Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

αяgυιиg!

fifty third day

•••

        Ziewnął szeroko, nawet nie próbując zerknąć kątem oka na to, co oferowała mu telewizja. Po dwudziestej trzeciej wyświetlane programy były zazwyczaj jakimiś filmami dokumentalnymi o morderstwach, niedorzecznymi teoriami lub horrorami, za którymi nie przepadał. W jego mniemaniu miały tę samą fabułę, co wszystkie, występowały te same wątki, a na widok napisu „film oparty na faktach” przewracał oczami.

        Nie chciał kłaść się spać. Inaczej – bardzo chciał już znaleźć się pod kołdrą, ale nie mógł zasnąć, ze względu na Petera Pieprzonego Parkera, który postanowił wyjść po dziewiętnastej ze swoją przyjaciółką i do teraz nie wrócił. Nie, żeby się martwił, po prostu nie lubił zasypiać ze świadomością, że gnojek może w każdej chwili wpaść i przyprawić go o zawał serca. Nie robił tego, ale skoro przedwczoraj nie hamował się z trzaskaniem drzwiami o pierwszej nad ranem, James nie miał co się dziwić.

        Ale dziwił się, bo twierdził, że to, co się stało, wcale nie było jego winą.

        Mimo tego oparł się o podłokietnik kanapy i coraz bardziej kleiły mu się oczy. Co jakiś czas budził go głośniejszy dźwięk programu i dopiero gwałtowne złapanie za klamkę ostatecznie wyrwało bruneta z nadciągającego snu. Momentalnie się rozbudził, wbijając wzrok w korytarz i nasłuchując. Ktoś wszedł do środka, wcale nie kryjąc się z tym, że to zrobił i bezceremonialnie łupnął drzwiami o framugę, budząc zapewne sąsiadów wokół. Barnes zmarszczył brwi, bezszelestnie wstając z kanapy.

        Oczywiście zastał przy wejściu Petera, który z niewielkim uśmieszkiem ściągał z nóg buty i wcale nie przejmował się tym, że James go obserwuje. Natychmiastowo jego postawa zadziałała dwudziestoczterolatkowi na nerwy.

    — Musisz się tak afiszować ze swoim powrotem? — zapytał zaczepnie, zaplatając ręce na klatce piersiowej.

        Parker wyprostował się, nie odsuwając ciała od ściany. Wzrokiem zaszczycił Barnesa.

    — Spierdalaj — powiedział jedynie, wesoło unosząc kąciki ust ku górze. Był z siebie niesamowicie dumny, jego postawa wręcz wrzeszczała pewnością siebie.

    — Mógłbyś się ogarnąć? Nie każdy musi wiedzieć, że wróciłeś do domu po dwudziestej trzeciej. — James obserwował Parkera, który rzucił butem na stojak z obuwiem, powodując tym samym zrzucenie kilku par. — Mówię poważnie — dodał, widząc, że zamierza zrobić to samo z drugą tenisówką.

    — Tak, tak, staruszku — mruknął rozbawiony, ciskając przedmiotem. Zwalił chwiejące się buty i począł iść w głąb mieszkania, obierając sobie za cel zapewne swój pokój.

    — Piłeś — oznajmił zaraz James, gdy tylko Peter przeszedł obok niego. Złapał go za ramię, zmuszając tym samym młodszego do zatrzymania się.

    — Faktycznie, powód do przypierdolenia się. Nie jestem przypadkiem dorosły? — zapytał retorycznie, unosząc prawą brew. W oczach odbijała się pogarda, która jeszcze bardziej wpieniała Barnesa.

    — Mógłbyś nie przeklinać? Staram się z tobą normalnie porozmawiać, a ty mi to utrudniasz — warknął, niekontrolowanie wbijając palce w ramię szatyna mocniej.

    — Dziękuję, wolę z tobą nie rozmawiać w ogóle. — Szarpnął się, następując przy tym na stopę bruneta i gdy ten go puścił, z powrotem skierował się do swojego pokoju.

    — Zachowujesz się jak gówniarz, Parker — oznajmił Bucky, stając w progu Peterowego pomieszczenia, by ten nie mógł się od niego odgrodzić. Był pewien, że w tym momencie przewrócił oczami.

    — Tak samo, jak ty — stwierdził wesoło, puszczając starszemu oczko. Był ciekawy, w którym momencie pęknie, zdenerwowany jego zachowaniem. I tak, doskonale zdawał sobie sprawę, że aktualnie dorównywał dzieciakowi z podstawówki, ale niezwykle satysfakcjonował go widok zaciśniętych zębów.

    — Tak, bo to ja wracam jak ostatni debil napruty i pokazuję, jak bardzo jestem zły — stwierdził iście rozbawiony, nie szczędząc sobie jadu w głosie.

    — Debil, nowe określenie na mnie. Co będzie kolejne? Idiota? Pedał? No dalej Barnes, wiem, że potrafisz wymyślić coś ciekawszego. — Złożył dłonie jak do modlitwy, wysuwając dolną wargę, by zrobić proszącą minę.

    — Przestań mnie podpuszczać — poprosił James, starając się użyć spokojniejszego głosu, który był niesamowicie ciężką pozycją do odblokowania w tym momencie.

    — Czyli tak teraz się mówi na naskakiwanie za bycie gejem? — zapytał, łapiąc się za podbródek. — Zajebiście ciekawe, opowiedz mi więcej na ten temat — dodał Parker, uśmiechając się w tak złośliwy sposób, że gdyby stał przed lustrem, zdziwiłby się na swój widok.

    — Przestań robić ze mnie homofoba, Parker — powiedział brunet, zaciskając ręce w pięści. Miał wrażenie, że dzieliły go sekundy od doskoczonia do młodszego i złapanie go za bluzę, by wywrzeszczeć mu w twarz to, co myślał.

    — Oh, a nim nie jesteś? — zapytał niewinnie, unosząc ku górze brwi. — To,  co powiedziałeś dwa dni temu, miało niestety inny wydźwięk — dodał, ściągając z siebie za dużą bluzę, która po rzuceniu w lewo, zatrzymała się na obrotowym krześle.

    — Naprawdę będziemy się kłócić o tę bluzę?

        Peter przestał szarpać się z paskiem, słysząc te słowa. Opuścił ręce, tracąc swój paskudny uśmieszek i zostając jedynie z obojętną, może podirytowaną miną. James nie wiedział, jak to dokładnie opisać – okazało się, że za mało go znał. Może teraz zupełnie inne emocje przez niego przepływały? Może ten wzrok naprawdę coś znaczył?

    — Tutaj nie chodzi o pieprzoną bluzę, James — warknął Parker, gwałtownie zmniejszając między nimi odległość. — Jesteś pierdolonym homofobem i wcale tego nie widzisz. Najpierw przypomnij sobie, co dokładnie powiedziałeś dwa dni temu, a potem się do mnie dopierdalaj. Nie ja jestem problemem, tylko ty.

        I trzasnął drzwiami, uprzednio wypychając z pokoju Buckyego tak samo, jak przez ostatnie dwa dni.

••••••

james, dlaczego

tak, to nawiązanie do wearing eachothers' clothes, idealnie się to wpasowało tutaj zhrbzjd

offspringofHelios czy mi się wydaje, czy znowu jestem pierwsza? ;3

[odgrzewany kotlet]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro