.Z.Y., wrócić do domu i udawać, że są normalni, że wcale nie byli właśnie na kolejnej misji. Ale nie przewidzieli, że staną twarzą w twarz z jednym umysłem w dwóch osobach.
Walka Człowieka-Pająka i Zimowego Żołnierza była pięknie niebezpieczna, zabójcza, zabierająca dech w przenośni i dosłownie. Byli tak zgrani, że skomplikowane ruchy i sekwencje walki mogłyby uchodzić za niezwykle zschynchronizowany taniec, gdyby w dłoniach nie spoczywał nóż sprężynowy czy pistolet, którego czerń budziła panikę w niejednym. Zaciekawienie skumulowane było też w kwestii ich zachowania, gdy jednemu z nich groziło większe niebezpieczeństwo – Pająk wystrzelał sieć, by odciągnąć bruneta od niebezpieczeństwa, a Żołnierz posyłał w stronę przeciwnika kule, by nie zrobił młodszemu krzywdy od tyłu.
I choć byli niezwykle zgranym duetem, wiernie walczącym u swych boków, przegrali, gdy poświęcili sobie więcej uwagi.
••••••
hydra!au to jedno z moich fav au is2g
offspringofHelios hehehe
[aż żałuję, że nie ma tego więcej zurjsj]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro