Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ιи α ∂ιffєяєит ¢ℓσтнιиg ѕтуℓє!

forty fifth day!

•••

    — Barnes, patrz — mruknął cicho Tony, by tylko siedzący obok niego brunet mógł usłyszeć jego głos.

        Osiemnastolatek nie załapał, o co chodzi w dziwnym drygnięciu głową, więc zmarszczył tylko brwi, układając z ust słowo “spierdalaj” i wrócił do swojego zeszytu, w którym jak zwykle pisał nieodrobione jeszcze zadanie. Stark szturchnął więc rówieśnika, bardzo niedyskretnie wskazując palcem młodszego o rok licealistę.

    — Co z nim? — zapytał, udając niezbyt zainteresowanego.

    — Nie wiem, ty mi powiedz — oznajmił swobodnym tonem, co od razu przestało podobać się Jamesowi. Zazwyczaj w takich sytuacjach brunet wyciągał skrzętnie skrywane sekrety któregoś z nich i było to cholernie niezręczne.

    — Co mam ci powiedzieć? — Bucky grał głupka, oczywiście, że tak. Nie mógł jednak wpaść w Starkową pułapkę, która na pewno pojawiłaby się, gdyby podjął się tematu.

    — Bucky coś przed nami ukrywa — stwierdziła wesoło Natasha, opierając się o stołówkowy stolik. James rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.

    — Ukrywam przed wami wiele rzeczy, bo gdybym o nich powiedział, nie przestalibyście mi dopierdalać — burknął, poprawiając rękawy flanelowej koszuli.

    — Brzmi logicznie. Ale nie dla mnie. — Stark uniósł kąciki ust, kładąc rękę na zeszycie niebieskookiego, by uniemożliwić mu dalsze pisanie. — Kim on jest?

    — Nawet nie wiem, o kogo pytasz — jęknął James. Miał dość tej rozmowy, a przecież ta dopiero się zaczęła. Miał nadzieję, że szybko się skończy.

    — Chodzi wam o tego czarnego dzieciaka? To Peter Parker — oznajmił wyrwany z myśli Steve, gdy tylko zlokalizował obiekt spojrzeń jego trójki przyjaciół.

        James miał ochotę rzucić się na Rogersa, owinąć palce wokół jego szyi i udusić.

    — Oh, Steve jest wtajemniczony — powiedziała pogodnie Romanoff, uśmiechając się w tak zadziorny sposób, że Barnes po prostu musiał przewrócić oczami.

    — Walcie się — oznajmił zmęczonym głosem, wstając od stolika.

        Wydarł spod ręki Starka zeszyt od angielskiego i nie trudząc się wciśnięciem go do torby, ruszył przed siebie. Kroki stawiał mechanicznie, kierując się do szafki, by tam zostawić wszystkie niepotrzebne rzeczy, a kiedy to zrobił, witając się z paroma osobami, wyszedł na zewnątrz.

        Uczniowskie patio było czymś... starym. Po prostu. Władze nie trudziły się wymienieniem stolików, ławek, czy choćby zleceniem wysprzątania tego miejsca. Zazwyczaj więc tylko jeden stolik był zajęty – nie miał żadnych wad, deszcz również go nie zamoczył. James skierował się do niego, kładąc zeszyt na blacie i z powrotem otworzył go na ostatniej stronie.

    — Cześć — usłyszał po kilku chwilach brunet. Zaraz po tym nastąpiło żałosne zaskrzypienie ławki, mającej swoje miejsce naprzeciw tej Barnesa.

        James podniósł głowę. Przed nim, we własnej osobie siedział Parker, opierając się o blat stolika. Na ramiona miał zarzuconą skórzaną, czarną kurtkę i wyglądał, jakby chciał właśnie wyjaśnić plan napadu na bank.

        Inaczej go zapamiętał w tamtym roku

    — Cześć Pete — mruknął, przesuwając wolną rękę w stronę młodszego. Parker porozglądał się wokół i dopiero wtedy odważył się wsunąć palce pod rękę starszego. — Tony i Natasha zaczynając coś podejrzewać.

    — Dopóki nie odkryją prawdy, nie będą mieli na nas nic mieć.

        A potem po prostu posiedzieli razem do dzwonka, by po nim znów udawać, iż się nie znają.

••••••

nie miałam na to pomysłu zhebzj

offspringofHelios PIERWSZA!!!!!!!

[meh takie w sumie dupy nie urywa, ale bywało gorzej, więc mam wybaczone a little bit]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro